niedziela, 20 października 2013

TURN IT ON TONIGHT 15

    Dawno nie byłam tak mocno umalowana. Smoky eyes. Tak. Do tego legginsy, oczywiście czarne i biała tunika. Loki prawie do pasa, ułożone jak najładniej.

    - O... Karolina?
    - Myles! Ja... sorki, nie chciałam wpaść na ciebie - uśmiechnęłam się nieśmiało
    - Nie szkodzi. Coś się stało?
    - Ja... - postanowiłam nic Mylesowi nie mówić - Przyszłam na imprezę!
    - Aaa. Jasne. Chodź - poprowadził mnie pod drzwi - Zaraz przyjdę, akurat szedłem do kuchni po coś do picia, chcesz też?
    - Dziękuję, nie trzeba - otwarłam drzwi i... zamarłam. Wszystkie głowy (John, Brent, Roger z Megan, Slash z Michelle, Nicole - dziewczyna Brenta, Cassie - dziewczyna Mylesa) odwróciły się w moją stronę. Stałam jak wmurowana z rozchylonymi ustami i wpatrywałam się w parę na kanapie.Gdzieś w tle słyszałam Mr. Big'a i jego ''Wild World", ale nie docierało to do mnie zbytnio.
    Zaczęłam szybciej oddychać. Trzęsłam się jak w gorączce. Przełknęłam ślinę przez ściśnięte gardło.
    Wtedy Todd oderwał się od siedzącej na jego kolanach Rose i spojrzał mi prościutko w oczy.
    Zmusiłam nogi do biegu.
    Zaczęłam uciekać, ale poczułam szarpnięcie za ramię.
    - KAROLA! - puściły mi nerwy. Wtuliłam się w wyciągnięte ramię Mylesa i zaczęłam łkać - Hej... Co jest, mała? Karola, słyszysz? - pociągnął mnie na krzesło w kuchni i kazał NATYCHMIAST gadać, o co chodzi. Udzieliłam mu wyczerpującej, ponad półgodzinnej odpowiedzi. Słuchał mnie uważnie, nie przerywał, znosił spokojnie moje przerwy w opowieści, kiedy łzy zatykały mi gardło i nie byłam w stanie mówić dalej. Kiedy skończyłam, zamyślił się chwile, po czym powiedział:
    - Kochasz go?
    - Kogo? - podniosłam oczy
    - Briana.
    - Ja... tak.
    - A Katie?
    - Tak.
    - A Todda?
    - J-j-j...ja... - opanowałam płacz
    - Nie kłam, Karola. Proszę.
    - Ja już sama nie wiem. Chwilami mam wrażenie, że go nienawidzę, a chwilami, że nie mogę bez niego żyć...
    - Chcesz mieć Katie, nie?
    - Bardzo... Wiesz, Myles... Ja chyba muszę zacząć od nowa. Wszystko.

    ***

    - Więc chciałaby pani zmienić imię, tak?
    - Owszem.
    - Jak by się pani chciała nazywać?
    - Elizabeth. Lisa. Eliza. Bądź Effy. Effy jest ładnie.
    - W porządku, podpisać tu i po sprawie - złożyłam zgrabny podpis na świstku, podziękowałam i wyszłam z urzędu
    - Zaczynamy od nowa, Effy - szepnęłam do siebie i skierowałam się do domu

    ***

    - Hej, skarbie - Brian przytulił mnie mocno
    - Hej - posłałam mu uśmiech
    - Karola, czy ty...
    - Effy - przerwałam mu
    - Co?
    - Effy. EFFY. E-F-F-Y!
    - O czym ty mówisz?
    - Od dziś nazywam się Elizabeth. Lisa. Eliza. EFFY! Zaczynam od nowa - Brian spojrzał na mnie z napięciem
    - Skoro tak... - przyklęknął i wyciągnął z kieszeni pudełeczko - Wyjdziesz za mnie Kar... Effy? - uśmiechnęłam się szeroko
    - Tak. Tak, Brian - przytulił mnie mocno i wsunął pierścionek na palec.

    ***

    Weszłam do sporego wieżowca. Wjechałam windą na 14 piętro i zapukałam do apartamentu numer 1066. Otworzył mi nieco rozczochrany, wyraźnie skacowany Myles.
    - Karolinaaaaaa?!
    - Od wczoraj jestem Elizabeth. Effy. Effy May - zdezorientowany Myles szybko pojął sytuacje
    - Zaczynasz od początku?
    - Tak. Mogę wejść?
    - Jasne - uśmiechnął się - Chcesz coś do picia?
    - Nie, dzięki... O! Witaj, Cassie!
    - Cześć, Eff! - przytuliła mnie mocno.



    Eh... Taaaak... Cassie... Jejku, ona jest taka piękna, szczupła i w ogóle... Cudo!
    - Effy! EFFY! HALO, MÓWIĘ DO CIEBIE!
    - C...cooo?! Ooo, sorka - posłałam jej przepraszające spojrzenie - Co mówiłaś?
    - Pytałam, kiedy się pobieracie z Brianem?
    - Ah, tak... Za tydzień.
    - Szybko! Kogo zapraszacie?
    - John z Danielle, Brent z Nicole, Roger z Megan, Slash z Michelle, ty i Myles... Tyle!
    - O... Myles, przyjdziemy, nie?
    - Oczywiście! Za tydzień, tak? O której to jest?
    - O 11 w kościele. A potem... - uśmiechnęłam się szatańsko
    - Tak, tak, impra do rana - roześmiała się Cassie. Wtedy rozdzwonił się mój telefon:



    - Tak, skarbie?
    - Effy, złotko, Katie bardzo chce z Tobą iść na zakupy, możesz wracać do domu?
    - Jasne, już idę, pa! - wyłączyłam rozmowę i zwróciłam się do pary:
    - Muszę lecieć, Katie chce iść ze mną na shopping.
    - Jasne. To co... do niedzieli za tydzień?
    - Tak - kiwnęłam głową. Cmoknęłyśmy się z Cassie w policzek, przytuliliśmy z Mylesem i wyszłam z apartamentu.

    ***

    TYDZIEŃ PÓŹNIEJ

    - Kochanie, wyglądasz cudownie - Cassie przytuliła swój policzek do mojego. Spojrzałam na swoją białą sukienkę, dotknęłam welonu upiętego na lokach i przesunęłam palcem po pierścionku zaręczynowym.
    - Dziękuje... Ty również - rozległ się Marsz Weselny - Chyba muszę iść... Myles mnie prowadzi.
    - Powodzenia, Eff - uśmiechnęła się Cassandra i weszła do kościoła bocznym wejściem. Odetchnęłam i stanęłam przy głównym wejściu. Myles wziął mnie pod rękę.
    - Piękności... - westchnął i równym krokiem zaczęliśmy iść w stronę ołtarza.
    Brian już czekał. Kiedy stanęłam przy nim uśmiechnął się szeroko. Odpowiedziałam tym samym.
    Ceremonia przebiegała sprawnie i szybko, kapłan był miły i wiecznie uśmiechnięty.

    - Czy ktoś się sprzeciwia dezycji o zawarciu małżeństwa? - spytał ksiądz, patrząc po zebranych.
    - ALE JA WOLĘ TATUSIA Z TĄ ROSIE! - ścierpła mi skóra na plecach. Powoli odwróciłam głowę. Na środku kościoła stała Kate w różowej sukieneczce i buńczucznie skrzyżowanych ramionach. Wszyscy umilkli, a dziewczynka kontynuowała:
    - No, bo ty, Effy, chodzisz ze mną na zakupy, bawisz się i tata cię całuje, ale w parku jak byliśmy... Ta Rosie jest od ciebie piękniejsza i tata jej to mówił, że jest piękna i ja wolę mieć tą ładniejszą mamę, co się tacie podobała!
    Zamarłam. Otworzyłam usta i spojrzałam na Briana morderczym wzrokiem. Był z leksza zdziwiony, ale wyglądało, że wie, o co chodzi Kate.
    - BRIAN! - uuuu. Nie sądziłam, że mogę z siebie wydusić tak wysoki dźwięk! - KATE, KIEDY TATA BYŁ OSTATNI RAZ Z TĄ ROSE?!
    - Wczoraj na placu zabaw. Przytulali się - mówiła dziewczynka - Bo wiesz mamo... - podeszła bliżej - Ta Rose to dziwka - rozległy się okrzyki. Przyklękłam przed Katie - Skąd znasz to słowo, Katie?
    - Słyszałam gdzieś - odparła wymijająco - W każdym razie...Ona... Rose... Z Toddem jest, mówiłaś mi, mamo... A przytula tatę! No, tyle - odwróciła się i jak gdyby nigdy nic, wróciła do ławki. Stałam jak sparaliżowana.
    - Brian, co to ma znaczyć?!
    - My... tylko... my rozmawialiśmy! - bronił się
    - Nie wierzę ci - powiedziałam słabym głosem. Czułam, że po policzkach lecą mi łzy. Odwróciłam się i wybiegłam z kościoła. Słyszałam, że Cassie woła coś za mną, ale ja już tego nie słyszałam. Biegłam przed siebie...
    Niedaleko kościoła był las... Czułam, jak ostre kolce rozrywają mi sukienkę, liście wplątują sie we włosy, a obcasy wbijają w miękką ściółkę. Nie dbałam o to. W końcu, kiedy niemal rozerwało mi płuca, zatrzymałam się i stanęłam pod jakimś drzewem.



    Zerwałam z głowy welon, z palca pierścionek, zdzierając sobie skórę. Załkałam głośno i rozpaczliwie. Po chwili wstałam i niczym zbity pies udałam się w drogę powrotną. Moje nogi same poniosły mnie pod wieżowiec, gdzie mieszkali Myles z Cassie.
    Zapukałam. Nic. Walnęłam pięścią w drzwi. Cisza. Pchnęłam głupi kawał drewna. O...twarte? Cóż... Weszłam do środka...
    - Halo? HALO!? Myles? ... Cassie? Halo! Jest tu kto? - zajrzałam do salonu i ujrzałam śpiącą Cassie, przykrytą kraciastym kocem i Mylesa drzemiącego w fotelu z kubkiem herbaty.

    Opadłam na drugi fotel, starając się łkać jak najciszej. Zerknęłam na zegar. O KURWA! Nie było mnie 5 godzin? Wow...
    - E... Eff? - Cassie podniosła głowę, rozbudzona



    - Ooo... obudzi....łam cię??? - Cass spojrzała na mnie z czułością
    - Chodź tu do mnie, Effs, chodź... - położyłam się obok niej. Cassie nakryła nas kocem i przytuliła mnie mocno.
    - Brian to świnia - powiedziała, głaszcząc mnie po włosach
    - Wiem... Wiem. A ja... ja mu ślepo... zaufałam... - rozpłakałam się na całego
    - No już ciii.... ci....
    - Cassie, ja chodziłam od Todda do Briana, od Briana do Todda i zawsze wybierałam Maya! A teraz... teraz już rozumiem... Że... Że moje szczęście... Właśnie... Uciekło z tą dziwką!
    - Odzyskasz go jeszcze... Myślę, że ma tą Rose tylko do jednego celu, wiesz?
    - T-t-t...ak myślisz?
    - Tak myślę - uśmiechnęła się do mnie - Przecież on cię kocha, Effy!
    - Tak myślisz?
    - Powtarzasz się, słońce.
    - Oh... Tak. Przepraszam... Mogłabym spać dziś u was? Macie miejsce?
    - W chuj - odparła i wstała - Chodź, pokażę ci.
    - Cassie?
    - Taa?
    - Dziękuję, że jesteś
    - Nie ma za co - objęłyśmy się mocno
    - Kocham cię, siostrzyczko - wymruczałam do jej ucha
    - Ja ciebie też. A teraz chodź - pociągnęła mnie w sobie tylko wiadomym kierunku.





    poniedziałek, 7 października 2013

    TURN IT ON TONIGHT 14

    Obudziło mnie delikatne smyranie do brzuchu. Postanowiłem nie otwierać oczu i poczekać na ciąg dalszy. Po chwili głaskanie przeszło niżej... A ja ledwo powstrzymałem się od jęku rozkoszy. Po chwili wrażenie nasiliło się i już nie udało mi się zatrzymać głośnego jęknięcia. Wtedy czyjeś cieplutkie ciało położyło się na mnie i czyjeś usta zaczęły obcałowywać moją szyję. Otwarłem oczy.
    - Dzień dobry, leniuszku - zaśmiała się Karolina
    - Budź mnie tak codzieeeeeeennieeeeeee.... - przeciągnąłem głoski proszącym tonem. Ona zaśmiała się cicho:
    - Jeśli chcesz... - pocałowałem ją w usta
    - Trzeba jechać po Katie, słońce... - powiedziałem, krzywiąc się lekko. Chciałem wstać, ale Karola pociągnęła mnie z powrotem na łóżko
    - Nigdzie nie pójdziesz... - powiedziała i dokończyła szeptem - Póki mnie nie przelecisz, jasne? - otworzyłem szeroko oczy
    - C...co?
    - To! - syknęła, ściskając ręką coś dla mnie, ekhm, ważnego. Zawyłem cicho - Bozia musi cię bardzo kochać...
    - Cccco???
    - Bo cię obdarzyła BARDZO HOJNIE, oj bardzo! - powiedziała cicho, mrużąc oczy do maksimum. Udałem, że patrzę jej w oczy i po chwili wszedłem w nią znienacka. Krzyknęła i przekręciła nas tak, że byłem na górze i miałem tzw... władzę, hehehe...
    - A teraz wykorzystam ten hojny dar Bozi - powiedziałem i przyspieszyłem. Dziewczyna krzyknęła raz, drugi, a mi tak przyjemnie rozrywało bębenki...
    Ciężko dysząc, wyjąkałem:
    - Zo....zostaniesz...ze....mną...nie? - spojrzała na mnie słodkim wzrokiem
    - Ttatatatatata....taaaak...zostanę... - jęknęła i w tej samej chwili oboje doszliśmy.
    - Kocham cię, Karolina, Jezu, jak ja cię kocham... - wydyszałem, wpijając się w jej usta
    - Ja ciebie też - wstała i zaczęła się ubierać
    - Gdzie idziesz?
    - Nigdzie! Po prostu się ubieram, skarbie - posłała mi uśmiech

    ***

    KILKA DNI PÓŹNIEJ

    ***


    Wyszedłem z Katie na zakupy, mała szła do przedszkola i potrzebowała kilku rzeczy. Wróciliśmy obładowani torbami. Wysłałem małą na górę, do jej pokoju, a sam wszedłem do salonu. Przymurowało mnie. Na kanapie siedziała półnaga Karolina, obejmowała Todda, który całował ją namiętnie.
    Poczułem momentalne ukłucie w sercu. Cholera, jeszcze niedawno zapewniała, że mnie kocha, a teraz daje dupy Toddowi ? Nie, nie to nie może być prawda... Wściekłem się na nią. Rani mnie, rani mnie miłość mojego życia, dziewczyna której starałem się poświęcić wszystko...Dobrze, że mała niczego nie widziała. Chociaż i tak by tego nie zrozumiała. 

    Po cichu postawiłem rzeczy w kuchni i zabrałem małą ze sobą. Musiałem się przejść. Zabrałem ją do parku, pobiegła się pobawić z innymi dzieciakami. Usiadłem na ławce i starałem się hamować łzy, łzy cholernego bólu jaki czułem. Patrzyłem na beztroską Katie. Po chwili spuściłem głowę i pozwoliłem łzom płynąć po policzkach.
    Poczułem delikatny dotyk na ramieniu.
    - Widzę, że dziś ty masz problem? - podniosłem wzrok
    - Rose! Taaaaa...
    - Co jest, mistrzu gitary? - uśmiechnęła się, więc jej opowiedziałem. Pogłaskała mnie po ramieniu i przytuliła
    - Ona się musi w końcu zdecydować. Prędzej, czy później. Wiesz?
    - Tak myślisz?
    - Zostanie z tym, kogo naprawdę kocha. Może z tobą, może z Toddem. Zobaczy się.
    - Taaaaaak... - przesunąłem wzrokiem po placu zabaw, szukając Katie. Nie zauważyłem jej.
    - Katie! - zawołałem, pewien, że gdzieś się schowała. Odpowiedziała mi cisza - KATIE! KAAAAAAATIE! - wystraszyłem się nie na żarty. Zapominając całkowicie o Rosie, zerwałem się z ławki i zacząłem biegać po placu zabaw, szukając mojej małej kruszynki

    ***

    Miasto jest duże, ale ja wiem dokąd iść. O, drzwi są otwarte. Czemu? Nieważne. Idę do sa... a, buty! No tak! Ojej, ale te sznurówki zaplatane... no.
    Jeszcze kurteczka... No i już. O... co to? Dlaczego mama płacze?

    - Mamusiu!!! - krzyknęłam, podbiegając i wtulając się w nią
    - Katie, kochanie... - płakała, głaszcząc mnie po głowie - Co ty tutaj sama robisz?
    - Uciekłam tacie, bo... bo chciałam iść z tobą - odpowiedziałam, a Mama uśmiechnęła się przez łzy - Czemu płaczesz?
    - Bo... Bo jestem bardzo złą kobietą i tatuś jest na mnie bardzo zły.
    - Ale mamo, on płacze! Siedzi na ławce i płacze! - mama podniosła wzrok
    - Co ty mówisz?
    - On płacze - wzruszyłam ramionami - A wiesz, za tydzień idę do przedszkola!
    - Wiem, Kat, wiem... Opowiedz mi jeszcze.
    - Ale co?
    - O Bria... O tacie.

    - Płakał... i tyle. Smuci się, jak cię nie ma.
    - Tak myślisz? - pokiwałam głową - Dziękuję, skarbie. Możesz iść się pobawić - zeskoczyłam z kolan mamy i popędziłam do swojego pokoju.

    ***

    - Halo?
    - Brian, ja...
    - GDZIE JEST KATIE?!?!?!
    - Spokojnie, przyszła do mnie... Brian, ja chciałam...
    - Kocham cię - przerwał mi. Uśmiechnęłam się
    - Ja... Ja ciebie też i... przepraszam. To z Toddem... Definitywnie skończone.
    - Tak?
    - Tak, kochanie.
    - Okej... Nawet nie wiesz jak bolało, kiedy patrzyłem na was...
    - Już ciii, już dobrze. Wracaj do domu, ok?
    - Zaraz będę.


    Wpadł do domu dosłownie 2 minuty po rozmowie.
    - Hej - objęłam go mocno
    - Hej - odpowiedział z uśmiechem
    - W porządku?
    - Mhm - kiwnęłam głową - Przepraszam za to... wiesz.
    - Dobrze. Już okej.
    - To świetnie - pocałowałam go delikatnie - Kate ci zwiała, co?
    - No - roześmiał się - Mały szkodnik
    - Hah - przytuliłam go mocno - Coraz bardziej ją kocham, wiesz?
    - To dobrze, mała, to dobrze - oparłam głowę na jego ramieniu
    - TAAAAAAAAAAAATO! - usłyszeliśmy krzyk Katie
    - Tak? - Brian wsunął głowę do salonu
    - Telefon - dziewczynka podała gitarzyście komórkę
    - Halooo? ... Tak, to ja... Mhm... CO? Ale... ALE JAK TO?! ... ILE? 3 DNI? ... Kurwa... Dobrze. Dobrze. Ok, do widzenia... - odłożył telefon drżącą dłonią
    - Co jest? - przejechałam mu ręką po plecach
    - Karola, my... Chcesz mieć Katie nadal?
    - Pewnie! - spojrzałam w jego oczy. Były lodowato zimne - Coś... nie tak?
    - Masz dwa wyjścia. Albo za mnie wyjdziesz w ciągu 3 dni, albo już nigdy nie zobaczysz Katie - otwarłam szeroko oczy. Jeszcze nigdy jego głos nie był tak zimny jak teraz.





    niedziela, 6 października 2013

    TURN IT ON TONIGHT 13

    Nie wiecie jak to jest, kiedy każdy oddech sprawia wam niewyobrażalny ból, kiedy każdy krok kłuje jak szpilka, kiedy widok jakiekolwiek rodziny czy rodzica z małym dzieckiem jest jak kula w twoje poharatane serce... Kiedy dotykasz swojego brzucha i płaczesz tak strasznie... Kiedy patrząc na stare zdjęcia USG wrzeszczysz ze złości... Kiedy widząc Briana w gazecie... Myślisz, jak by go zabić.
    Nie chciałam o nim myśleć. Nie myślałam. Nie chciałam myśleć o Freddiem. To mi się nie udawało. Miałam go cały czas przed oczami, kiedy tylko próbowałam zasnąć, pojawiał się w moich myślach... To męczące. Chciałam, ale nie potrafiłam się pogodzić z jego stratą... Większość kobiet obwiniałoby partnera lub siebie... Ja nie obwiniałam nikogo. Po co? To nie jest wina ani Briana, ani Todda, ani moja. O nie nie nie.

    Przesiadywałam całe dnie u Todda, ale nie wypowiadałam ani jednego słowa. Siadałam na parapecie z kubkiem herbaty i... i siedziałam do nocy. Prawie nie spałam. Wegetowałam.


    ***


    Ktoś z was wie, jak to jest stracić osobę, którą kocha się najbardziej na świecie ? Nie, nikt was tego nie wie. To straszne uczucie, ból przeszywa każdy milimetr twojego ciała... Jedynie ta mała istotka, jaką jest Katie trzymała mnie przy życiu. Tego dnia wziąłem ją na spacer, wypadało by się w końcu dotlenić. Od tygodnia nie wychodziłem z domu. Nie mogłem sobie poradzić z tym co się stało. Poszliśmy do parku, Katie pobiegła się pobawić w piaskownicy, ja usiadłem na ławce z książką. Nagle usłyszałem cichy płacz. Odwróciłem się. Na ławce obok siedziała blondynka, około 23, 24 lata. Piękna, młoda dziewczyna, miała niewinną, delikatną urodę. Bez zastanowienia podszedłem do niej.
    - Wszystko w porządku ? – zapytałem, siadając obok.
    - Nie, nie jest w porządku – odpowiedziała przenosząc swój wzrok na mnie.
    - Chcesz o tym porozmawiać ? – zapytałem niepewnie.
    - Jeśli tylko zechcesz mnie wysłuchać... – odpowiedziała wycierając łzy.
    - Więc, słucham – dziewczyna przysunęła się bliżej.
    - Tak cholernie go kochałam... a on mnie zostawił... jak zwykłą szmatę. Boże, jaka byłam głupia! - opowiedziała krztusząc się od łez.
    - Ej, nie warto płakać za kimś kto tak się zachował – powiedziałem głaszcząc jej dłoń.
    Poczułem się jakoś dziwnie. Nie znałem tej dziewczyny, a... zachowywałem się... TAK. Po prostu... pomyślałem, że potrzebuje pomocy i wypadało by jej pomóc.
    - Co ty możesz wiedzieć. Masz każdą, którą chcesz. W końcu jesteś Brian May – odpowiedziała patrząc w moje oczy.
    - Skoro już wiesz kim jestem, to teraz chciałbym poznać twoją tożsamość. – powiedziałem, krzywo się uśmiechając .
    - Jestem Rose. – odpowiedziała, wycierając twarz mokrą od łez.
    - Pięknie, masz piękne imię – wypaliłem bez sensu.
    - Dziękuję – powiedziała, a na jej twarzy zagościł subtelny uśmiech.
    - Tato, a kto to jest ? – zapytała Katie, przybiegając do mnie.
    - To jest ….
    - Jestem koleżanką twojego taty. – odpowiedziała biorąc małą na kolana. Uśmiechnąłem się.
    - Słodko wyglądacie – powiedziałem.
    - Jesteś uroczy – odpowiedziała uśmiechając się.
    - Ty bardziej, piękna z ciebie dziewczyna Rose – powiedziałem, dotykając jej dłoni. Drgnęła lekko i przez chwile trzymaliśmy się za ręce. Spojrzałem w jej piękne, niebieskie oczy. Nie była Angielką, o nie. Była na nią za ładna. Puściła moją dłoń i przytuliła małą, która siedziała na jej kolanach.
    - Przepraszam, ale muszę iść – powiedziała po chwili, podając mi dziewczynkę.
    - Alealeale... już ? – zapytałem zawiedziony.
    - Tak, przepraszam. – odpowiedziała.
    - Rose, ale tak bez niczego? – zapytałem wstając razem z nią.
    Pomachała mi delikatnie i odeszła z uśmiechem. 

    Wróciłem do domu, byłem załamany. Zainteresowałem się nią, a ona nic. Nawet głupiego numeru mi nie dała. Wieczorem kiedy układałem w szufladzie ubranka Katie, zauważyłem małą karteczkę z numerem telefonu i podpisem. Zrozumiałem od razu czyj to numer. Usiadłem w salonie, wziąłem do ręki telefon i zacząłem gwałcić klawiaturę numeryczną….

    -.-

    "Abonent tymczasowo niedostępny. Zostaw wiadomość"

    Kurcze. No cóż. 
    - Tatusiu...? - podeszła do mnie Katie.
    - Tak, kochanie?
    - Gdzie jest mamusia?
    - Kochanie... Wiesz, że mama...
    - Nie ta mamusia! - zniecierpliwiła się mała - Ta nowa! Ta, co tak uciekła ostatnio... Gdzie ona jest? Mówiłeś, że będzie moją nową mamusią! MÓWIŁEŚ! OBIECAŁEŚ! - jak na swoje ledwo 5 lat była niezwykle uparta i wygadana...
    - Skarbie mój największy... - Brian westchnął - Twoja mama... Ona... Nie chcę nas oboje, wiesz?
    - Jak... Nie chce? Przecież jest moją mamą! Nawet jechaliśmy coś podpisać i mówiłeś, że od teraz to moja mama tak ofi...ocfic...
    - Oficjalnie, słonko.
    - Tak. Więc?
    - Mama jest na mnie zła... Ale... Ale jeśli chcesz, mogę cię do niej zawieźć... Co?
    - TAAAAK! - nosz kurwa. Myślałem, że nie będzie chciała. Teraz muszę się zobaczyć z Karoliną... ech

    ***

    NAZAJUTRZ

    ***

    Zapukałem do drzwi Karoliny. O dziwo, otworzyła. Widząc mnie, otwarła szeroko oczy.
    - CO TY TU DO CHU...
    - CZEKAJ! - przerwałem jej - Katie chciała się z tobą widzieć! Jesteś jej matką też na papierze, wiesz?!
    - CO?
    - Masz do niej prawa rodzicielskie!
    - Ja... JAK TO? NIC NIE PODPISYWAŁAM!
    - Tak, ale to z orzeczenia sądu wyszło. Nie gniewaj się już na mnie, co? Nie mówię, że mamy wrócić do siebie, ale... - wtedy przytuliła się do mnie. Objąłem ją i pogłaskałem po plecach.
    - W porządku? Jak się trzymasz po... no wiesz?
    - Jakoś leci - uśmiechnęła się - To gdzie malutka?
    - Cześć, mamusiu... - Katie nieśmiało wyszła zza Briana



    Z ust Karoliny wyrwało się ciche:
    - Jaka ty śliczna... - wzięła Katie na ręce i przytuliła. Mała ufnie do niej przylgnęła i włożyła kciuk do buzi. Odruch.
    - Kaytlin... - zamyśliła się Kara. Spojrzałem jej niepewnie w oczy - Wiesz, Brian... Ja nie wiem w sumie, czemu się tak wkurzyłam. Przecież... Ona jest... Jest twoja... taka śliczna... - nadal patrzyłem na nią niepewnie - I ja... ja... chciałabym, żeby ona była również... moja...
    - Jest twoja od... tygodnia.
    - Ale nie tak... - podeszła bliżej i odłożyła Katie na ziemię. Przeszła do szeptu - Brian, ja... Ja cię kocham... - momentalnie przylgnąłem do niej i pocałowałem ją w usta. Oddała pocałunek, zarzucając mi ręce na szyję. Przyciągnąłem ją bliżej i zaangażowałem się bardzo mocno. Poczułem, że rozpina mi koszulę.
    - EJ! Katie patrzy, poza tym... Todd u ciebie? - pokiwała głową. Szepnąłem jej do ucha:
    - Za 30 minut na rogu twojej ulicy, ok? - uśmiechnęła się. Mrugnąłem do niej i wraz z Katie skierowałem się do samochodu.

    ***

    30 MINUT PÓŹNIEJ 

    ***

    Karolina wskoczyła do samochodu.
    - Gdzie Katie?
    - U moich rodziców - odparłem, cały drżąc.
    - Jedź już, bo... No jedź - powiedziała, zaciskając pięści. Jechaliśmy dosłownie 5 minut (kocham mój fart - nie było drogówki). Szybko zamknąłem auto, pociągnąłem Karę za sobą, otworzyłem drzwi wejściowe i zatrzasnąłem je za nami. Karolina zrzuciła płaszcz, a ja zachłysnąłem się powietrzem. Miała na sobie skórzane szorty, baaardzo obcisły gorset na zamek i ćwiekowane lita. Przycisnęła mnie do ściany i zaczęła namiętnie całować i rozpinać mi koszulę. Poszliśmy do sypialni. Karolina popchnęła mnie na łóżko i zaczęła cmokać po szyi. Jęknąłem cicho i pozbyłem się jej spodenek oraz butów. Zrzuciłem je gdzieś poza łóżko, a po chwili wylądowały tam też moje spodnie. Zębami rozpiąłem jej gorset i odrzuciłem na stertę ubrań leżących pod łóżkiem. Zdjęliśmy z siebie resztę garderoby.
    Objąłem Karolinę i wszedłem w nią mocno. Jęknęła głośno, wbijając mi paznokcie w plecy. Odchyliłem głowę do tyłu i wsłuchiwałem się w jej coraz głośniejsze jęki. Taaak. Tego mi brakowało.
    Nie trzeba było nam dużo czasu, ona doszła pierwsza, ja zaraz po niej. Opadłem wyczerpany na łóżko, z zamkniętymi oczami. Wtedy Kara położyła się na mnie nagle, a ja jęknąłem głośno.
    - C.c.c...o ty? - wyjąkałem, starając się jakoś opanować
    - No nie wiem... Noc jeszcze młoda, skarbie... - wyszeptała, po czym wpiła się w moje usta. Oddałem pocałunek i ponownie w nią wszedłem, tym razem od pierwszej chwili przyspieszając. Nawet nie wiem, kiedy minęła noc, ale świtało, kiedy Karolina opadła na mnie po raz ostatni, a ja z zadowolonym uśmiechem zasnąłem.

    Queen rules, rules of music - PART 4

     UWAGA TECHNICZNA:

    WIEK QUEEN:

    BRIAN: 28
    FRED: 29
    JOHN: 24
    ROGGIE: 26

    *****************************


    Nagrania posuwały się do przodu, tak jak relacje naszych par. Megan i Roger praktycznie się od siebie nie odklejali, wyglądając przy tym słodko jak nie wiem *.* Freddie ostatnimi czasy kogoś sobie znalazł, bo chodził uśmiechnięty, po próbach niemalże wybiegał ze studia... Ja i John ograniczaliśmy się do uśmieszków i pocałunków w policzek. Jak przyjaciele. Często po próbach siedzieliśmy i słuchaliśmy nowej płyty Roda Stewarta "Atlantic Crossing". Szczególnie przypadła nam do gustu część tzw. WOLNA, czyli z utworami - balladkami.
    Brian i Natalie... O, właśnie przy...szli

    - Noooo, nareszcie! - zakrzyknął Fred - Brian, myślałem, że nie potrzebujecie tyle czasu na pieprzenie, godzinę się spóźniliście! - kontynuował. Wtedy Brian podniósł wzrok, a Freddie aż się cofnął. Tak wkurwionego Briana jeszcze nikt nie widział.
    - Nie będę z nią pracował, jasne? - cedził przez zęby
    - Ale... Ale dziś nagrywamy "Love of My Life"... - wtrącił cichutko John
    - W DUPIE TO MAM, JASNE?! - wrzasnął. Podeszłam, wzięłam go za rękę i wyszłam przed studio.
    - Co się dzieje, Brian?
    - TA SUKA KOGOŚ MA!
    - Ciiiszej...
    - NIE BĘDĘ CISZEJ! - przerwał mi - BĘDĘ SIĘ DARŁ, KIEDY TYL... - zamknęłam mu usta delikatnym pocałunkiem. Był tak zaskoczony, że się przymknął.
    - No. O to chodziło. A teraz spokojnie, CICHO mi opowiedz, co się stało.
    - Okej... - usiadł na kanapie, a ja obok niego - No bo byliśmy u niej w domu i się całowaliśmy i nagle ktoś zapukał i wszedł jakiś facet, a ona wstała i rzuciła się mu na szyję i go pocałowała i...i...i... - załamał mu się głos - I potem wyszła ze mną przed dom i powiedziała, że to jej chłopak i, że przeprasza, że nie mówiła... - zaczął płakać - Cassie, powiedz mi, dlaczego?
    - Nie wiem, skarbie, ale nie płacz... - przytuliłam go lekko - Wszystko się ułoży, jak nie ona to inna
    - ALE JA... - widząc mój karcący wzrok przeszedł do szeptu - Kocham ją jak cholera...
    - Wiem. Ale jeśli ona ma kogoś, to się musisz z tym pogodzić, wiesz? Masz 22 lata, jeszcze kogoś sobie znajdziesz, ok?
    - Ok... Dzięki - posłał mi słaby uśmiech, a po chwili przyciągnął mnie do siebie i pocałował w policzek. Oblało mnie dziwne gorąco... Ej, Cass, co się z tobą dzieje? Ty go przecież... Nieeee. Na pewno nie. W życiu. Nie.
    Spojrzałam mu w oczy. Miał takie piękne, głębokie, ciemnobrązowe oczy... CASS, DO CHOLERY! OGARNIJ SIĘ!
    - Cass, słuchasz mnie?
    - Tak, tak, słucham, masz zupełną rację!
    - Pytałem, czy warto o nią zawalczyć...
    - Wybacz. Fakt. Nie słuchałam... - ciężko mi było budować zdania, kiedy on tak się we mnie wpatrywał...
    - To warto?
    - Myślę, że... Skoro kogoś ma, to powiedz jej, że w porządku i, że rozumiesz. Zostaw ją. Poszukaj sobie kogoś innego, ok?
    - No... dobrze. Jeśli tak myślisz...
    - Będzie dobrze, Bri... Uwierz. Są inne dziewczyny...
    - Powiedzmy... ty.
    - CO? - aż podskoczyłam. Moje serce zaczęło bić z prędkością miliona uderzeń na minutę, oblało mnie gorąco z podwójną siłą, ręce zaczęły mi się trząść, zupełnie jakbym się... Nie, to kurde niemożliwe!
    - No jak to! Śliczna jesteś i w ogóle... Szkoda, że zajęta - wstał i wrócił do studia a ja siedziałam oszołomiona totalnie. Shit. Brian coś do mnie... A ja... A z Johnem jesteśmy przecież... PRZYJACIÓŁMI, BRIAN, TO NIE TAK...
    Westchnęłam i wstałam. Zabrałam z wieszaka moją kurtkę, torbę i wyszłam z budynku. Dochodziła 22, toteż na dworze było dość ciemno, na szczęście światła Londynu skutecznie oświetlały ulice i sklepy. Szłam przez centrum, ale w końcu musiałam skręcić i iść kawałek przez ciemny park, lecz nie bałam się, bo chodziłam tamtędy dziennie. A, właśnie, nie pochwaliłam się! Rodzice mi sprezentowali kawalerkę w centrum, żebym nie miała tak daleko do studia :D

    No, never mind. Jakoś nie było mi spieszno do domu, więc wstąpiłam do małej kawiarenki napić się kawy (taaa, na pewno w nocy zasnę po takiej dawce kofeiny o tej porze) Siedziałam tam dość długo, wpatrując się w połyskujące neony, pędzące samochody i ludzi idących nie wiadomo gdzie...



    Kafejka musiała być otwarta do 24, bo kiedy przeniosłam spojrzenie na kelnera, ten pokazał na zegar. 23.55. Osz kurde, pora się zbierać. Zapłaciłam za kawę i z uśmiechem wyszłam na ulicę. Przeszłam przez pasy i skręciłam w stronę parku.

    Szłam przez niego już kilka minut, kiedy poczułam gwałtowne szarpnięcie w tył. Jakiś człowiek przycisnął mnie jedną ręką do drzewa, a drugą zatkał mi usta. Starałam się wyswobodzić, ale mężczyzna był zbyt silny. Zakleił mi wargi taśmą a sam zaczął sie dobierać do zapięcia moich dżinsów. Przestałam się kręcić, bo to tylko pogarszało sytuacje. Facet zrobił swoje, jednak to mu nie wystarczyło. Odkleił mi usta i wysyczał "Klękaj". To była moja szansa. Wydarłam się najgłośniej jak umiałam. Srać na to, że umierałam z bólu, że mogłam przez to już nigdy nie zaśpiewać... Usłyszałam czyjeś szybkie kroki, poczułam cholerny ból w brzuchu... Potem nie było już nic.


    ***


    Obudziłam się. Nie wiedziałam co jest ze mną. Żyję jeszcze? Nie czułam prawie nic, oprócz lekkiego bólu w podbrzuszu. Chyba powinnam otworzyć oczy. Ale co zobaczę? Może lepiej nie otwierać? Albo... O, co się dzieje? Ktoś mnie głaszcze po włosach... Chyba ten zboczeniec by mnie nie głaskał, co?

    Uchyliłam powieki. Nade mną pochylał się...
    - B... Brian?
    - Cass! - odetchnął z ulgą - Bałem się, że się już nie obudzisz! Jak się czujesz? - z niemałym trudem usiadłam i rozejrzałam się dookoła. Dotarło do mnie to, co ten facet mi zrobił i wybuchnęłam płaczem. Brian momentalnie mnie przytulił i posadził sobie na kolanach. Wtuliłam się w niego i szepnęłam:
    - John to mój przyjaciel... Tak w ogóle.
    - Przy... CO? Nie jesteście parą...? - pokręciłam głową
    - Raz się całowaliśmy, ale... Ale nic z tego dalej nie było. Jestem wolna, Bri - mój ton był zbyt łamiący się, zbyt... zbyt proszący... cóż
    - Cassie... - spojrzał mi w oczy, a ja poczułam znajome ciepło
    - T... Tak?
    - Czy ten mężczyzna cię... no wiesz?
    - Brian, ja... Ja chciałam... Chciałam zrobić to z kimś... Odpowiednim... A nie... - łkałam
    - Już ciii, ja wiem.... Ja wiem.
    - Chciałam... żeby to był ktoś kogo... kogo kocham! - wtedy mnie pocałował. Tak po prostu.
    - Ja cię kocham. Ale... Ale to chyba nie o taką osobę ci chodziło... - oddałam jego pocałunek
    - O taką - szepnęłam i ponownie go pocałowałam.