niedziela, 2 marca 2014

Queen rules, rules of music - PART 17

 DZIĘKUJĘ ZA PONAD 7 TYSIĘCY WYŚWIETLEŃ!!! :OOOOO
 ****


- Poszedł na odwyk?! Jednak!?...Co powiedział?...Mhm...Czyli jednak wybuch Cass dał mu do myślenia... Mówisz? Widać mocno?....No, ona go trzepnęła parę razy po twarzy...Mhm...Jasne... - obudził mnie cichy szept Perry'ego, który rozmawiał z kimś przez komórkę i był odwrócony do mnie tyłem.
Z leciutkim uśmiechem przesunęłam palcami po jego nagich plecach, a gitarzysta odwrócił się.
- Tak...Wiesz, Tom, muszę kończyć, pa! - odłożył telefon - Hej!
- Cześć, Joey - cmoknęłam go leciutko w usta - Jak się spało?
- To ja chciałem o to spytać - roześmiał się cicho - W porządku. A tobie?
- Również...Joe, powiedz mi...Jak z Rose?
- Ja... - spalił buraka - Coś ten...
- Gra gitarka? - uniosłam brwi z szerokim uśmiechem
- Na to wygląda...Nie wiem...Chyba mnie lubi... - plątał się
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Spodobała ci się, co?
- Bardzo - przyznał - Steven jest na odwyku.
- ŻE CO?! - nadal byłam zszokowana
- Sam z siebie. Zostawił liścik, że idzie, wróci za miesiąc, jak skończy terapię, całuje wszystkich i przeprasza, szczególnie ciebie.
- Uhm...
- O KURWA...
- Co?
- HALO, MY MAMY ZAPLANOWANE 12 KONCERTÓW W LA!
- O rany... Odwołacie?
- Nie możemy! - Perry zaczął panikować - Co my teraz zrobimy... Cass, słonko - chwycił mnie za ręce - Ty masz taki śliczny głosik, błagam cię, zastąp Stevena! - jego proszące spojrzenie ciemnobrązowych oczu nie pozwalało mi odmówić
- Ale ja...nie umiem...śpiewać jak Steve...wiesz...nie skrzeczę tak...
- Spróbuj - niemal jęczał, widać, że mu zależało
- No...no dobrze. Zgoda - westchnęłam, a Joe pisnął uradowany i przytulił mnie mocno
- To chodź, zjemy śniadanie i sobie pośpiewasz u mnie w studiu!
- No, już ok, ok! - śmiałam się z jego ekscytacji, schodząc do kuchni - Joeeeey? - spytałam słodkim głosem
- Hmmm?
- Umiesz robić naleśniki?
- Pewnie!
- To już wiesz, co chcę na śniadanie - posyłałam mu słodziutkie uśmiechy.
- Oczywiście - uległ mi i kilkanaście minut później postawił na stole talerz z naleśnikami i słoik z masłem orzechowym. Na moje zdziwione spojrzenie powiedział:
- Pamiętałem, słońce - uśmiechnęłam się i zaczęliśmy jeść w ciszy przerywanej tylko cichym stukaniem łyżeczek o słoik. Zerkałam co jakiś czas dyskretnie na Joe, który zamyślił się i zastygł z widelcem w powietrzu.
- Joe... - zwróciłam mu uwagę - Joe. Halo, ziemia do Perry'ego!
- Co? - ocknął się - Sorry, zawiesiłem się. Coś mówiłaś?
- Nie, nie, nic - odparłam i wróciłam do jedzenia. Kiedy skończyliśmy, poszliśmy do studia. Cała w nerwach stanęłam za mikrofonem, rozgrzewając gardło gamami.
- Jaką macie listę utworów? - spytałam, a on podał mi pogniecioną nieco kartkę.




Przejechałam wzrokiem po tytułach. Phi, łatwizna.
- Po kolei? - spytał Joe, zawieszając sobie na ramieniu pasek od gitary
- No najlepiej...tylko...
- Tak?
- Wstydzę się - spuściłam głowę, czerwieniejąc mocno
- Mnie?
- Uhm...
- Ej no weź, jak mamy próbę a niekiedy Steve zawyje, to wiesz... - mrugnął do mnie i zaczął grać pierwszy utwór z listy. Skupiłam wzrok na tekście, który podał mi Perry i śpiewałam najlepiej jak umiałam. Nawet skrzeczenie mi wychodziło!
- Nonono, głosik jak brat tylko w wersji damskiej! - pochwalił Joe, przechodząc płynnie do drugiego utworu.


Po skończonej próbie, gitarzysta zabrał futerał ze swoim Les Paulem
- Spadamy na próbę do studia, mała.
- Oj...ale...alealeale...ja....ich nie znam zbytnio...
- To poznasz - śmiał się beztrosko - Oj, no chodź - pociągnął mnie za rękę do swojego Mercedesa. Chwilkę później weszliśmy do studia. Tom, Brad i Joey już byli.
- Cześć, zjeby! Przyprowadziłem naszą nową wokalistkę! - przywitał sie Perry, a ja chowałam się na jego plecami. Ough, nienawidzę poznawać nowych ludzi...Znaczy my się znamy, ale...no.
- Cass, no weź! Nie chowaj się! - wybuchnął śmiechem, wypychając mnie przed siebie.
- Hej... - powiedziałam cicho, a trzej mężczyźni podeszli, podając mi ręce
- Witaj znowu - uśmiechnął się Brad
- Siemaneczko! - Joey był, jak widać, w dobrym humorze
- Myśmy się już poznali, heja! - Tom miał mocny, pewny uścisk dłoni - Cassie jesteś, nie?
- Tak - odparłam nieco pewniej
- Steve ma fajną siostrę - Brad lustrował mnie wzrokiem
- Dobra, dobra, ona jest zajęta - Joe skręcał się ze śmiechu
- Co cię tak bawi? - spytałam z ustami blisko jego ucha
- Nic takiego, skarbie - odparł, wpuszczając mnie za mikrofon - Jedziemy? - wszyscy zajęli miejsca, a ja troszkę się zestresowałam, jednak było mi raźniej, czując obecność Perry'ego za sobą.
- Po kolei! I raz, dwa, raz, dwa, trzy jedziemy! - wrzasnął Joe, zaczynając 'Back In The Saddle'
- I'm back! - wydarłam się - I'm back in the saddle again , I'm back! I'm back in the saddle again! - dawałam z siebie 120%, zapomniałam o wstydzie i niepewności. Byłam ja, mikrofon i Joe za mną.
- Ridin' into town alone by the light of the moon , I'm lookin' for old Sukie Jones, she crazy horse saloon, barkeep gimme a drink, that's when she caught my eye she turned to give me a wink, that'd make a grown man cry! - kontynuowałam. Po 'BITS' poleciał następny kawałek, bez żadnej przerw. Co jakiś czas musiałam zerknąć w tekst, ale ogólnie znałam każdy z granych utworów na pamięć.

W końcu skończyliśmy ostatnią piosenkę i mogłam odetchnąć. Oparłam się o konsoletę i wzięłam butelkę wody.
- Ajajajajajajaaaaaaaa! - wrzasnął Perry, podchodząc do mnie - Geeeenialna byłaś!
- A weź... - uśmiechnęłam się wstydliwie
- Wyjebana w kosmos! - potwierdził słowa gitarzysty Tom, chowając bas do futerału
- Steven mógłby być dumny - Joey podrzucał w dłoniach pałeczki perkusyjne - Na pewno jest...
- Dużo o tobie opowiada - odezwał się dotąd milczący Brad - Chwali cię i w ogóle...
- Cholernie cię kocha, nawet bardziej niż Perry'ego - zażartował Hamilton - A myślałem, że to niemożliwe!
- Wal się - uśmiechnął się Joe, trącając przyjaciela łokciem - On jest kurewsko wkurwiającym bratem...Ale tak, kocham go. Frytki mu kurwa smażyłem!
- Jak to? - zdziwiłam się
- Steven mieszkał w Yonkers a ja w The Cove... - szeroki uśmiech pojawił się na jego twarzy - Nienawidził mnie, ale kupował u mnie frytki. 'Dużo soli, Pereira, albo ci wjebię' - zaśmiał się głośno - Fajne czasy w sumie...Krytykował potem mój zespół, ale chwalił moją grę na gitarze i OCZYWIŚCIE musiał mnie podkraść do swojej kapeli - parsknął - Kochany gość...
- Wiem - miałam minę w stylu ':3'
- Miejmy nadzieję, że odstawi to gówno raz na zawsze - wtrącił Kramer, uderzając drumsticksami po kaloryferze
- Właśnie... - czy ja w głosie Brada słyszę pretensję?
- Próbowałam mu pomóc...naprawdę... - spuściłam głowę
- Wszyscy o tym wiemy - Joe objął mnie ramieniem - Chcesz już iść do domu?
- Chcę iść, ale nie do domu...wiem, wiem, marudzę.
- Wcale nie. Zabieram cię na kawę, idziemy - wziął futerał z Les Paulem i splótł swoje palce z moimi. Tom popatrzył na to krzywo. Wyszliśmy przed studio, wcześniej żegnając się z pozostałymi Aerosami.
- Wiesz... - zaczęłam niepewnie
- Tak?
- Nie uważasz, że to dziwne?
- Ale co?
- To - uniosłam w górę nasze splecione dłonie
- Dlaczego?
- Ty masz kogoś, ja mam kogoś...A równocześnie trzymamy się za ręce, przytulamy, całujemy, śpimy obok siebie... - Joe wzruszył ramionami
- Mogę tak nie robić, jeśli nie chcesz - puścił moją dłoń - Skoro tak bardzo ci to przeszkadza... - słyszałam urazę w jego głosie i posmutniałam. Kurwa! To nie tak miało wyjść!
- Joey, ja...
- Nie, nie, dobrze! Koniec tematu - powiedział stanowczym tonem, którego używał baaardzo rzadko. Znak, że będzie chował do mnie urazę...Super. Jakbym miała mało problemów!
Nie próbowałam więcej mówić i tylko w milczeniu szłam obok niego. Usiadł za kierownicą, wcześniej układając swoją gitarę w bagażniku.
- Jedźmy do domu, zmęczona jestem - powiedziałam cicho. Nie odpowiedział, włączając silnik i ruszając na pełnym gazie.


Wysiadłam przed jego willą, a on podał mi klucze, sam wsiadając z powrotem do auta i naciskając na pilocie 'automatyczne otwieranie garażu'. Weszłam do domu, zdjęłam trampki i poszłam machinalnie do salonu. Mój wzrok padł na komodę na której zauważyłam ramkę ze zdjęciem. Podeszłam bliżej i wzięłam ją do ręki.



Było to najcudowniejsze zdjęcie Toxic Twins jakie kiedykolwiek widziałam! Oboje wyszli na nim cholernie przystojni, cudowni i...i...Boże, Chryste Panie, umieraaaaam....
- Stevenowi się podobało - usłyszałam przy uchu - Mi zresztą też. To jest najlepsze z tej sesji...
- Wyglądacie bosko po prostu... - wpatrywałam się w fotografię
- Steve ma drugie, u siebie, w identycznej ramce. W sypialni na szafce. Jak u niego będziesz, to sprawdź - powiedział, biorąc ode mnie ramkę i odstawiając na miejsce - Tu stoi drugie - sięgnął po drugą ramkę stojącą na komódce obok i podał mi:



Uśmiechnęłam się czule - Jesteście słodcy...
- My?! - Joe parsknął cicho - Daj - odebrał mi zdjęcie i odstawił, po czym już bez słowa, poszedł do kuchni. Westchnęłam cicho.
- Ej, Pereira! - zaczepiłam go, stając w drzwiach. Podniósł głowę z pytającym spojrzeniem - Chodź tu.
- Po co?
- No chodź - niechętnie wstał i stanął przy mnie, a ja najpierw mocno go przytuliłam, leciutko pocałowałam w usta, po czym splotłam nasze palce i zaproponowałam:
- Idziemy na spacer. Wiesz, do tej twojej ulubionej kafejki, a potem pochodzimy sobie - gitarzysta rozpromienił się
- Jasne! - odparł gorliwie i wciągnął na nogi trampki
- Masz aparat?
- Mam...Jest w salonie, na szafce...Tak, tam. A po c...O NIE!
- Tak, tak, Joey, kocham robić zdjęcia! - odparłam, śmiejąc się. Perry zamknął drzwi i trzymając się za ręce, poszliśmy w kierunku kafejki.

Po wypiciu naszej ulubionej kawy, poszliśmy w tak zwany 'plener'. Dużo rozmawialiśmy, a później wróciliśmy się do domu 'po gitarę i się przebrać', bo Joe jakoś nabrał ochoty na zdjęcia.




- Ciebie można fotografować godzinami! - zachwycałam się, cykając kolejne zdjęcia.



- Jesteś bardzo fotogeniczny...normalnie modeleczka! - zaśmiałam się, przypominając sobie scenkę w szpitalu
- A co - uśmiechnął się - Ej...ja ten...tak jakby...głodny jestem... - mruknął, a ja wybuchnęłam śmiechem i poczekałam, aż schowa gitarę.
- Idziemy - wzięliśmy się jak zwykle za ręce i skierowaliśmy się w stronę domu.
- Za tydzień pierwszy koncert...
- Nie przypominaj mi... - westchnęłam cicho - Boję się, Joey...
- Będę blisko ciebie - uśmiechnął się czule - Zgoda?
- Mhm... - gitarzysta objął mnie ramieniem i zagadał na jakiś inny temat, śmiejąc się jak zwykle.


***


- aaaaaaaaaaAAAAAAAA! - darłam się w garderobie, a chłopaki śmiali się ze mnie jak idioci - Aaaajajajajajajajajajajajajaj! - ja tylko rozgrzewam gardło!
- Przestań, Cass, bo jebnę! - kwiczał Joey Kramer, bijąc się pałeczkami po kolanach
- Ale co? - rozluźniłam się troszkę
- To brzmi zajebiście śmiesznie! - Brad ocierał łzy rozbawienia
- Na ćwiczenia Stevena też tak brechtacie? - spytałam, śmiejąc się cicho
- Też! - odkrzyknęli chórem, a atmosfera się rozluźniła. Joe i Tom popijali piwo, Brad rozgrzewał palce, a Joey przytupywał i stukał pałeczkami w napotkane przedmioty.
Ktoś podał mi do picia ciepły miód na rozluźnienie gardła i mogliśmy wychodzić na scenę. Byłam ubrana w obcisłe, skórzane rurki, obowiązkowo świecące się (musiałam przecież ubierać się jak Steven!), biały podkoszulek, na szyi srebrny łańcuch no i glany. Na nos założyłam okulary identyczne, jakie mieli Toxic Twins.
Perry chwycił mnie za rękę i zaczęliśmy iść korytarzem w kierunku sceny.
- Będzie zajebiście - szepnął mi na ucho gitarzysta i cmoknął mnie w usta. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością i puściłam jego dłoń, w którą złapał gryf swojego Les Paula. Rozległo się intro z taśmy a ja podskoczyłam w miejscu parę razy. Joe posłał mi jeszcze radosne spojrzenie i razem z resztą wyskoczył na scenę, wbijając się idealnie w pierwsze nuty 'Back In The Saddle'.

Po krótkim wstępie do utworu wybiegłam na scenę, do mikrofonu i 'wywrzeszczałam' pierwszy wers. Publika zareagowała brawami. Wiedzieli, że zastępuję Stevena, ale najwidoczniej nie mieli nic przeciwko temu. Pierwszy utwór poszedł jak po maśle, a zaraz po nim, bez żadnej przerwy, drugi. Dopiero później mogłam się przywitać
- Hej wszystkim! Jestem tu w zastępstwie, mam na imię Cassie... I pytam was! JESTEŚCIE GOTOWI NA ROCKA? - wrzask publiki - JESTEŚCIE GOTOWI NA ROCKA?! - głośniejszy wrzask - CZY JESTEŚCIE GOTOWI NA ROCKA?! - ogłuszające wrzaski zebranych fanów - PRZED WAMI... AEROSMITH! - wychrypiałam jeszcze i płynnie zaczęliśmy 'I Wanna Know Why'. Poczułam się cudownie, jak w swoim żywiole, biegałam po scenie, nosząc za sobą statyw, opierałam się teatralnie o ramię Joe lub Brada i śpiewałam najlepiej jak umiałam.

Kiedy przyszedł czas na solo Perry'ego, na chwilkę zbiegłam za kulisy, ponownie pijąc ciepły miód i odpoczywając kilka minut.
Wróciłam na scenę akurat na 'Dream On', które zawsze wychodziło mi (zdaniem Aero) najlepiej. Publiczność oszalała po prostu, a ja, zaczynając część 'wrzeszczącą', padłam na kolana w lekkim rozkroku i darłam się zupełnie jak Steven. Jeszcze nigdy nie wyszło mi to TAK DOBRZE! Kiedy 'Dream On' się skończyło, miałam chwilę aby się napić i posłuchać wiwatów fanów. Nie powiem, łechtały przyjemnie moje ego...

Następne utwory szły jak spłatka, jeden po drugim. Przy 'Come Together', przedostatniej piosence, moje gardło zaczęło się lekko buntować. Joe wykminił to natychmiast i podczas solo, kazał mi iść się napić skinieniem głowy. Bałam się, że nie zdążę, ale kochani chłopcy przedłużyli specjalnie część instrumentalną, więc spokojnie wypiłam kolejną szklankę miodu i mogłam wracać na scenę. Zaśpiewałam do końca 'Come...' i nagle, na znak Brada, zwialiśmy ze sceny. Publiczność była zdezorientowana, ale po chwili zaczęli wołać nas na bis. Oczywiście wyszliśmy, z wydłużonym 'Train Kept A Rollin' '.
- DOBRANOC! - wrzasnęłam totalnie zachrypniętym głosem po ostatniej nucie. Ukłoniliśmy się i zeszliśmy ze sceny, tym razem na serio.
- Padam... - jęknęłam, słaniając się na nogach. Joe objął mnie w pasie i pomógł mi dojść do kanapy.
- Wypadłaś zajeeeeebiście, mała! - krzyknął, tuląc mnie
- Dzięki...Kurwa, ale chrypię... - skrzywiłam się i w tej samej chwili dostałam do ręki plastikowy kubeczek.
- Woda? - zdziwiłam się
- Wódka, kochanie - zaśmiał się Perry - Na rozluźnienie i gardła i ciebie.
- Dziękuję - odparłam, opierając głowę na jego ramieniu i pijąc dużymi łykami. Joe miał rację, przestałam 'trzeszczeć' i czułam, że się uspokajam - Dobrą tą wódkę macie...
- Najlepszą! - poprawił mnie Tom, pijąc piwo - Wyszło super! Nie sądziłem, że tak dobrze się wpasujesz, Cass.
- A ja nie myślałem, że taki cienki, kobiecy głosik może się dać drzeć i skrzeczeć - dodał z podziwem Joey, obracając w dłoniach butelkę Jacka Danielsa - Dobra, idziemy na dziwki? - powiedział to tak naturalnie, że wybuchnęłam śmiechem
- No co? - zdziwił się Brad
- Nieee, nic, nic - odparłam, chichocząc i przyjmując od Joe drugi kubeczek z wódką - Raaany, ale jestem zmęczona...
- Chcesz iść do domu? - spytał gitarzysta, leniwie głaszcząc mnie po głowie.
- Chcę się upić, cholera - nie wierzyłam w to, co mówię.
- Serio? - ożywił się
- Serio!
- To chodź! - zerwał się z kanapy, ciągnąc mnie za sobą - Will! - pojawił się techniczny Perry'ego - Zawieź nas pod jakiś przyzwoity klub!
- Przyzwoity, czyli...? - spytał Will, patrząc na mnie
- Nie, nie, mogą być striptizerki, chodzi mi o dobrą atmosferę i tani alkohol - odparł zmęczonym głosem
- Aaa, jasne! - zajarzył techniczny, biorąc od Joe kluczyki. Poszliśmy do jego Mercedesa i jakieś 20 minut potem byliśmy na miejscu. Odpoczęliśmy podczas jazdy, dlatego teraz byliśmy bardziej ożywieni i skłonni do zabawy.
Perry zaprowadził mnie do stołka barowego i zamówił dwie wódki.
- Super koncert - powiedział, opierając policzek o zwinięta pięść.
- Tak...nie sądziłam, że tak dobrze to wyjdzie... - przyznałam, bawiąc się bransoletka. Barman postawił przed nami dwie duże szklanki. Stuknęliśmy się z Perrym i wzięliśmy się za picie.
- Nigdy nie sądziłem, że mogę najebać się z kobietą... - zamyślił się z uśmiechem
- Jestem pełna niespodzianek, Joey - odparłam, odgarniając mu grzywkę z czoła. W pewnym momencie ktoś klepnął Joe w plecy.
- Siemasz, Pereira! - przywitał się... ROBERT PLANT?!
- Siema, Plancik - uśmiechnął sie szeroko Joe, ściskając mu rękę
- To twoja laska? - spytał Robert, lustrując wzrokiem moja osobę
- Nieeeet, moja najlepsza przyjaciółka! Zajebista dziewczyna!
- Seksi - skwitował Plant, popijając whisky ze szklanki, a ja delikatnie się zarumieniłam. SŁYSZEĆ TAKIE COŚ OD PLANTA?!
- Dziękuję! Ja za to uważam za seksi twoje blond loczki - wzięłam w palce kilka kosmyków, a Plant parsknął śmiechem i zawołał:
- Barman! 3 razy Danielsa! - on i Joe rozpoczęli rozmowę, ja tylko się przysłuchiwałam i od czasu do czasu odpowiadałam na pytania Roberta, opróżniając moją szklankę.


Po 5 szklankach przestałam liczyć i patrzeć co i jak piję. Joe nie odstępował mnie na krok. Choć sam był nieźle wstawiony, to cały czas obejmował mnie w pasie i pilnował bardziej niż swojej gitary na próbach. Zdążył zapoznać mnie z połową światka muzycznego, jaka była dziś obecna w tym klubie.
Zaczęłam czuć zmęczenie, więc wyrwałam się na chwilkę mojemu przyjacielowi i podeszłam do baru usiąść (no dobra, dobra, napić sie też). Przyjemnie szumiało mi w głowie, było mi po prostu dobrze jak cholera...
Wstałam i lekko się chwiejąc, ruszyłam na poszukiwanie Joe. Gdzie ten cwel? Niespodziewanie, ktoś złapał mnie w pasie i usłyszałam w lewym uchu znajomy śmiech
- Tu jesteś! - ucieszyłam się, wieszając się Perry'emu na ramieniu. Coś mi się wydaję, że wypił dużo mniej niż ja....
- Wracamy do domu, księżniczko, jutro kolejny występ - zamruczał, ciągnąc mnie w stronę wyjścia. Poddałam się mu, bo byłam zbyt zmęczona na jakikolwiek protest.

Nawet nie wiem, kiedy wysiedliśmy pod domem Joe i weszliśmy do holu. Zawiesiłam swoją ramoneskę na wieszaku i wpatrywałam się w rozwiązującego glany Perry'ego. Kiedy wstał, zupełnie nie myśląc, co robię, zarzuciłam mu ręce na szyję i wpiłam się w jego pełne usta. Był zaskoczony. Odsunął mnie łagodnie i szepnął:
- Ej...nie wolno.
- Dlaczego? - spytałam, po czym skierowałam się do kuchni i podałam mu butelkę Danielsa - Nie dasz rady - prowokowałam go. Dobrze wiedziałam, że da.
- JA NIE DAM RADY?! - oburzył się. Walnęliśmy się na kanapę, a on odkręcił butelkę, która po chwili, już pusta, znalazła się w koszu na śmieci. Był już mniej więcej w takim stanie jak ja...
Patrzyłam na niego żarliwym wzrokiem. Widział to wyraźnie, ale to JA miałam zrobić pierwszy ruch.
Wspięłam mu się na kolana i wpiłam mocno w jego usta. Tym razem oddał pocałunek, a ja totalnie straciłam głowę i kontrolę nad tym, co robię.
Trzymał dłonie w linii moich bioder, a po chwili przesunął je pod moją koszulkę, sprawiając, że przeszedł mnie dreszcz.
Pozwoliłam, by położył mnie na plecach i pozbył się moich górnych ubrań. Ej halo, ja nie myślę trzeźwo... Zaczął naznaczać pocałunkami moją szyję i dekolt, a ja po raz kolejny tego wieczoru pokazałam, do czego jest zdolne moje gardło. Im głośniej jęczałam, tym namiętniej Joe całował...

Nie miałam ochoty bawić się w zdejmowanki - po prostu rozerwałam mu T-shirt, a Perry mruknął ze zdziwieniem, nie protestując jednak. Objęłam go za szyję i pociągnęłam tak, że leżał centralnie na mnie. Poczułam, jak zręcznie odpina mi pasek przy spodniach i zsuwa je z moich bioder. Resztę załatwiłam sama, skopując je na podłogę. Dreszcze ogarniały całe moje ciało, od szyi do stóp.
Joe wziął mnie w swoje umięśnione ramiona i zaniósł do góry, do sypialni. Padliśmy, mocno objęci na łóżko, a on powrócił do delikatnego pieszczenia wargami mojej skóry. Jęknęłam, kiedy poczułam na szyi jego język.
- Jeśli...teraz...przestaniesz...uduszę....cię...od....ra...zu... - wyjęczałam, a gitarzysta zsunął się niżej, na szyję, dekolt, brzuch i podbrzusze. Drżałam na całym ciele, przymykałam oczy w poczuciu cudownej rozkoszy przenikającej każdy centymetr mojego ciała.
Moja skóra płonęła w miejscach, gdzie miała styczność z ustami Joe i jego ciepłymi dłońmi. Był delikatny, a jednocześnie stanowczy, wiedział, co robi.
Z łatwością pozbyłam się jego dżinsów i bokserek, a on, uznając to za przyzwolenie, pozbył się resztek mojej bielizny i wszedł we mnie umiejętnie. Jęknęłam gardłowo.
- Mo...cniej... - posłuchał niemal od razu, wzmacniając ruchy i przyspieszając coraz bardziej. Mój jęk przeszedł najpierw w krzyk, a potem we wrzask rozkoszy.
Pierwszy raz usłyszałam jak Perry się wydziera... Miód na moje uszy...
Nasze głosy zgrały się w jedną, piękną sonatę, a nasze ciężkie oddechy idealnie współbrzmiały ze sobą.

Po jakimś czasie osiągnęliśmy szczyt. Szczyt rozkoszy. Szczyt naszych gardłowych możliwości. Joe wiedział, że nasze gardła mogą tego nie wytrzymać, więc stłumił wrzask namiętnym pocałunkiem. Włożył jeszcze trochę siły w swoje ruchy i doszliśmy równo, razem, opadając z jękiem na poduszki.
- O...Boże...Joey... - wyjęczałam mu prosto do ucha, drżąc pod naporem jego rozgrzanego ciała
- Taa...k...Cass...ie?
- To...było...cudowne...
- Zga...dzam...się... - dyszeliśmy ciężko. Był to jedyny dźwięk przerywający w tym momencie nocną ciszę. Czułam, jak opadam z sił i on chyba też to czuł. Zdążyłam zarejestrować, że nakrył nas kołdrą i objął mnie mocno ramionami. Potem zasnęłam.

3 komentarze:

  1. O________O
    CASSIE
    TY
    SUKO
    :_______:
    JAK
    KURWA
    MOGŁAŚ
    PRZECIEŻ JOHN
    NO PRZECIEŻ ON
    NO CO TO MA BYĆ ;___;
    CHALO ;______;

    Jestem w takim kurwa szoku, że zara Tam sie teleportuje i ja zajebie ___;
    JAK TAK MOŻNA PRZECIEŻ JOHNY TO JEST JEJ MIŁOŚĆ NO !
    Ja coś czułam od samego początku tego rozdziału ... No weź jak sie ma faceta to się nie caluje w usta innego seksiaka :---/ w ogóle się trzyma zdaleka od nich xD

    Nowynowynowy!
    Nie wiem jak to john przeżyje....

    OdpowiedzUsuń
  2. ?????????
    Wow no nieźle namieszalas.... Nawet nie umiem dobrać słów...
    Kocham to najmocniej w całym internecie ^^ no i jak perry się nie odczepi to go zapakuje w paczkę i wyślę na ukrainę

    ~ kochanka wielebnego ~

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie! Perry na ukrainę i chuj!

    OdpowiedzUsuń