środa, 21 sierpnia 2013

Queen rules, rules of music - PART 3

 Dorwałam stacjonarnego kompa i wolną chatę XDDD Macie:


Nie wiem do końca, ile czasu to trwało... Nie myślałam o tym. Skupiłam się na czułych wargach Johna, tak słodko mnie całujących... W pewnej chwili chwycił mnie rękami w talii i przysunął do siebie blisko, tak, że czułam gorąco płynące od jego ciała. Nie kontrolując się zupełnie, zarzuciłam mu ręce na szyję, przez co John musiał przyciągnąć mnie jeszcze bliżej. Teraz byłam przytulona do jego klatki piersiowej i siedziałam mu na kolanach. Przestaliśmy się całować; wtuliłam twarz w jego mięciutkie, pachnące cytryną włosy i westchnęłam cicho.
- Wszystko ok? - spytał szeptem, dmuchając mi na szyję
- Jak najbardziej... - odszepnęłam opierając swoje czoło o jego. John uśmiechnął się słodko.
- Już myślałem, że zaprotestujesz... - pokręciłam głową i ponownie wpiłam się w jego usta. Oddawał pocałunki pewnie, namiętnie i tak bardzo czule...
W pewnym momencie zadzwoniła moja komórka. Nie odrywając się od Johna, sięgnęłam po nią i wymruczałam:
- Haaalo?
- Hmm... No cześć, Cass, gdzie jesteś?
- M... Mama? No ja... Ćwiczę "Bohemian..."
- Ah, o tej porze?
- Nooo... Wiesz, jutro moja partia...
- A, no tak. Okej, a kiedy wrócisz?
- Em... No nie wiem, koło północy?
- Dobrze, to pa! - rozłączyła się. Odłożyłam telefon.
- Kazała ci wracać?
- Mi? No coś ty! - John uśmiechnął się i znów zaczął mnie całować. Poczułam jak przesuwa dłońmi po moich plecach i kręgosłupie, wywołując przyjemne dreszcze.
- Deaky...?
- Hmmm?
- Która godzina?
- Za dziesięć dwunasta.
- Kuźwa, niedobrze... Nie przyjechałam Harleyem, bo jest w warsztacie, zakładam nową skórę na siedzenie.... Fak, nie mam autobusu już...
- Nie jestem dziś autem... Brian mnie zgarnął rano...
- Co robimy?
- Śpimy tu, w studiu? - na to zaśmiałam się nerwowo
- Żartujesz?
- A mamy inne wyjście?
- Nooo... Cholera, nie mamy - 15 minut później leżeliśmy na ziemi przykryci kocem, a pod głową mieliśmy kurtkę Johna, który na szczęście już się ubrał.
- Tooo..... eeee.... Dobranoc?
- Dobranoc... Cassie - wyszeptał, a mi zrobiło się gorąco
- John, ja... Mam pytanie...
- Tak?
- Czy ja... Hm... Czy ja jestem... Gruba? - spojrzał na mnie dziwnie i zaczął się śmiać
- COOOO? Czemu niby? Co tak wyskoczyłaś z tym?
- No... Nie wiem czemu... Tak jakoś sobie pomyślałam.Ale powiedz mi!
- Coś ty! - spojrzałam kątem oka na znienawidzony "brzuszek"
- Nie wcaaaaale - mruknęłam cicho i oparłam głowę na jego klatce piersiowej.
- No jejku, przecież mówię!
- Nie kłam.
- Ehhhh... - westchnął ciężko - Ja uważam, że jesteś śliczna.
- A... Ale... Al...
- Ciiiicho - przerwał mi pocałunkiem. Natychmiast ucichłam i pozwoliłam mu na to.

***

- Idźmy już spać... Jest prawie druga... - szepnęłam zmęczonym głosem. John uśmiechnął się i ostatni raz cmoknął mnie w usta.
- Jeszcze nigdy sie nie całowałam bite dwie godziny!
- Ja też nie - objął mnie w pasie - Dobranoc, Cass.
- Dobranoc, John.


*** OK. 5 RANO ***


Obudziło mnie delikatne smyranie po nodze. Uchyliłam powieki.
- Zccccccooooo się dzieje? - mruknęłam zaspanym głosem. Nade mną pochylał się John
- Wstawaj, mała...
- Po cooooo? Jest - zerknęłam na zegar - Pięć po piątej!
- Taaak, ale Brian ma zwyczaj wpadać do studia o 6 rano, żeby przećwiczyć swoje partie i... No nie chciałbym, żeby nas nakrył.
- Ah, Brian... No tak... Okej, już wstaję - podniosłam się z podłogi i ubrałam ramoneskę - Jedziemy... czym?
- Metro, chodź - złapał mnie za rękę i puściliśmy się truchcikiem na stację. W metrze siedzieliśmy, tuląc się do siebie, a ludzie gapili się na Deacona jak na UFO. Na pewno go poznali, ale nikt nie odważył się poprosić o autograf...
John wysiadł przy mojej stacji razem ze mną.
- Toooooo... Na razie - uśmiechnęłam się - Do popołudnia!
- Do popołudnia, słonko - pocałował mnie w usta i pobiegł na autobus do domu.












wtorek, 13 sierpnia 2013

Queen rules, rules of music - PART 2

Już od tygodnia pracowaliśmy nad " '39 " i z tego co mówili Fred i Brian wynikało, że dziś ostatni dzień roboty.
Chłopaki zadzwonili po mnie, bo chcieli żebym jeszcze trochę powyła z Rogerem partię po zwrotce. Pewnym krokiem weszłam do studia i spaliłam buraka. Roger siedział na kanapie, a na jego kolanach była jakaś laska... Cholera... MEGAN?
- Ekhm, ekhm... - zakaszlałam, speszona jak nigdy, a parka natychmiast przestała się obściskiwać - Prze... Przepraszam... - wyjąkałam i zwiałam. Usiadłam na korytarzu, wiedząc, że prędzej czy później Rog tu przyjdzie po mnie. I faktycznie, jakieś 10 minut później w holu pojawił się Taylor.
- No to.... Cass... Możemy zaczynać... - mruknął ze wstydem
- Ale czego taki smutny jesteś? - zagadnęłam wesoło - Przecież nic się nie stało! - podniósł z nadzieją głowę
- NIC?
- Nic a nic. Nooo, chodź już, chcę skończyć to cholerstwo! - roześmialiśmy się i poszliśmy do studia. Jak z Roggiem się zajebiście pracuje! On chodzi "jak w zegarku", wie co i kiedy i jak ma robić. Po prostu perfekcja! Czysta perfekcja w przystojnym blondzie... Okej, okej, już jestem cicho.

Po półtorej godziny pracy, opadliśmy oboje na kanapę.
- KONIEC!
- Nareszcie! Puścisz? - spytałam
- Jasne - posłuchaliśmy i stwierdziliśmy, że jest idealnie.
- No to skoro koniec, to ja lecę... A... Masz może, Cassie... Numer do Meggie? - uśmiechnęłam się pod nosem i szybko zapisałam mu numer na ręce.
- Nie zgubisz przynajmniej. No leć, leć, powodzenia!
- Dzięki! - zawołał i niemalże wybiegł ze studia. Zostałam sama i stwierdziłam, że skoro mam okazję, to przećwiczę nowy utwór, który rozpisał mi Freddie. Nazywał się "You're My Best Friend" i został napisany przez... JOHNA?

No nic. Stanęłam za mikrofonem, włączyłam sobie linię melodyczną i śpiewałam najpierw partie Freda, potem chórków i tak na zmianę. Kiedy stwierdziłam, że jestem obcykana z utworem, wyszłam z kabiny i napotkałam na sobie czyjś wzrok.
- Deaky? Co ty tutaj robisz?
- Nic. Słucham jak śpiewasz mój utwór. Podoba mi się - uśmiechnął się, a mi aż zmiękły kolana. Miał taki cudny uśmiech.... Brr, Cass, ogarnij się!
- Hej, słuchasz mnie?
- C... CO? Wybacz, zamyśliłam się. Co mówiłeś?
- Czy się spieszysz do domu? Bo wiesz... Przygram ci na syntezatorze do tego, a ty zaśpiewasz, co? Nagramy to, zobaczymy jak Freddie zareaguje.
- Okej. Chórki, czy główny?
- Dawaj tak do jaj główny! - Johnny zasiadł przy klawiszach, przedtem włączając nagrywanie i ścieżkę gitary. Zaczęłam śpiewać spokojnym, ale mocnym głosem.

Po nagraniu, odsłuchaliśmy.
- Podoba mi się to.
- Mi również. Na czym ty grasz, John?
- Bas, gitara, syntezator, pianino i coś tam czasem podśpiewuje, a co?
- No to ładnie...
- Niby tak, ale w zespole jestem na ostatnim miejscu - posmutniał - Rzadko kto wie, jak mam na imię...
- John Richard Deacon, urodzony 19 sierpnia 1951 roku w Leicester - wyrecytowałam, a Deaky uśmiechnął się szeroko.
- Miłe to było. Fajnie, że wiesz.
- Wiem o was wszystko to co się da...
- A wiesz, że Fred jest bi?
- Mama mówiła. Widziała go w klubie. Z facetem. Pogadała trochę z różnymi ludźmi i doszła do tego sama.
- Razi cię to?
- Ani trochę.
- Tylko wiesz... Ani słowa!
- Oczywiście! Eh... - oparłam głowę na jego ramieniu - Zmęczona jestem...
- Odwieźć cię?
- Jak chcesz i możesz, to fajnie by było...
- No to na co czekasz, wsiadamy!




********




 Tak mijały mi kolejne tygodnie nagrań. Zdążyłam totalnie zżyć się z chłopakami i można powiedzieć, że byliśmy dobrymi przyjaciółmi. Najbardziej to polubiłam chyba Johna, jakoś tak najlepiej się z nim gadało, słuchał tych zespołów co ja (nie licząc jego własnego xD), też kochał fotografię... Trochę cichy, ale mi to nie przeszkadzało.
Z tego co przyuważyłam, Freda mogę opisać jako energicznego, zapalonego do pracy i nieco zboczonego, super faceta, Briana jako nieco nieśmiałego, roześmianego i obowiązkowego, a Rogera jako taką troszkę szaloną, z trudnym charakterem, osobę. Wszyscy byli fajni i mili, pracowało się z nimi super, Freddie to perfekcjonista! Nieraz Brian czy John nagrywali swoje partie po 10 razy, bo Fredowi nie pasowała 1/10 sekundy! Za to jakie potem dzieła wychodziły!

Gdzieś na początku lipca Mercury wszedł do studia z plikiem kartek i pokazał nam coś zatytułowane "Bohemian Rhapsody". Kiedy zobaczyłam ilość chórku i części wokalnych aż otworzyłam usta i wymsknęło mi się ciche:
- Fred, czy ty zwariowałeś? - Mercury spojrzał na mnie dziwnie
- Nie podoba ci się?
- Patrz ile tu tego nawaliłeś! - wtedy podeszła Meg i zerknęła mi przez ramię
- Nooo, myślę, że to nie jest dobry pomysł... - powiedziała cicho i wróciła na kanapę obok Rogera. A, no tak. Zapomniałam.
Od jakiegoś miesiąca Rog i Megan mają się wyraźnie ku sobie i wszyscy po cichu kibicujemy, żeby im się udało. Przyuważyłam też, że Brian zerka co nieco na Natalie, ale ja nic nie mówię!

Patrzyłam na ten super utwór Freda i starałam się odczytać tonację i chórki.
- Czyli, Freddie, tu są trzy tonacje oparte na 4 harmoniach, tak?
- TAK, WŁAŚNIE TAK! - wykrzyknął uradowany.
- Czyli tu, tą pierwszą ty zaśpiewasz, na tą bym proponowała Johna i Briana, a tą najwyższą ja i Roger. Co ty na to?
- Też tak myślałem! - Mercury był wniebowzięty, że wiem o co chodzi.
- No, no, a harmonie to przy miksie... A co to jest? - pokazałam na fragment ze słowami "Magnifico"
- To będzie takie coś: O o o o... - zanucił - Wiesz, każdy z was osobno i takie jakby echo!
- Rozumiem. Ale.... Wychodzi na to, że wyjdzie jakieś 200 ścieżek, a mamy 24 ścieżkowy sprzęt....
- Będziemy dogrywać! - emocjonował się Freddie
- Okej, zobaczymy jak to będzie. Popróbujemy już dziś?
- Jasne, jasne!


****


Od tygodnia próbowaliśmy wykonywać "Bo Rhap" i w sumie każdy mniej więcej wiedział co i kiedy śpiewać. Większość partii gitarowych w utworze była początkowo grana na fortepianie przez Mercury'ego, aby pokazać Brianowi jak powinien grać je na gitarze. Na szczęście May miał tą zdolność, że był bardzo kapowaty (w końcu fizyk, matematyk i astronom w jednym) i dość szybko się uczył. John i Roggie nie mieli problemów z graniem, mi się wygodnie śpiewało, Meg też, tylko Natalie nie mogła się nadal w tym połapać, choć był już koniec lipca, a pracowaliśmy nad tym od 3 tygodni.

Po godzinie starań, Brian usiadł obok niej z rozpiską i śpiewali razem. No i proszę - wystarczyła bliska obecność Maya i 30 minut, żeby Natalie zaśpiewała to zawodowo!


***


Wraz z dniem 18 sierpnia w końcu mogliśmy rozpocząć nagrywanie.
- Nooo, ciężki miesiąc za nami, cięższy przed nami - ogłosił Freddie - Myślałem, żebyśmy zaczęli nagrania od ścieżek gitary, basu, perki i fortepianu, a potem zajmiemy się resztą. Ale wy dziewczyny też macie robotę. Chciałbym, żebyście nadzorowały chłopaków, jak grają. Macie podkład na fortepianie do wszystkiego, wiecie jak to ma być i tak dalej.
- Znamy tą melodię na pamięć, Fred - mruknęła Megan, a ja i Nat pokiwałyśmy głowami.
- No to pięknie. Natalie, idziesz na gitarę Briana, Meg na perkusję, a Casson na bas. Siadacie sobie przed stołem mikserskim, tu jest głośność, zresztą, wszystko opisane, wiecie jak się włącza i te de. Pilnujcie czasu! Każdy muzyk ma określony czas na daną partię! - o tym też nie wspomniałam. Freddie wyuczył nas, jak się nagrywa i jak ustawia najważniejsze rzeczy. Obróbką zajmie się facet od miksów, my tylko podstawowe rzeczy robimy. Łatwizna.

John wszedł do kabiny, założył słuchawki i wziął bas. Przysunęłam sobie mikrofon.
- To co, może najpierw próba? Puszczę fortepian a ty graj - powiedziałam i włączyłam podkład. Deaky był zdolny w cholerę, bo zagrał całość idealnie.
- To nagrywamy, najpierw intro - musiałam się skupić totalnie, to nie takie łatwe przedsięwzięcie.


*** 3 GODZINY PÓŹNIEJ ***


- Ile razy ci jeszcze mam powtarzać, że wchodzisz pół sekundy za szybko?! - wydarłam się po raz kolejny. John przetarł twarz i ziewnął. Była już 22 a my nadal męczyliśmy dopiero zwrotkę.
- Co się dzieje? - podszedł Freddie. Jak zawsze tryskał energią.
- Nie wiem, John już od godziny nie potrafi wejść równo w dźwięk.
- Pokaż - odebrał słuchawki i kazał basiście grać - Cholera, faktycznie. Dobra, Johnny, jutro dokończysz, bo widzę, że ledwo dyszysz - Deacon wyszedł z kabiny i odetchnął
- Sorry, naprawdę się staram - powiedział ze skruchą i odgarnął włosy
- Wiem, Deaky, wiem - odparłam i odłożyłam słuchawki. Wyjęłam taśmę i włożyłam do odtwarzacza. Fred i John słuchali uważnie.
- No, no, no, Cassie, dobra robota! - pochwalił Freddie - Ja już spadam, do jutra! - pożegnał się i wyszedł.
- A gdzie reszta? - spytał Johnny
- Skończyli dwie godziny temu.
- CAŁE?
- Co ty! Może mają 1/4... My mamy już połowę - posłałam mu uśmiech. Pokiwał głową
- To dobrze. Potem chórki, nie?
- No, ale jest zmiana. Bo tak. A zresztą pokażę ci kartkę:

1 TONACJA - Freddie
2 TONACJA - John i Brian
3 TONACJA - Cass i Roger
4 TONACJA - Meggie i Natalie

1 HARMONIA - Cass, John, Roger, Brian
2 HARMONIA - Meggie i Natalie
3 HARMONIA - Freddie
4 HARMONIA - Dziewczyny + Roger

"MAGNIFICO" - W kolejności: Fred, Brian, John, Roger, Cassie + John, Megg + Brian, Natalie + Roger


- O Boże, ale masakra!
- No nie? Ale ja to ogarniam, tyle, że... No trudne to będzie.
- No będzie. Damy radę! - kiwnęłam głową
- Zmęczona jestem. Ciężki dzień, jutro i pojutrze kończymy ścieżki instrumentalne a potem wokal... O masakra!
- Pfff.... - skomentował John i klapnął na kanapę. Zlustrowałam go wzrokiem. Dziś miał na sobie białą, rozpiętą do połowy koszulę, marynarkę czarną i dość mocno obcisłe spodnie...



 - Mogę ci zrobić zdjęcie? - spytałam cicho. Pokiwał głową, wziął bas do ręki i ustawił się jako tako.
- Ładnie - uśmiechnęłam się i podałam mu zdjęcie
- Weź je sobie jeśli tylko chcesz - powiedział, a wtedy do studia wparował Bri.
- Siemson, jeszcze siedzicie? Ja tylko po nuty... O, robicie zdjęcia? Zrobisz miiii? - Brian kochał być fotografowany.



- No pewnie! - wyszło przecudne:









- Dobrze, że przyciąłeś włosy. Tak ci ślicznie - powiedziałam, a gitarzysta uśmiechnął się szeroko
- Miło. A zrobisz mi z Johnem?
- Jutro zrobię całemu zespołowi, okej?
- No dobra. To ja będę leciał, do jutra!
- No papa! - odwróciłam się do Johna - Idziemy też?
- Idziemy.


*** NASTĘPNEGO DNIA ***


Byłam trochę spóźniona, więc wleciałam do studia jakby mnie kto gonił. W środku byli już wszyscy.
Podeszłam do Johna i zaczęłam mu składać życzenia:
- Wszystkiego najlepszego, zdrowia, szczęścia, pomyślności, żeby bas ci zawsze dobrze grał, żebyś nie ścinał włosów, bo są śliczne... No i wszystkiego dobrego! - przytuliłam go z całej siły i wręczyłam prezent. John otworzył szeroko oczy.
- SERIO? - basista oglądał z zachwytem śliczny, skórzany pas do basu - Ej, kurwa, to jest genialne! - pocałował mnie w policzek. Świeciły mu oczy.
- Podoba się?
- I TO JAK!
- No to dobrze. Bierzmy się do pracy.


*** WIECZOREM ***


- Skończyliśmy ścieżki instrumentów, ale jaja, dwa dni nam zajęły! Brawo! - pochwalił Freddie - Okej, dziewczyny, Meg i Natalie mogą iść, ale Cassie zostanie, bo mamy... prośbę.
- Okej... - spojrzałam podejrzliwie. John podał mi aparat i powiedział:
- Jak cię zawołamy to przyjdź do tego pokoju obok.
- No dobra... - kilka minut później usłyszałam:
- WEJDŹ! - więc weszłam i... lekko mnie przytkało. Cały Queen siedział na podłodze... w samych bokserkach... bez koszulek... z makijażem...
- O.... o.... o... Wow! - Freddie wstał, a ja poczułam gorąco na całym ciele.
- To jest, jak widzisz, ciemnia. Z racji urodzin Johna postanowiliśmy zrobić taką seksi sesyjkę zdjęciową. A ty robisz genialne zdjęcia i dlatego John zaproponował... Żebyś to ty nas fotografowała. Zgodzisz się?
- J... Jasne! - odparłam, nadal zaskoczona i poleciłam Queen się ustawić.

Oto najlepsze zdjęcia:
















Po sesji chłopaki nie kwapili się do ubierania, tylko obsiedli mnie ciasno i kazali pokazywać fotografie. Czułam ciepło ramienia Johna po prawej stronie, a po lewej rękę Freda. Byli zachwyceni zdjęciami, pozwolili mi nawet zachować odbitki!
Każdy z nich dostał zestaw, bo cykałam każdą pozę razy pięć.
- To.... eee... Może się ubierzecie? - zaproponowałam, a Freddie uśmiechnął się szatańsko
- Czujesz się dziwnie? - spytał
- No wiesz... Obsiada mnie czterech prawie nagich i.. - dodałam ciszej - przystojnych facetów... Czuję się zagrożona! - zaśmiałam się
- Hehe. Ta sesja to mój pomysł. Zresztą, pewnie się domyśliłaś - odparł Mercury
- Taaak, wiedziałam. Świetny pomysł! Ale żeby nie było, nie bawię sie w fifty fifty, jasne? - leżałam ze śmiechu.
- W... Wiemy! - chichotał Roggie
- Hmmm, Rog, wiesz... Myślę, że Meggie by się spodobały te zdjęcia... - powiedziałam. Perkusista spalił buraka.
- Możliwe.... - mruknął, a ja zmierzwiłam mu czuprynę
- Zobaczy, jak jej pokażesz...
- Ty właśnie! Miałem po nią przyjść! Ja lecę! - wstał, zarzucił ciuchy i wybiegł ze studia.
- Ja też spadam, umówiłem się z Natalie! - powiedział z dumą Brian
- No w końcu! Brawo! - pogratulowałam mu serdecznie. Gitarzysta zaczął się ubierać i nucić coś pod nosem.
- To do jutra! - pomachał nam i wyszedł radosnym krokiem.
- A ty Fred? - spytałam
- Ja? Ja jak zwykle do "Heaven". Idziecie ze mną?
- Eeeeee, nieeeee - pokręciłam głową - Wybacz, nie kręci mnie to.
- Spoko - uśmiechnął się - A ty, Johnny? W urodzinki?
- Wiesz, że ja nie chodzę do takich klubów. Kumple mnie zaprosili na popijawę, pójdę do nich.
- Ah, no to okej. Widzimy się jutro, o 14 tak? - kiwnęłam głową
- Tak.
- To ja idę.
- Dobrej zabawy, Fredziu.
- A wzajemnie... - wstał i szepnął mi na ucho - Z Johnem... - wyszedł szybko, żebym nie zdążyła odpowiedzieć. Udałam, że nic nie słyszałam i zamknęłam za Fredem drzwi ciemni. Odwróciłam się do Johna. Żeby nie powiedzieć jak zboczeniec, to stwierdzę, że miał na sobie BARDZO obcisłe bokserki.... Ekhm...

Siedzieliśmy w ciszy, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć, czy zrobić.
- Hm.... Fajnie, że i Brianowi sie udało z Natalie... - mruknęłam i podniosłam wzrok. Deacon pokiwał głową. Zagryzłam wargę. Zaczęłam lustrować go wzrokiem i po raz enty stwierdziłam, że z Queen jest chyba najprzystojniejszy...

- Wiesz co? - zaczął w końcu John
- Hm?
- Dlaczego tak zawsze jest? Rogerowi się udało, Brianowi też, Fredkowi też... A mi?
- A... Masz w ogóle kogoś na oku? - pokiwał głową
- Wiesz... Może musisz zrobić w końcu ten pierwszy krok. Ty. Ty sam. Może, a raczej na pewno się tej dziewczynie podobasz... Spróbuj.
- Serio? A jak ona mnie... Odrzuci?
- To się wtedy będziesz martwił - zagryzł wargę i przysunął się bliżej. Blisko. Za blisko.
- A... jeszcze jedno pytanie... - szepnął
- Tak? - odszepnęłam, patrząc mu prosto w oczy
- Myślisz, że mogę się zakochać na zabój, znając kogoś ledwo pół roku?
- M... Myślę... Że możesz...
- I myślisz, że... Nic się nie stanie, jeśli... Zrobię tak? - wyszeptał i delikatnie mnie pocałował. Momentalnie zamknęłam oczy, oddając pocałunek. Po chwili odsunęłam się.
- Myślę... Że nic nic złego się nie stanie...
- Czyli... Mogę spokojnie to powtórzyć? - uśmiechnęłam się
- Jak najbardziej - odparłam i ponownie poczułam jego usta na moich...

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Queen rules, rules of music - PART 1

Kilkanaście dni później wyruszyłam do studia zapoznać się z utworami. Byłam ubrana w takie ciuchy:









Żadna nowość, mój normalny styl. Mama zawiozła mnie pod studio i pojechała do pracy. Pokazałam ochronie plakietkę i poszłam w stronę studia, zgodnie ze wskazówkami ochroniarza. Zobaczyłam duże, obite brązową skórą drzwi z napisem "STUDIO QUEEN". Weszłam i nieśmiało stanęłam w progu. Chłopaki byli sami, widocznie jako jedyna byłam punktualna.
- Hejka.... - mruknęłam, a wtedy wszyscy jak jeden mąż odwrócili się w moją stronę.




- Siemson, Casson! - zawołał Freddie dźwigając się z kolan Johna. Widać, że się wygłupiali, bo Roger i Brian dusili się ze śmiechu.
- Jak? Casson? Nieważne... Co wy... robicie? - spytałam, powoli także zaczynając się śmiać.
- Nic takiego, to po prostu Queen - uśmiechnął się Mercury - Gdzie reszta?
- Też się właśnie zastanawiam...
- Mamy listę utworów, mamy ścieżki...  Pierwszym utworem jaki weźmiemy na warsztat, jest "'39" napisany przez Bri... Posłuchaj - założył mi słuchawki i włączył surową ścieżkę demo, z jego wokalem i gitarą Maya. Pokiwałam głową.
- Podoba ci się? - spytał Brian
- Podoba, ale mam pytanie. Gdzie tu chórki?
- Roggie zaśpiewa z tobą. Rog, wyj nam tu - Mercury włączył utwór przez kolumny, a Roger wył te swoje partie. Po chwili skapnęłam melodię i swobodnie się dołączyłam.
- No, no, no, pięknie, bierzemy to! - zawołał Brian - Co ty na to, John? - Deacon tylko pokiwał głową. On w ogóle mało się odzywał i właśnie to mnie w nim intrygowało. Cicha woda brzegi rwie...

Po chwili weszły Natalie i Megan, którą zaczęliśmy nazywać Meg. Dziewczyny stanęły przy bocznych mikrofonach, a ja przy głównym i śpiewałyśmy to, co mówili muzycy niemal przez 2 godziny.
- Okej. Idzie wam zajebiście, oby tak dalej. Jutro o tej samej porze. Aha, Cassie, zostań na moment - powiedział Fred, biorąc szklankę z jakimś napojem. Kiedy dziewczyny wyszły, zaczął mówić:
- Bo wiesz... Rozmawiałem z chłopakami... I tak sobie myślę... Czy nie chciałabyś... Pojechać z nami w trasę?
- J... Ja?
- No tak, jesteś świetna, ubogacisz chórek jak nic!
- Hmm... Ja bym chciała, tylko muszę pomówić z rodzicami - uśmiechnęłam się
- To załatwione!
- Nie do końca...
- Super! - Freddie coś tam sobie mówił, a wtedy ja zauważyłam na stoliku piękny aparat, polaroid. Wzięłam go do ręki bez pytania i zaczęłam oglądać. Moja ukryta pasja - fotografia. Nikomu, nigdy o tym nie mówię, tylko rodzice wiedzą.
Korzystając z okazji uchwyciłam na zdjęciu cały Queen, w genialnych pozach. Wyjęłam gotowe zdjęcie, kiedy ktoś wyrwał mi je z ręki.
- Pokaż... O KURWA! - Brian. No jasne - Patrzcie jakie zajebiste! Nie chwaliłaś się, że lubisz fotografię... - popatrzył na mnie z wyrzutem
- Nie chwalę się nikomu. To moje ukryte hobby. Ale wy już wiecie... - westchnęłam. Cały zespół podszedł zobaczyć i co rusz wydawał z siebie okrzyki zachwytu.
- Hehe... Dzięki... A tak ogólnie... Czyj to aparat?
- Mój - usłyszałam głęboki, spokojny głos. John.
- Ah... Wybacz, nie wiedzia...
- Daj spokój - przerwał mi - Możesz cykać ile chcesz. Jesteś w tym dobra - uśmiechnął się do mnie
- Dzięki - odwzajemniłam uśmiech - To może teraz ty pokażesz, co potrafisz?
- Eeee... - podszedł bliżej - Może... Może nie teraz... Ale... Jeśli chcesz to dziś wieczorem przyjechałbym po ciebie i troszkę pofotografował... Jeśli tylko chcesz. Zdjęcia będą dla ciebie!
- O, bardzo chętnie. Czyli... Do wieczora?
- Adres - przypomniał
- No tak! - pacnęłam się w czoło. Zapisałam adres i numer na kartce i podałam mu - Przyjedź o ósmej - puściłam mu oczko, pożegnałam się z resztą Queen i poszłam sobie.


W domu zaczęłam jak głupia przeczesywać szafę z jedną tylko myślą w głowie "CO BY TU UBRAĆ???"

W końcu się zdecydowałam











I tak ubrana czekałam na Johna. Nie spóźnił się prawie wcale - lubię taką punktualność.
- Cześć, Deaky!
- O... o.... No hej... Jak ty ślicznie... wyglądasz! - powitał mnie, zająkując się nieco - To co, idziemy?
- Idziemy - wsiedliśmy w jego samochód i pojechaliśmy w plener. Johnny robił tak zajebiste zdjęcia, że aż mi się płakać ze szczęścia chciało!
Potem ja go trochę obzdjęciowałam. Wyszedł prześlicznie *_*



Kiedy wracaliśmy, starałam się pogadać. Niby cichutki, ale nawet dużo mówił! Opowiadał o Queen, o płytach, o sobie... Miły był. Nawet bardzo.
- A powiedz mi... Tak najbardziej, to kogo lubisz z naszego zespołu? - zapytał mnie
- Euh.... Ja... Ja... Ja nie wiem! Wszystkich was lubię tak samo!
- Ah... Okej. Rozumiem. Późno już, wracamy?
- Okej. Odwieziesz mnie?
- No jasne, chodź! - odwiózł mnie pod same drzwi i pożegnał całusem w policzek - Fajnie było. Masz te zdjęcia - podał mi teczkę i odjechał.

Weszłam do domu i osunęłam się po ścianie. "Kogo najbardziej z nas lubisz?" To pytanie siedziało mi w głowie. Tak jak jego imię. I te dwukolorowe oczy. Pomyślałam, że jutro próba.
- Dobranoc, mamo! - krzyknęłam i poszłam pod prysznic. Potem niemal od razu usnęłam.

niedziela, 11 sierpnia 2013

Queen rules, rules of music... - PROLOG

 Nowe coś, co wpadło tej głupiej MylesowejHudson do głowy. Chyba fajne. Fajne, bo o Queen. Miłego czytania ;D



Początek kwietnia, 1975

- Jesteś pewna na 100%, że chcesz tam pójść i się zbłaźnić? Tam będzie cała czwórka!
- Wiem, mamo. Wiem - odparłam spokojnie i ubrałam nową, skórzaną kamizelkę.
- Nowa? - mama pokazała na ciuch. Kiwnęłam głową
- Taka jak Freddiego - powiedziałam z dumą i założyłam moje czerwone conversy - Jedziemy?
- No jedziemy - odparła mama i poszłyśmy obie do samochodu - O raaany, szkoda, że jestem taka stara, śpiewać w chórkach Queen... - rozmarzyła się - Marzenie!
- No jasne, że tak! - uśmiechnęłam się - I nie jesteś stara! Wcale!
- Nie, tylko mam 37 lat!
- Maaaaaamo, to jest nic!
- Masz formularz? - zmieniła temat
- Mam - pokazałam jej teczkę - Daleko do tego teatru?
- Nie, zaraz będziemy. Zobacz, te przesłuchania akurat w Twoje 18 urodziny! - uśmiechnęłam się szeroko i kiwnęłam głową
- A kiedy ten prezent, co mi obiecałaś?
- Wiesz przecież, Cassie. Wieczorem!
- No okej - rozsiadłam się wygodnie w fotelu auta i obserwowałam okolice. Po jakichś 20 minutach mama zatrzymała samochód i wysiadłyśmy. Cała aż drżałam z radości i skumulowanej energii. Zaczęłam rozgrzewać głos, idąc za mamą do holu teatru. Oddałyśmy formularz i skierowali nas do dużej sali, gdzie czekali inni. Patrzyłam na te wszystkie twarze z myślą, że wybiorą tylko trójkę najzdolniejszych do śpiewania w chórku... W chórku Queen!

Kochałam ten zespół od zawsze, moi rodzice są jego wielkimi fanami, zaznajamiali mnie z ich muzyką od dziecka! Niedawno wydali "Sheer Heart Attack" - wyjebista płyta, szczególnie utwory "Killer Queen", "Tenement Funster" , "In the Lap of the Gods... Revisited" i "Now I'm Here" mi się podobały i słuchałam ich cały praktycznie czas.
Z zamyślenia wyrwał mnie głos mamy:
- Cass, wiesz, że wołają w kolejności przybycia tu? Jeśli dobrze czytam, jesteś dwunasta - skrzywiłam się
- Szybko trochę.
- Co zaśpiewasz?
- Niee, oni ci mówią, co masz zaśpiewać.
- Aaaaaj, to gorzej.
- No tak, bo nie wiesz co będzie... Ale ja mam teksty obcykane jak nikt inny! - roześmiałyśmy się obie.

Jakieś pół godziny później usłyszałam moje nazwisko:
- Cassandra Ternent! - pocałowałam mamę w policzek i na miękkich nogach weszłam do mini studia. Na dużej, beżowej kanapie siedział cały Queen! Cicho rozmawiali, ale gdy mnie zobaczyli ucichli.
- Witaj - odezwał się Freddie - Może usiądziesz? - posłusznie zajęłam miejsce na przeciwko
- To może najpierw opowiesz troszkę o sobie, hm? Skąd znasz nasz zespół, ile nas słuchasz, czym się jeszcze interesujesz? - Brian spojrzał mi w oczy
- Hm... No więc. Waszą muzykę znam od samiutkiego początku, bo moi rodzice są waszymi wielkimi fanami od powstania Queen...  Miałam 14 lat, kiedy mama wzięła mnie na wasz pierwszy koncert... - przerwałam napotykając wzrok Johna - Byłam zachwycona!
 No i... Ciężko byłoby nie słuchać tak zajebistej muzyki! - uśmiechnęłam się - No a oprócz Queen, interesuję się kolekcjonowaniem jakichkolwiek rzeczy związanych z wami! - wybuchnęłam śmiechem - Gdybyście widzieli mój pokój... Taka świątynia! No... Gram jeszcze na gitarze, pianinie, basie i próbuję na perce... Uwielbiam czytać i pisać jakieś swoje historyjki, opowiadania i coś w tym stylu... No i to chyba tyle - Freddie pokiwał głową i powiedział:
- Wejdź teraz tam, do kabiny, załóż słuchawki, Brian powie ci, co masz śpiewać, jasne?
- Oczywiście - zrobiłam to, co mi kazał i czekałam na wskazówki Briana.
- Dobra, no to może na początek... Coś krótkiego... Jak u ciebie z "Nevermore"?
- Znam na pamięć!
- No to uważaj... Partie Freda zaśpiewasz.
- Jasne - usłyszałam wstęp i spokojnie, (chyba) czysto zaśpiewałam.
- Dobrze, ładnie, ładnie, teraz... O, teraz może "Seven Seas of Rhye"? Co ty na to?
- Okej - znów zaśpiewałam bez żadnego problemu. Muzycy zaczęli kiwać z uznaniem głową. Nagle zobaczyłam, że Roger wstaje i coś mówi do Freda, a Fred do Briana. Gitarzysta skrzywił się, ale kiwnął głową na zgodę.
- Okej, coś trudniejszego nieco... Hm, chłopaki się uparli na chórki do "Liar"... Poradzisz sobie?
- Ch... Chyba tak... A mam zaśpiewać od górnego C, partię Rogera, czy od dolnego D partię Freda i Johna?
- Hm.... Czekaj - spytał reszty i powiedział - Freddie chce koniecznie od górnego C...
- Noo.... D... Dobra - nieco się wystraszyłam, ale nie dałam po sobie poznać. Starałam się, ale wiem, że w jednym momencie zrobiłam półtonowy błąd, ale chyba nie było aż tak źle.
- Niezła jesteś, John proponuje "Killer Queen"... Śpiewaj to od Fredzia.
- Jasne - zaszczyciłam go uśmiechem i wykonałam to najpiękniej jak umiałam. Chyba się spodobało.
- Dobra, to jeszcze z dwa utwory... Może... O, wiem. "Tenement Funster" - uśmiechnął się ironicznie
- Jedna z moich ulubionych - odparłam i zaczęłam wyć niczym Roggie. Fajna zabawa.
- Okej, ostatnim utworem będzie "Now I'm Here". Partia Freda i chórków w refrenie, ok?
- Oczywiście, robi się! - po wykonaniu piosenki wyszłam z kabiny, a Freddie przywołał mnie ruchem ręki.
- Ile ty śpiewasz? - spytał prosto z mostu
- J... Ja... Od... 13 lat... Jak miałam 6 lat, mama mnie zapisała na śpiew...
- Mhm... - wokalista kiwał głową - Jesteś... Cholera, dobra jesteś! Na razie najlepsza z tego co dziś słyszałem! Gratulacje! - uśmiechnął się miło i podał mi rękę - Do zobaczenia... Raczej - mrugnął do mnie - Damy znać za tydzień, wiesz, tak? Znów tu.
- Wiem. Wiem. Dzięki... A skoro się zobaczymy, to nie muszę żebrać o autograf, hm...? - Fred roześmiał się radośnie
- No już dobrze, co mam podpisać? Chłopaki, chodźcie! - wyjęłam moje płyty i plakat i dałam zespołowi do podpisania. Złożyli na rzeczach swoje podpisy i oddali mi z szerokimi uśmiechami.
- Dziękuję wam bardzo. Miło było was poznać. To... Na razie...? - Brian kiwnął głową i odprowadził mnie do drzwi.
- Papa!
- Cześć, Brian! - z uśmiechem wybiegłam na salę, do mamy i opowiedziałam jej wszystko na ucho.
- Masz autografy? - spytała szeptem. Pokiwałam głową i odparłam:
- Jedziemy do domu, czy coś zjeść?
- Hm... Zjeść.
- No ja myślę! - zaśmiałam się i wzięłam mamę pod rękę.

W radiu leciała akurat "Killer Queen" więc śpiewałam sobie razem z mamą. Ogólnie ja i mama to takie najlepsze przyjaciółki! Słuchamy razem muzyki, oglądamy videa, śpiewamy, gotujemy, chodzimy na zakupy, śmiejemy się... Uwielbiam ją po prostu!
- Mamuś... A co dziś jemy?
- Iza poleca... Eeee.... Pizza?
- Taaak! Amerykańska! Nasza ulubiona, co?
- Jasne - mama uśmiechnęła się i zaparkowała pod pizzerią. Zamówiłyśmy Amerykańską MAX i dwie cole. Jedząc, spytałam:
- Kiedy wraca tata?
- Chyba jutro... - zamyśliła się - Jutro, tak.
- Fajnie! Nie mogę się doczekać!
- Ja też. - kiedy zjadłyśmy zaczęłam świdrować Izę (czasem mówię na mamę Iza, bo nazywa się Isabelle) wzrokiem.
- Aaaaa, wiem. Niespodziewana niespodzianka, tak?
- No proszę, pokaż mi już!!!
- W domu - westchnęłam ciężko
- Niech będzie. Jedźmy skoro tak. - 10 minut później mama zniknęła w swojej sypialni i po chwili wyszła z pudełkiem.
- Jeszcze raz najlepszego, kochanie ty moje - podała mi pudełko. Otworzyłam, a tam...
- MAMOOOO! - rozdarłam się i rzuciłam jej na szyję - walkman!!! Skąd wiedziałaś?
- Ja wiem takie rzeczy! Podoba się?
- I to jak! Dziękuję bardzo! - pocałowałam ją w oba policzki i mocno przytuliłam.
- To co, teraz pewnie idziesz słuchać, co? - pokiwałam głową
- Zejdę na kolację.
- Jasne. - pobiegłam na górę, do swojego pokoju i rzuciłam się do regału z płytami. Wybrałam "Let It Be" od The Beatles i wrzuciłam do walkmana. Byłam zachwycona!
W pewnym momencie zobaczyłam czarny kabriolet stający pod domem... TATA?!

Szybko zbiegłam do kuchni i ujrzałam tatusia witającego się z Izą.
- Cass! - zawołał na mój widok
- Tata! - przytuliłam się do niego - Przyjechałeś już dziś?
- No jak mógłbym opuścić 18 urodziny mojej córki? Mam coś dla ciebie, złotko. - spojrzałam ciekawie - Z racji tego, że osiemnastka zdarza się tylko raz, to... A zresztą choć. - poszliśmy na podwórze i do... garażu?
- No to NIESPODZIANKA! - zawołał i odsłonił coś okrytego wielkim kocem. Otworzyłam szeroko usta.
- To.... To... Jest... TO JEST KURWA HARLEY! - wrzasnęłam i rzuciłam się tacie na szyję - Dziękuję, dziękuję, dziękuję!!! Ale skąd Ty wytrzasnąłeś Harleya? Przecież to fortunę kosztuje!
- Mam swoje sposoby, mała - uśmiechnął się i podał mi kluczyki z brelokiem Queen. Wzięłam je i usiadłam na cudeńko zwane motorem. Odpaliłam silnik - chodził idealnie.
- Mogę się przejechać?
- Pewnie! - puściłam hamulec i wyjechałam na drogę. Nie miałam kasku, ale kij z tym.
Jechało się genialnie, ale przecież nie mogę jeździć jak przyjechał tata! Wróciłam więc do garażu, zaparkowałam motor i pobiegłam do domu, a tam czekali już rodzice z tortem i śpiewali "Sto Lat".
Zdmuchnęłam świeczki i zaczęliśmy wcinać.
- To ja ci się urodziny podobały? - zagaił tatuś
- Najlepsze! Jeszcze gdybym się dostała do kadry Queen... - westchnęłam z rozmarzeniem
- Kiedy się dowiesz?
- Nom... Za tydzień - odparłam
- Uda się, wierzę w ciebie.
- Dzięki, Jim - uśmiechnęłam się do taty.

*** TYDZIEŃ PÓŹNIEJ ***

Siedziałam w poczekalni jak na szpilkach. Było tu czterdzieści kilka ludzi, którzy wraz ze mną czekali na "wyrok". Po chwili wyszedł menadżer Queen.
- Witam was, kochani. Osoby, które zaraz wyczytam zbierają manatki i niestety wypad - oznajmił i zaczął czytać. Co mnie zdziwiło... Nie było mojego nazwiska! Rozejrzałam się po sali. Została nas dziesiątka.
- No to teraz tak... Każdy z was śpiewa jeden i ten sam, wybrany przez zespół utwór. Oni wybiorą ostateczną trójkę. No to, kto pierwszy?
- Ja - wstałam pewnie
- Brawo za odwagę, zapraszam tutaj - pokazał mi pokój i zamknął drzwi. Weszłam do tego studia co ostatnio.
- Cześć!
- O, jest i Cassie, taka odważna z ciebie dziewczynka? - zaczepił Freddie a ja uśmiechnęłam się i kiwnęłam głową
- Żebyś wiedział. To co mam śpiewać?
- "Stone Cold Crazy" - odparł szybko John. Wzruszyłam ramionami
- Jasne, okej, się robi - stanęłam za mikrofonem i już po chwili śpiewałam piosenkę z ostatniego albumu. Kiedy skończyłam usłyszałam brawa.
- Dzięki - skomentowałam - To ja idę, reszta czeka.
- Mhm, idź tam gdzie byłaś, jak skończymy ze wszystkimi to wybierzemy - uśmiechnął się Brian.
- Dobrze. To pa! - wyszłam z pokoju a menadżer pokierował mnie do innego, z kanapą, piciem i TV.

Wygodnie się rozsiadłam i niecałe 2 godziny później, kiedy wróciła ostatnia dziewczyna, menadżer powiedział, że za niedługo Queen ogłosi kogo przyjął.

Czekaliśmy niemal godzinę, zanim przyszedł Brian z menadżerem.
- No to co... Gotowi? - wszyscy od razu wstali i przepychając się, popędzili do studia. Usiedliśmy w półkolu na krzesłach a zespół usiadł również na krzesłach, przed nami.
- No tak... Więc... Wybór trójki z pośród was był okropnie trudny, bo wszyscy jesteście świetni, wiecie? - zaczął Freddie - Ale z pomocą chłopaków dałem sobie radę i wybrałem najlepszych. Powiem na początek, że wybrałem 3 dziewczyny, bo facetów mamy do chórków, więc chłopcy, proszę, wyjdźcie - czterej chłopacy z pochmurnymi minami wyszli. Zostało sześć dziewczyn.
- Okej, drogie panie, czas sądu... John, czytaj nazwiska.
- Okej, no to tak. Pierwsza to Natalie Lusac... Druga to Megan Fartner... A trzecia to... - zająknął się nieco - Cassandra Ternent!- otwarłam szeroko usta
- JAAA? - wstałam i podeszłam do Johna - Za co, Deaky? - spytałam cicho
- No jak to? Śpiewasz genialnie, staniesz przy głównym mikrofonie oczywiście! - zaczęłam piszczeć i rzuciłam się Johnowi na szyję, jednak szybko się odsunęłam
- Jej... Wybacz.
- Ale czemu? Wszystko w porządku - posłał mi uśmiech. Zaczerwieniłam się lekko i spojrzałam mu w oczy.
- Deaky, ty masz dwukolorowe oczy?
- Mhm...  Masakra, nie?
- Co ty, piękne są! - powiedziałam i speszyłam się nieco
- Cass! - usłyszałam Freddiego - Chodź tu, a nie flirtuj z Johnnym! - wybuchnęliśmy śmiechem. Radosnym krokiem podeszłam do Freda i zaczęłam słuchać co ma mi do powiedzenia...