niedziela, 6 października 2013

Queen rules, rules of music - PART 4

 UWAGA TECHNICZNA:

WIEK QUEEN:

BRIAN: 28
FRED: 29
JOHN: 24
ROGGIE: 26

*****************************


Nagrania posuwały się do przodu, tak jak relacje naszych par. Megan i Roger praktycznie się od siebie nie odklejali, wyglądając przy tym słodko jak nie wiem *.* Freddie ostatnimi czasy kogoś sobie znalazł, bo chodził uśmiechnięty, po próbach niemalże wybiegał ze studia... Ja i John ograniczaliśmy się do uśmieszków i pocałunków w policzek. Jak przyjaciele. Często po próbach siedzieliśmy i słuchaliśmy nowej płyty Roda Stewarta "Atlantic Crossing". Szczególnie przypadła nam do gustu część tzw. WOLNA, czyli z utworami - balladkami.
Brian i Natalie... O, właśnie przy...szli

- Noooo, nareszcie! - zakrzyknął Fred - Brian, myślałem, że nie potrzebujecie tyle czasu na pieprzenie, godzinę się spóźniliście! - kontynuował. Wtedy Brian podniósł wzrok, a Freddie aż się cofnął. Tak wkurwionego Briana jeszcze nikt nie widział.
- Nie będę z nią pracował, jasne? - cedził przez zęby
- Ale... Ale dziś nagrywamy "Love of My Life"... - wtrącił cichutko John
- W DUPIE TO MAM, JASNE?! - wrzasnął. Podeszłam, wzięłam go za rękę i wyszłam przed studio.
- Co się dzieje, Brian?
- TA SUKA KOGOŚ MA!
- Ciiiszej...
- NIE BĘDĘ CISZEJ! - przerwał mi - BĘDĘ SIĘ DARŁ, KIEDY TYL... - zamknęłam mu usta delikatnym pocałunkiem. Był tak zaskoczony, że się przymknął.
- No. O to chodziło. A teraz spokojnie, CICHO mi opowiedz, co się stało.
- Okej... - usiadł na kanapie, a ja obok niego - No bo byliśmy u niej w domu i się całowaliśmy i nagle ktoś zapukał i wszedł jakiś facet, a ona wstała i rzuciła się mu na szyję i go pocałowała i...i...i... - załamał mu się głos - I potem wyszła ze mną przed dom i powiedziała, że to jej chłopak i, że przeprasza, że nie mówiła... - zaczął płakać - Cassie, powiedz mi, dlaczego?
- Nie wiem, skarbie, ale nie płacz... - przytuliłam go lekko - Wszystko się ułoży, jak nie ona to inna
- ALE JA... - widząc mój karcący wzrok przeszedł do szeptu - Kocham ją jak cholera...
- Wiem. Ale jeśli ona ma kogoś, to się musisz z tym pogodzić, wiesz? Masz 22 lata, jeszcze kogoś sobie znajdziesz, ok?
- Ok... Dzięki - posłał mi słaby uśmiech, a po chwili przyciągnął mnie do siebie i pocałował w policzek. Oblało mnie dziwne gorąco... Ej, Cass, co się z tobą dzieje? Ty go przecież... Nieeee. Na pewno nie. W życiu. Nie.
Spojrzałam mu w oczy. Miał takie piękne, głębokie, ciemnobrązowe oczy... CASS, DO CHOLERY! OGARNIJ SIĘ!
- Cass, słuchasz mnie?
- Tak, tak, słucham, masz zupełną rację!
- Pytałem, czy warto o nią zawalczyć...
- Wybacz. Fakt. Nie słuchałam... - ciężko mi było budować zdania, kiedy on tak się we mnie wpatrywał...
- To warto?
- Myślę, że... Skoro kogoś ma, to powiedz jej, że w porządku i, że rozumiesz. Zostaw ją. Poszukaj sobie kogoś innego, ok?
- No... dobrze. Jeśli tak myślisz...
- Będzie dobrze, Bri... Uwierz. Są inne dziewczyny...
- Powiedzmy... ty.
- CO? - aż podskoczyłam. Moje serce zaczęło bić z prędkością miliona uderzeń na minutę, oblało mnie gorąco z podwójną siłą, ręce zaczęły mi się trząść, zupełnie jakbym się... Nie, to kurde niemożliwe!
- No jak to! Śliczna jesteś i w ogóle... Szkoda, że zajęta - wstał i wrócił do studia a ja siedziałam oszołomiona totalnie. Shit. Brian coś do mnie... A ja... A z Johnem jesteśmy przecież... PRZYJACIÓŁMI, BRIAN, TO NIE TAK...
Westchnęłam i wstałam. Zabrałam z wieszaka moją kurtkę, torbę i wyszłam z budynku. Dochodziła 22, toteż na dworze było dość ciemno, na szczęście światła Londynu skutecznie oświetlały ulice i sklepy. Szłam przez centrum, ale w końcu musiałam skręcić i iść kawałek przez ciemny park, lecz nie bałam się, bo chodziłam tamtędy dziennie. A, właśnie, nie pochwaliłam się! Rodzice mi sprezentowali kawalerkę w centrum, żebym nie miała tak daleko do studia :D

No, never mind. Jakoś nie było mi spieszno do domu, więc wstąpiłam do małej kawiarenki napić się kawy (taaa, na pewno w nocy zasnę po takiej dawce kofeiny o tej porze) Siedziałam tam dość długo, wpatrując się w połyskujące neony, pędzące samochody i ludzi idących nie wiadomo gdzie...



Kafejka musiała być otwarta do 24, bo kiedy przeniosłam spojrzenie na kelnera, ten pokazał na zegar. 23.55. Osz kurde, pora się zbierać. Zapłaciłam za kawę i z uśmiechem wyszłam na ulicę. Przeszłam przez pasy i skręciłam w stronę parku.

Szłam przez niego już kilka minut, kiedy poczułam gwałtowne szarpnięcie w tył. Jakiś człowiek przycisnął mnie jedną ręką do drzewa, a drugą zatkał mi usta. Starałam się wyswobodzić, ale mężczyzna był zbyt silny. Zakleił mi wargi taśmą a sam zaczął sie dobierać do zapięcia moich dżinsów. Przestałam się kręcić, bo to tylko pogarszało sytuacje. Facet zrobił swoje, jednak to mu nie wystarczyło. Odkleił mi usta i wysyczał "Klękaj". To była moja szansa. Wydarłam się najgłośniej jak umiałam. Srać na to, że umierałam z bólu, że mogłam przez to już nigdy nie zaśpiewać... Usłyszałam czyjeś szybkie kroki, poczułam cholerny ból w brzuchu... Potem nie było już nic.


***


Obudziłam się. Nie wiedziałam co jest ze mną. Żyję jeszcze? Nie czułam prawie nic, oprócz lekkiego bólu w podbrzuszu. Chyba powinnam otworzyć oczy. Ale co zobaczę? Może lepiej nie otwierać? Albo... O, co się dzieje? Ktoś mnie głaszcze po włosach... Chyba ten zboczeniec by mnie nie głaskał, co?

Uchyliłam powieki. Nade mną pochylał się...
- B... Brian?
- Cass! - odetchnął z ulgą - Bałem się, że się już nie obudzisz! Jak się czujesz? - z niemałym trudem usiadłam i rozejrzałam się dookoła. Dotarło do mnie to, co ten facet mi zrobił i wybuchnęłam płaczem. Brian momentalnie mnie przytulił i posadził sobie na kolanach. Wtuliłam się w niego i szepnęłam:
- John to mój przyjaciel... Tak w ogóle.
- Przy... CO? Nie jesteście parą...? - pokręciłam głową
- Raz się całowaliśmy, ale... Ale nic z tego dalej nie było. Jestem wolna, Bri - mój ton był zbyt łamiący się, zbyt... zbyt proszący... cóż
- Cassie... - spojrzał mi w oczy, a ja poczułam znajome ciepło
- T... Tak?
- Czy ten mężczyzna cię... no wiesz?
- Brian, ja... Ja chciałam... Chciałam zrobić to z kimś... Odpowiednim... A nie... - łkałam
- Już ciii, ja wiem.... Ja wiem.
- Chciałam... żeby to był ktoś kogo... kogo kocham! - wtedy mnie pocałował. Tak po prostu.
- Ja cię kocham. Ale... Ale to chyba nie o taką osobę ci chodziło... - oddałam jego pocałunek
- O taką - szepnęłam i ponownie go pocałowałam.

1 komentarz: