poniedziałek, 7 października 2013

TURN IT ON TONIGHT 14

Obudziło mnie delikatne smyranie do brzuchu. Postanowiłem nie otwierać oczu i poczekać na ciąg dalszy. Po chwili głaskanie przeszło niżej... A ja ledwo powstrzymałem się od jęku rozkoszy. Po chwili wrażenie nasiliło się i już nie udało mi się zatrzymać głośnego jęknięcia. Wtedy czyjeś cieplutkie ciało położyło się na mnie i czyjeś usta zaczęły obcałowywać moją szyję. Otwarłem oczy.
- Dzień dobry, leniuszku - zaśmiała się Karolina
- Budź mnie tak codzieeeeeeennieeeeeee.... - przeciągnąłem głoski proszącym tonem. Ona zaśmiała się cicho:
- Jeśli chcesz... - pocałowałem ją w usta
- Trzeba jechać po Katie, słońce... - powiedziałem, krzywiąc się lekko. Chciałem wstać, ale Karola pociągnęła mnie z powrotem na łóżko
- Nigdzie nie pójdziesz... - powiedziała i dokończyła szeptem - Póki mnie nie przelecisz, jasne? - otworzyłem szeroko oczy
- C...co?
- To! - syknęła, ściskając ręką coś dla mnie, ekhm, ważnego. Zawyłem cicho - Bozia musi cię bardzo kochać...
- Cccco???
- Bo cię obdarzyła BARDZO HOJNIE, oj bardzo! - powiedziała cicho, mrużąc oczy do maksimum. Udałem, że patrzę jej w oczy i po chwili wszedłem w nią znienacka. Krzyknęła i przekręciła nas tak, że byłem na górze i miałem tzw... władzę, hehehe...
- A teraz wykorzystam ten hojny dar Bozi - powiedziałem i przyspieszyłem. Dziewczyna krzyknęła raz, drugi, a mi tak przyjemnie rozrywało bębenki...
Ciężko dysząc, wyjąkałem:
- Zo....zostaniesz...ze....mną...nie? - spojrzała na mnie słodkim wzrokiem
- Ttatatatatata....taaaak...zostanę... - jęknęła i w tej samej chwili oboje doszliśmy.
- Kocham cię, Karolina, Jezu, jak ja cię kocham... - wydyszałem, wpijając się w jej usta
- Ja ciebie też - wstała i zaczęła się ubierać
- Gdzie idziesz?
- Nigdzie! Po prostu się ubieram, skarbie - posłała mi uśmiech

***

KILKA DNI PÓŹNIEJ

***


Wyszedłem z Katie na zakupy, mała szła do przedszkola i potrzebowała kilku rzeczy. Wróciliśmy obładowani torbami. Wysłałem małą na górę, do jej pokoju, a sam wszedłem do salonu. Przymurowało mnie. Na kanapie siedziała półnaga Karolina, obejmowała Todda, który całował ją namiętnie.
Poczułem momentalne ukłucie w sercu. Cholera, jeszcze niedawno zapewniała, że mnie kocha, a teraz daje dupy Toddowi ? Nie, nie to nie może być prawda... Wściekłem się na nią. Rani mnie, rani mnie miłość mojego życia, dziewczyna której starałem się poświęcić wszystko...Dobrze, że mała niczego nie widziała. Chociaż i tak by tego nie zrozumiała. 

Po cichu postawiłem rzeczy w kuchni i zabrałem małą ze sobą. Musiałem się przejść. Zabrałem ją do parku, pobiegła się pobawić z innymi dzieciakami. Usiadłem na ławce i starałem się hamować łzy, łzy cholernego bólu jaki czułem. Patrzyłem na beztroską Katie. Po chwili spuściłem głowę i pozwoliłem łzom płynąć po policzkach.
Poczułem delikatny dotyk na ramieniu.
- Widzę, że dziś ty masz problem? - podniosłem wzrok
- Rose! Taaaaa...
- Co jest, mistrzu gitary? - uśmiechnęła się, więc jej opowiedziałem. Pogłaskała mnie po ramieniu i przytuliła
- Ona się musi w końcu zdecydować. Prędzej, czy później. Wiesz?
- Tak myślisz?
- Zostanie z tym, kogo naprawdę kocha. Może z tobą, może z Toddem. Zobaczy się.
- Taaaaaak... - przesunąłem wzrokiem po placu zabaw, szukając Katie. Nie zauważyłem jej.
- Katie! - zawołałem, pewien, że gdzieś się schowała. Odpowiedziała mi cisza - KATIE! KAAAAAAATIE! - wystraszyłem się nie na żarty. Zapominając całkowicie o Rosie, zerwałem się z ławki i zacząłem biegać po placu zabaw, szukając mojej małej kruszynki

***

Miasto jest duże, ale ja wiem dokąd iść. O, drzwi są otwarte. Czemu? Nieważne. Idę do sa... a, buty! No tak! Ojej, ale te sznurówki zaplatane... no.
Jeszcze kurteczka... No i już. O... co to? Dlaczego mama płacze?

- Mamusiu!!! - krzyknęłam, podbiegając i wtulając się w nią
- Katie, kochanie... - płakała, głaszcząc mnie po głowie - Co ty tutaj sama robisz?
- Uciekłam tacie, bo... bo chciałam iść z tobą - odpowiedziałam, a Mama uśmiechnęła się przez łzy - Czemu płaczesz?
- Bo... Bo jestem bardzo złą kobietą i tatuś jest na mnie bardzo zły.
- Ale mamo, on płacze! Siedzi na ławce i płacze! - mama podniosła wzrok
- Co ty mówisz?
- On płacze - wzruszyłam ramionami - A wiesz, za tydzień idę do przedszkola!
- Wiem, Kat, wiem... Opowiedz mi jeszcze.
- Ale co?
- O Bria... O tacie.

- Płakał... i tyle. Smuci się, jak cię nie ma.
- Tak myślisz? - pokiwałam głową - Dziękuję, skarbie. Możesz iść się pobawić - zeskoczyłam z kolan mamy i popędziłam do swojego pokoju.

***

- Halo?
- Brian, ja...
- GDZIE JEST KATIE?!?!?!
- Spokojnie, przyszła do mnie... Brian, ja chciałam...
- Kocham cię - przerwał mi. Uśmiechnęłam się
- Ja... Ja ciebie też i... przepraszam. To z Toddem... Definitywnie skończone.
- Tak?
- Tak, kochanie.
- Okej... Nawet nie wiesz jak bolało, kiedy patrzyłem na was...
- Już ciii, już dobrze. Wracaj do domu, ok?
- Zaraz będę.


Wpadł do domu dosłownie 2 minuty po rozmowie.
- Hej - objęłam go mocno
- Hej - odpowiedział z uśmiechem
- W porządku?
- Mhm - kiwnęłam głową - Przepraszam za to... wiesz.
- Dobrze. Już okej.
- To świetnie - pocałowałam go delikatnie - Kate ci zwiała, co?
- No - roześmiał się - Mały szkodnik
- Hah - przytuliłam go mocno - Coraz bardziej ją kocham, wiesz?
- To dobrze, mała, to dobrze - oparłam głowę na jego ramieniu
- TAAAAAAAAAAAATO! - usłyszeliśmy krzyk Katie
- Tak? - Brian wsunął głowę do salonu
- Telefon - dziewczynka podała gitarzyście komórkę
- Halooo? ... Tak, to ja... Mhm... CO? Ale... ALE JAK TO?! ... ILE? 3 DNI? ... Kurwa... Dobrze. Dobrze. Ok, do widzenia... - odłożył telefon drżącą dłonią
- Co jest? - przejechałam mu ręką po plecach
- Karola, my... Chcesz mieć Katie nadal?
- Pewnie! - spojrzałam w jego oczy. Były lodowato zimne - Coś... nie tak?
- Masz dwa wyjścia. Albo za mnie wyjdziesz w ciągu 3 dni, albo już nigdy nie zobaczysz Katie - otwarłam szeroko oczy. Jeszcze nigdy jego głos nie był tak zimny jak teraz.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz