poniedziałek, 24 marca 2014

Queen rules, rules of music - PART 22

- Ile miała lat?
- 22... całe życie przed nią było...
- O raju...
- Zginęła piękną śmiercią...
- W służbie dla narodu.
- Tak, ale nie jest to sprawiedliwe... Choć jest jeden plus umierania w tak młodym wieku.
- Jaki?
- Nie zostawiła męża... ani dzieci. Gdybym ja zginęła... - moja ręka bezwiednie znalazła się na brzuchu.
- Ciii, nie mów tak - odpairł cicho Joe. Siedzieliśmy nad grobem Mandy. Od jej śmierci minął równy miesiąc.
Moje... NASZE, moje i Joego dzieciątko miało już 10 tygodni (2,5 miesiąca), rozwijało się cudownie, biło mu serduszko... Dostałam zwolnienie z obowiązku pełnienia służby wojskowej, a w zamian za to pomagałam Aero w sprawach zespołu, pisałam z chłopakami teksty i muzykę, takie tam rzeczy...
- Chodźmy już - podniósł się z ławeczki - Zrobiło się chłodno - wtuliłam się w jego bok i poszliśmy z powrotem do samochodu. Po raz enty zaczęłam rozmowę na ten sam temat:
- Joe, a... wiesz... chciałabym wziąć ślub PRZED narodzinami dziecka...
- Wiem - odparł, wyjeżdżając z parkingu. Westchnęłam cicho i odpuściłam. Przecież w końcu mi się oświadczy, nie?
***
- Przycisz ten jebany wzmacniacz, nic kurwa nie słyszę! - poczułem pchnięcie statywem w plecy.
- Nie przyciszę, dupku! - odwrzasnąłem, kopiąc Stevena po nodze - Włącz sobie pieprzony odsłuch głośniej!
- Mam na maks, ciulu!
- To się pierdol!
- SAM SIĘ KURWA PIERDOL!
- MAM CIĘ DOŚĆ!
- ZARAZ ROZJEBIESZ NAM PRÓBĘ!
- AH TAK?! - przestałem grać i dosłownie jebnąłem gitarą o ziemię - W takim razie ja odchodzę!
- Proszę kurwa bardzo!
- Odchodzę - powtórzyłem pewnym tonem. Stevenowi zrzedła mina - Kłócimy się od miesiąca, Tyler. Mam dość. Odchodzę i szukaj sobie innego gitarzysty.
- W TAKIM RAZIE ZWALNIAM CIĘ! - wrzasnął - JOE, KURWA, ZWALNIAM CIĘ! WAL SIĘ NA RYJ! ZWALNIAM CIĘ! ZNAJDĘ SOBIE INNEGO GITARZYSTĘ! - darł się centralnie przed moją twarzą. Wtedy dałem mu w twarz, odwróciłem się na pięcie i wyszedłem ze studia.
Po chwili dogonił mnie Tom.
- Stary, przestań no, nie rób sobie jaj... - położył mi rękę na ramieniu, ale ją strząsnąłem.
- Spieprzaj, Hamilton - odwarknąłem.
- EJ NO! JESTEŚ JOE, KURWA, PERRYM! - zaczął krzyczeć - NIE MOŻESZ OT TAK SOBIE ODEJŚĆ!
- Mogę - odparłem spokojnie, wychodząc na zewnątrz - Żegnaj, Tom - dodałem i pozostawiłem skołowanego basistę przed wejściem, a sam wsiadłem w samochód i pojechałem do pierwszego lepszego klubu.
- Danielsa proszę - rzuciłem barmanowi i po chwili piłem już mój ulubiony trunek, siedząc w najdalszym kącie klubu, niewidoczny... Jak ninja, kurwa.
Jedna szklanka...
Dwie...
Trzy...
Cztery...
Lubiłem być uwalony alkoholem.
- Heeeeej, Joeeee - usłyszałem nagle przy uchu. Obok mnie siedziała Elyssa Jerret, laska, która zawsze się do mnie dowalała z zamiarem... No, nie oszukujmy się, przedymania mnie na wylot. Domyśliłem się, że tym razem chodzi jej o to samo... Kiedy ona się dosiadła?
- Czego chcesz? - spytałem znudzony, mimo, że znałem odpowiedź.
- Ty już wiesz czego... - jednym ruchem rozpięła mi pasek. Ożesz w mordę, dobra jestttt...
- A jeśli nie wiem? - drażniłem się.
- Wiesz... - wymruczała, wsuwając mi dłoń w bokserki. Syknąłem cicho - Nadal nie...?
- N... ie... - jęknąłem.
- To chodź, przekonasz się... - wstała, a ja poszedłem za nią na zaplecze. Znalazła jakiś składzik i zamknęła za nami drzwi.
Zsunęła mi dżinsy i bokserki do końca, po czym uklęknęła. Ale, cholera, nie po to, żeby się modlić.
To ja po chwili wzywałem Boga całym gardłem.
I to kurwa bite trzy razy.
***
- Muszę wracać...
- Zostań jeszcze chwilę... - mruczała mi do ucha, przekładając nogę na mój nagi bok - Mam trawkę...
- Taaa?
- Mhmmm...
- Skoro taaaak...
- Ale myślę, że dla mojego towarzystwa też zostaniesz, Joeeee... - jej seksowny głos doprowadzał mnie do obłędu.
- Zostanę - odparłem niskim tonem, a ona położyła się obok mnie, naga.
- Wiesz, jesteś tak cholernie przystojnyyy... - mówiła dalej, błądząc rękami po moim brzuchu.
- Ty za to seksowna... - odmruknąłem, patrząc na nią.
- Czuję - przejechała dłonią po moim podbrzuszu i niżej - Podniecam cię, cooo? Jeśli mi odpowiesz tak jak chcę... To będziesz miał nagrodę, skarbie...
- Podniecasz... - wychrypiałem, a Elyssa wstała i zrobiła mi taką 'laskę', że kurwa umarłem.
- Widzę... że poszło - uśmiechnęła się z satysfakcją. Dyszałem jak po jakimś maratonie, zamykając z rozkoszy oczy.
- Ja... k... cholera...
- To teraz twoja kolej... - jej usta były przy moim uchu - Przeleć mnie, Perry... - przeszedł mnie dreszcz - Przeleć mnie aż do orgazmu, jasne? - nie musiała dłużej mnie zachęcać.
***
- Gdzie ty cholera byłeś?! - obrzuciła mnie wzrokiem - Nie było cię prawie trzy dni, do kurwy nędzy!
- Ja... - przecież jej nie powiem, że spędziłem ponad dwa dni, pieprząc się, ćpając i pijąc z Elyssą, nie? - Nie jestem już w Aerosmith.
- CO?!
- Nie jestem już w Aerosmith. Odszedłem i jednocześnie Steven mnie wywalił - podeszła do mnie, wtulając się swoim drobnym, chudziutkim ciałem w moje ramiona.
- Przykro mi, Joe... - powiedziała cichutko - Mam nadzieję, że wszystko się ułoży i będziecie jeszcze razem grali.
- Nie chcę!
- Teraz. Jeszcze zatęsknisz, kochanie. Ale powiedz mi, gdzie ty do cholery byłeś? Martwiłam się...
- Łaziłem po klubach, a nocowałem u kumpli... Przepraszam - skłamałem gładko.
- Już w porządku - pocałowała mnie delikatnie i uśmiechnęła się - Opowiesz mi, czemu już nie grasz z Aero?
- Jasne - odparłem, pociągnąłem ją na kanapę i zacząłem opowiadać.
***
- Wiedziałam, że przyjdziesz - przepuściła mnie w drzwiach, uśmiechając się lekko.
- Elyssa, nic oprócz seksu nas nie łączy...
- Nie, kochanie, tym bardziej, że zdradzasz laskę z którą masz dziecko - wymruczała, wyciągając z szuflady już przygotowaną strzykawkę z heroiną i torebkę kokainy. Zaświeciły mi się oczy.
- To dla mnie?
- No wiesz, prezencik za twoje odwiedziny... - przyciągnęła mnie mocno i poklepała wewnętrzną stronę mojego ramienia. Wkłuła się perfekcyjnie, niemal bez śladu.
- O... tak... - jęknąłem, kiedy płyn dostał mi się do krwi. Wciągnęliśmy jeszcze po dwie kreski koki.
Oh, jakiż ja byłem uwalony... A ona do tego tak perfekcyjnie ciągnęła druta, jak to mawiał... ten skurwiel, Tyler. No nie dało się oprzeć.
*** MIESIĄC PÓŹNIEJ ***
Dopracowywałam akordy do 'Mia', ostatniego utworu na świeżutkiej płycie Aero 'Night In The Ruts' W tym kawałku grał już nie Joe, a Jimmy Crespo... Był spoko, ale nie był Joe 'kurwa' Perrym, ani Bradem Whitfordem. Tak, tak, Brad również odszedł.
- Nie ma Joego, nie ma Aerosmith - tyle od niego usłyszeliśmy. Steven się załamał i był ciutkę od powrotu do dragów, ale udało mi się go przed tym uchronić. Jimmy odwalał teraz całą gitarową robotę, ale... no właśnie. Nic nie trzymało się kupy.
To raz.
Dwa. Moje dzieciątko ma już 14 tygodni, czyli 3 miesiące i dwa tygodnie... A Joe nadal mi się nie oświadczył.
Mało tego.
Od kilku tygodni znikał na całe dnie, a czasem nawet na noce. Mówił, że przesiaduje albo w klubach, albo u kumpli, bo chce założył swój własny zespół. W to wierzyłam. Mówił, że nie ćpa. W to wierzyłam połowicznie. Ale mówił też, że się nie upija. I tu wiedziałam, że kłamie.
Teraz również go nie było. Ostatni raz widzieliśmy się rano, teraz jest 17, a jego nadal nie ma. Norma.
Nagle zadzwonił mój telefon.
- Halo?
- Yhm... Cass?
- Tak... z kim rozmawiam?
- Bradley...
- Brad, siema! - ucieszyłam się - Co jest?
- Ty nie jesteś już z Perrym?
- Jestem, czemu pytasz?
- A... w sumie nie wiem, bo przed chwilą poszedł z jakąś laską do samochodu i gdzieś pojechali... Nie pierwszy, zresztą, raz. Nazywa się chyba Elyssa. I daje mu dupy co wieczór.
- ŻE, KURWA JASNA MAĆ, CO?!
- Mówię co widzę...
- Jeszcze mi powiedz, że ćpa.
- Grzeje jak cholera - odparł, a mi wypadł ołówek z ręki.
- Powiedz, że kłamiesz...
- Mówię prawdę. Po co bym kłamał, nie jestem w tobie zakochany ani nic. Jestem lojalny po prostu.
- Ok... dzięki... na razie... - odłożyłam słuchawkę, patrząc w przestrzeń. Zagryzłam wargę i zaczęłam cicho płakać. Co za skurwiel!
***
Wróciłem do domu jeszcze nieco uwalony. Zgrzaliśmy się z Elyssą jak nigdy...
- Jeeeesteeeem! - krzyknąłem, odwieszając kurtkę.
- Cudownie - poniosłem głowę. Cassie stała oparta o futrynę. Jej ton głosu był lodowaty - Musimy poważnie porozmawiać, Anthony Josephie Pereira - ups. Kurwa. Pełne imię, znaczy, że mamy problem.
Usiadłem naprzeciwko niej na kanapie.
- Więc? - usiłowałem zgrywać luzaka.
- Możesz mi do cholery powiedzieć co ze mną jest nie tak? - aż się skuliłem. Mówiła cicho, ale z takim lodowato zimnym wkurwem, że jeżył się włos na głowie.
- Nic... Wszystko w porządku... - odparłem ostrożnie.
- WIĘC DO KURWY, KTO TO JEST ELYSSA?! - wstała i zaczęła się drzeć. O fuck... Milczałem, nie patrząc jej w oczy - ODPOWIADAJ, CIOTO! - pociągnęła mnie do pozycji stojącej - NIE DOŚĆ, ŻE ĆPASZ JAK IDIOTA, PIJESZ 24/7, TO JESZCZE ONA CI DAJE DUPY?! - przybliżyła się do mnie i podniosła mi głowę - PRZYZNAJ SIĘ, PERRY!
- Ale do czego?
- ZDRADZASZ MNIE, KURWA, CZY NIE?! - milczałem - ZDRADZASZ MNIE DO CHOLERY!
- Ja... ja...
- TY DUPKU! - uderzyła mnie w twarz z całej siły. Nie odsunąłem się.
- Bij mnie... Zasłużyłem - powiedziałem cicho i dostałem drugi raz, tak mocno, że aż mi odskoczyła głowa. Nooo, Cassie miała siłę w tej swojej chudej dłoni...
- JAK! TY! MOGŁEŚ! - po każdym słowie dostawałem w twarz - TERAZ, KIEDY MASZ ZE MNĄ DO CHUJA PANA DZIECKO! TERAZ CI SIĘ ZACHCIAŁO ĆPAĆ I PIERDOLIĆ SIĘ Z JAKĄŚ DZIWKĄ?! TERAZ?!
- Cassie... proszę... nie denerwuj się...
- ZAMKNIJ SIĘ, KURWIARZU! - uderzyła mnie tak mocno, że poszła mi krew z wargi - NIENAWIDZĘ CIĘ, KURWA, NIENAWIDZĘ! - wtedy nie wytrzymałem i chwyciłem ją za nadgarstki. Fakt, była silna. Ale ja byłem silniejszy - PUŚĆ MNIE, SKURWIELU, PUSZCZAJ I SPIERDALAJ Z MOJEGO ŻYCIA!
- Cassie.
- NIE SŁUCHAM CIĘ!
- Cassie.
- PUŚĆ KURWA!
- Cassie - w końcu umilkła - Jeśli zechcesz, zniknę z twojego życia. Jestem skończonym idiotą. To nie tak miało wyjść. Zdradzałem cię i ćpałem, ale żałuję tego. Możesz mnie zostawić. Przyjmę to na klatę - spuściłem wzrok. Cass nie odpowiadała przed dłuższy czas. Wreszcie usłyszałem jej cichy, zdławiony głos:
- Mam... Będę miała... z tobą dziecko, cioto... I cię kocham najbardziej na świecie... A ty mnie po prostu wychujałeś...
- Nie mów tak, kwiatuszku...
- Nie nazywaj mnie tak...
- Kochanie, proszę - padłem przed nią na kolana - Nie wiem co mam zrobić, ale zrobię wszystko...
- Wstań, Joe.
- Ja...
- Wstań - przerwała mi. Posłusznie się podniosłem - Joe, wiesz... ja myślę... zróbmy sobie przerwę.
- Nie, nie, błagam, nie zostawiaj mnie! - chwyciłem ją za ręce - Jesteś wszystkim co mam, Cassie!
- Potrzebuję przerwy - pokręciła głową, a wtedy delikatnie wpiłem jej się w usta. Odsunęła mnie niemal od razu.
- Nie rób tak...
- Dlaczego?
- Bo całowałeś też tamtą. Odrzuca mnie to - spuściłem wzrok.
- Ja cię kocham, mała... - jęknąłem zrozpaczonym tonem.
- Wiem - odparła, lekko rozłączając nasze dłonie - Dlatego chcę przerwy. Joe, nie rozumiesz? Pieprzyłeś się z inną kobietą, ćpałeś i... i... koleś, masz 30 lat... a ja jestem z tobą w ciąży, halo! Czas się ogarnąć, Joey - mówiła tak łagodnie, a jednocześnie z takim bólem, że serce rozrywało mi się na maleńkie kawałeczki.
- Wybacz mi... Niczego więcej nie chcę... Tylko mi wybacz - teraz już szeptałem. Cassie przytuliła moją głowę do swojej szyi i odszepnęła:
- Kocham cię, debilu... Dlatego chcę tej przerwy.
- Proszę... Proszę, ja wszystko naprawię... - nie wytrzymałem już i po prostu się rozpłakałem - Tylko mnie nie zostawiaj... ja bez ciebie umrę... błagam, Cass, błagam! - ponownie przed nią klęczałem, krztusząc się łzami - Wiem, że zjebałem... Możemy się mijać bez słowa w korytarzu, ale nie zostawiaj mnie samego... już Steven mnie nienawidzi... Druga po tobie najważniejsza osoba w moim życiu... jeśli ty odejdziesz... to kurwa po mnie...
***
Zamknęłam oczy i westchnęłam.
- Ja już nie będę ćpał... nie będę cię zdradzał... przysięgam... zrobię wszystko... tylko nie zostawiaj mnie... błagam...
- Joe.
- Ja mogę nawet się pogodzić z Tylerem, jeśli zechcesz... mogę Elyssę zabić, jeśli zechcesz... mogę...
- JOE! - przerwałam mu. Umilkł, ponosząc wzrok, a ja przykucnęłam przy nim, patrząc mu w oczy.
- Kocham cię, ty największy debilu świata - powiedziałam i wpiłam mu się w usta.
Całowaliśmy się bardzo długo, nie pamiętam kiedy ostatni raz trwało to tyle czasu... Kiedy w końcu się od siebie oderwaliśmy, nasze oddechy były cholernie szybkie.
- Kocham cię najmocniej na świecie, ty pałko niedojebana - uśmiechnęłam się krzywo - Jesteś takim idiotą, że aż nie wierzę, ale jesteś też moim facetem i ojcem naszego dziecka.
- Nie... zostawisz mnie?
- Nie, Joe - zmierzwiłam mu włosy - Ale masz być grzeczny, a jedyną osobą, która ma prawo robić ci laskę, jestem ja, rozumiemy się?
- Rozumiemy - wyszczerzył się.
- Ale dzisiaj na to nie licz. Jutro też nie - dodałam, a Perry zrobił minę w stylu ';_;' - No nie patrz tak, masz karę! Chyba, że sobie zasłużysz, to nad jutrem się zastanowię. Dziś nie ma i koniec.
- Okej - pokiwał głową - Mówisz, jakbym był z tobą tylko dla seksu.
- Nie... ale wiem, co ci chodzi po głowie - zaśmiałam się - Która godzina?
- Piętnaście po 19...
- Możemy coś obejrzeć.
- Dobra! - zgodził się i poleciał jak strzała do swojego regału z filmami, a ja usiadłam na kanapie i czekałam - Pośmiejemy się z 'Oto Spinal Tap', co ty na to?
- Jestem za - długo na tej kanapie nie posiedziałam, bo Joe pociągnął mnie na swoje kolana.
- Wygodna z ciebie podusia - zamruczałam, cmokając go w szyję.
- Tylko TWOJA podusia - odparł, przenosząc wzrok na ekran.

***

[tu mi ucięło na telefonie, ale były oświadczyny ;_; ]

1 komentarz:

  1. W sumię to nadal mogę się czepiać jaj chuj, że same dialogi i... A coo taam chuj ale się dzieje... Ciekawe co z queen o:

    OdpowiedzUsuń