niedziela, 20 października 2013

TURN IT ON TONIGHT 15

    Dawno nie byłam tak mocno umalowana. Smoky eyes. Tak. Do tego legginsy, oczywiście czarne i biała tunika. Loki prawie do pasa, ułożone jak najładniej.

    - O... Karolina?
    - Myles! Ja... sorki, nie chciałam wpaść na ciebie - uśmiechnęłam się nieśmiało
    - Nie szkodzi. Coś się stało?
    - Ja... - postanowiłam nic Mylesowi nie mówić - Przyszłam na imprezę!
    - Aaa. Jasne. Chodź - poprowadził mnie pod drzwi - Zaraz przyjdę, akurat szedłem do kuchni po coś do picia, chcesz też?
    - Dziękuję, nie trzeba - otwarłam drzwi i... zamarłam. Wszystkie głowy (John, Brent, Roger z Megan, Slash z Michelle, Nicole - dziewczyna Brenta, Cassie - dziewczyna Mylesa) odwróciły się w moją stronę. Stałam jak wmurowana z rozchylonymi ustami i wpatrywałam się w parę na kanapie.Gdzieś w tle słyszałam Mr. Big'a i jego ''Wild World", ale nie docierało to do mnie zbytnio.
    Zaczęłam szybciej oddychać. Trzęsłam się jak w gorączce. Przełknęłam ślinę przez ściśnięte gardło.
    Wtedy Todd oderwał się od siedzącej na jego kolanach Rose i spojrzał mi prościutko w oczy.
    Zmusiłam nogi do biegu.
    Zaczęłam uciekać, ale poczułam szarpnięcie za ramię.
    - KAROLA! - puściły mi nerwy. Wtuliłam się w wyciągnięte ramię Mylesa i zaczęłam łkać - Hej... Co jest, mała? Karola, słyszysz? - pociągnął mnie na krzesło w kuchni i kazał NATYCHMIAST gadać, o co chodzi. Udzieliłam mu wyczerpującej, ponad półgodzinnej odpowiedzi. Słuchał mnie uważnie, nie przerywał, znosił spokojnie moje przerwy w opowieści, kiedy łzy zatykały mi gardło i nie byłam w stanie mówić dalej. Kiedy skończyłam, zamyślił się chwile, po czym powiedział:
    - Kochasz go?
    - Kogo? - podniosłam oczy
    - Briana.
    - Ja... tak.
    - A Katie?
    - Tak.
    - A Todda?
    - J-j-j...ja... - opanowałam płacz
    - Nie kłam, Karola. Proszę.
    - Ja już sama nie wiem. Chwilami mam wrażenie, że go nienawidzę, a chwilami, że nie mogę bez niego żyć...
    - Chcesz mieć Katie, nie?
    - Bardzo... Wiesz, Myles... Ja chyba muszę zacząć od nowa. Wszystko.

    ***

    - Więc chciałaby pani zmienić imię, tak?
    - Owszem.
    - Jak by się pani chciała nazywać?
    - Elizabeth. Lisa. Eliza. Bądź Effy. Effy jest ładnie.
    - W porządku, podpisać tu i po sprawie - złożyłam zgrabny podpis na świstku, podziękowałam i wyszłam z urzędu
    - Zaczynamy od nowa, Effy - szepnęłam do siebie i skierowałam się do domu

    ***

    - Hej, skarbie - Brian przytulił mnie mocno
    - Hej - posłałam mu uśmiech
    - Karola, czy ty...
    - Effy - przerwałam mu
    - Co?
    - Effy. EFFY. E-F-F-Y!
    - O czym ty mówisz?
    - Od dziś nazywam się Elizabeth. Lisa. Eliza. EFFY! Zaczynam od nowa - Brian spojrzał na mnie z napięciem
    - Skoro tak... - przyklęknął i wyciągnął z kieszeni pudełeczko - Wyjdziesz za mnie Kar... Effy? - uśmiechnęłam się szeroko
    - Tak. Tak, Brian - przytulił mnie mocno i wsunął pierścionek na palec.

    ***

    Weszłam do sporego wieżowca. Wjechałam windą na 14 piętro i zapukałam do apartamentu numer 1066. Otworzył mi nieco rozczochrany, wyraźnie skacowany Myles.
    - Karolinaaaaaa?!
    - Od wczoraj jestem Elizabeth. Effy. Effy May - zdezorientowany Myles szybko pojął sytuacje
    - Zaczynasz od początku?
    - Tak. Mogę wejść?
    - Jasne - uśmiechnął się - Chcesz coś do picia?
    - Nie, dzięki... O! Witaj, Cassie!
    - Cześć, Eff! - przytuliła mnie mocno.



    Eh... Taaaak... Cassie... Jejku, ona jest taka piękna, szczupła i w ogóle... Cudo!
    - Effy! EFFY! HALO, MÓWIĘ DO CIEBIE!
    - C...cooo?! Ooo, sorka - posłałam jej przepraszające spojrzenie - Co mówiłaś?
    - Pytałam, kiedy się pobieracie z Brianem?
    - Ah, tak... Za tydzień.
    - Szybko! Kogo zapraszacie?
    - John z Danielle, Brent z Nicole, Roger z Megan, Slash z Michelle, ty i Myles... Tyle!
    - O... Myles, przyjdziemy, nie?
    - Oczywiście! Za tydzień, tak? O której to jest?
    - O 11 w kościele. A potem... - uśmiechnęłam się szatańsko
    - Tak, tak, impra do rana - roześmiała się Cassie. Wtedy rozdzwonił się mój telefon:



    - Tak, skarbie?
    - Effy, złotko, Katie bardzo chce z Tobą iść na zakupy, możesz wracać do domu?
    - Jasne, już idę, pa! - wyłączyłam rozmowę i zwróciłam się do pary:
    - Muszę lecieć, Katie chce iść ze mną na shopping.
    - Jasne. To co... do niedzieli za tydzień?
    - Tak - kiwnęłam głową. Cmoknęłyśmy się z Cassie w policzek, przytuliliśmy z Mylesem i wyszłam z apartamentu.

    ***

    TYDZIEŃ PÓŹNIEJ

    - Kochanie, wyglądasz cudownie - Cassie przytuliła swój policzek do mojego. Spojrzałam na swoją białą sukienkę, dotknęłam welonu upiętego na lokach i przesunęłam palcem po pierścionku zaręczynowym.
    - Dziękuje... Ty również - rozległ się Marsz Weselny - Chyba muszę iść... Myles mnie prowadzi.
    - Powodzenia, Eff - uśmiechnęła się Cassandra i weszła do kościoła bocznym wejściem. Odetchnęłam i stanęłam przy głównym wejściu. Myles wziął mnie pod rękę.
    - Piękności... - westchnął i równym krokiem zaczęliśmy iść w stronę ołtarza.
    Brian już czekał. Kiedy stanęłam przy nim uśmiechnął się szeroko. Odpowiedziałam tym samym.
    Ceremonia przebiegała sprawnie i szybko, kapłan był miły i wiecznie uśmiechnięty.

    - Czy ktoś się sprzeciwia dezycji o zawarciu małżeństwa? - spytał ksiądz, patrząc po zebranych.
    - ALE JA WOLĘ TATUSIA Z TĄ ROSIE! - ścierpła mi skóra na plecach. Powoli odwróciłam głowę. Na środku kościoła stała Kate w różowej sukieneczce i buńczucznie skrzyżowanych ramionach. Wszyscy umilkli, a dziewczynka kontynuowała:
    - No, bo ty, Effy, chodzisz ze mną na zakupy, bawisz się i tata cię całuje, ale w parku jak byliśmy... Ta Rosie jest od ciebie piękniejsza i tata jej to mówił, że jest piękna i ja wolę mieć tą ładniejszą mamę, co się tacie podobała!
    Zamarłam. Otworzyłam usta i spojrzałam na Briana morderczym wzrokiem. Był z leksza zdziwiony, ale wyglądało, że wie, o co chodzi Kate.
    - BRIAN! - uuuu. Nie sądziłam, że mogę z siebie wydusić tak wysoki dźwięk! - KATE, KIEDY TATA BYŁ OSTATNI RAZ Z TĄ ROSE?!
    - Wczoraj na placu zabaw. Przytulali się - mówiła dziewczynka - Bo wiesz mamo... - podeszła bliżej - Ta Rose to dziwka - rozległy się okrzyki. Przyklękłam przed Katie - Skąd znasz to słowo, Katie?
    - Słyszałam gdzieś - odparła wymijająco - W każdym razie...Ona... Rose... Z Toddem jest, mówiłaś mi, mamo... A przytula tatę! No, tyle - odwróciła się i jak gdyby nigdy nic, wróciła do ławki. Stałam jak sparaliżowana.
    - Brian, co to ma znaczyć?!
    - My... tylko... my rozmawialiśmy! - bronił się
    - Nie wierzę ci - powiedziałam słabym głosem. Czułam, że po policzkach lecą mi łzy. Odwróciłam się i wybiegłam z kościoła. Słyszałam, że Cassie woła coś za mną, ale ja już tego nie słyszałam. Biegłam przed siebie...
    Niedaleko kościoła był las... Czułam, jak ostre kolce rozrywają mi sukienkę, liście wplątują sie we włosy, a obcasy wbijają w miękką ściółkę. Nie dbałam o to. W końcu, kiedy niemal rozerwało mi płuca, zatrzymałam się i stanęłam pod jakimś drzewem.



    Zerwałam z głowy welon, z palca pierścionek, zdzierając sobie skórę. Załkałam głośno i rozpaczliwie. Po chwili wstałam i niczym zbity pies udałam się w drogę powrotną. Moje nogi same poniosły mnie pod wieżowiec, gdzie mieszkali Myles z Cassie.
    Zapukałam. Nic. Walnęłam pięścią w drzwi. Cisza. Pchnęłam głupi kawał drewna. O...twarte? Cóż... Weszłam do środka...
    - Halo? HALO!? Myles? ... Cassie? Halo! Jest tu kto? - zajrzałam do salonu i ujrzałam śpiącą Cassie, przykrytą kraciastym kocem i Mylesa drzemiącego w fotelu z kubkiem herbaty.

    Opadłam na drugi fotel, starając się łkać jak najciszej. Zerknęłam na zegar. O KURWA! Nie było mnie 5 godzin? Wow...
    - E... Eff? - Cassie podniosła głowę, rozbudzona



    - Ooo... obudzi....łam cię??? - Cass spojrzała na mnie z czułością
    - Chodź tu do mnie, Effs, chodź... - położyłam się obok niej. Cassie nakryła nas kocem i przytuliła mnie mocno.
    - Brian to świnia - powiedziała, głaszcząc mnie po włosach
    - Wiem... Wiem. A ja... ja mu ślepo... zaufałam... - rozpłakałam się na całego
    - No już ciii.... ci....
    - Cassie, ja chodziłam od Todda do Briana, od Briana do Todda i zawsze wybierałam Maya! A teraz... teraz już rozumiem... Że... Że moje szczęście... Właśnie... Uciekło z tą dziwką!
    - Odzyskasz go jeszcze... Myślę, że ma tą Rose tylko do jednego celu, wiesz?
    - T-t-t...ak myślisz?
    - Tak myślę - uśmiechnęła się do mnie - Przecież on cię kocha, Effy!
    - Tak myślisz?
    - Powtarzasz się, słońce.
    - Oh... Tak. Przepraszam... Mogłabym spać dziś u was? Macie miejsce?
    - W chuj - odparła i wstała - Chodź, pokażę ci.
    - Cassie?
    - Taa?
    - Dziękuję, że jesteś
    - Nie ma za co - objęłyśmy się mocno
    - Kocham cię, siostrzyczko - wymruczałam do jej ucha
    - Ja ciebie też. A teraz chodź - pociągnęła mnie w sobie tylko wiadomym kierunku.





    2 komentarze:

    1. Widzę, że piękna akcja się zapowiada. Czekam na dalszy przebieg akcji :)

      OdpowiedzUsuń
    2. http://xxlittle-xdiffrent-fckn-gnr.blogspot.com/ - zapraszam serdecznie na ostatni już rozdział „Love Bites”

      OdpowiedzUsuń