niedziela, 6 października 2013

TURN IT ON TONIGHT 13

Nie wiecie jak to jest, kiedy każdy oddech sprawia wam niewyobrażalny ból, kiedy każdy krok kłuje jak szpilka, kiedy widok jakiekolwiek rodziny czy rodzica z małym dzieckiem jest jak kula w twoje poharatane serce... Kiedy dotykasz swojego brzucha i płaczesz tak strasznie... Kiedy patrząc na stare zdjęcia USG wrzeszczysz ze złości... Kiedy widząc Briana w gazecie... Myślisz, jak by go zabić.
Nie chciałam o nim myśleć. Nie myślałam. Nie chciałam myśleć o Freddiem. To mi się nie udawało. Miałam go cały czas przed oczami, kiedy tylko próbowałam zasnąć, pojawiał się w moich myślach... To męczące. Chciałam, ale nie potrafiłam się pogodzić z jego stratą... Większość kobiet obwiniałoby partnera lub siebie... Ja nie obwiniałam nikogo. Po co? To nie jest wina ani Briana, ani Todda, ani moja. O nie nie nie.

Przesiadywałam całe dnie u Todda, ale nie wypowiadałam ani jednego słowa. Siadałam na parapecie z kubkiem herbaty i... i siedziałam do nocy. Prawie nie spałam. Wegetowałam.


***


Ktoś z was wie, jak to jest stracić osobę, którą kocha się najbardziej na świecie ? Nie, nikt was tego nie wie. To straszne uczucie, ból przeszywa każdy milimetr twojego ciała... Jedynie ta mała istotka, jaką jest Katie trzymała mnie przy życiu. Tego dnia wziąłem ją na spacer, wypadało by się w końcu dotlenić. Od tygodnia nie wychodziłem z domu. Nie mogłem sobie poradzić z tym co się stało. Poszliśmy do parku, Katie pobiegła się pobawić w piaskownicy, ja usiadłem na ławce z książką. Nagle usłyszałem cichy płacz. Odwróciłem się. Na ławce obok siedziała blondynka, około 23, 24 lata. Piękna, młoda dziewczyna, miała niewinną, delikatną urodę. Bez zastanowienia podszedłem do niej.
- Wszystko w porządku ? – zapytałem, siadając obok.
- Nie, nie jest w porządku – odpowiedziała przenosząc swój wzrok na mnie.
- Chcesz o tym porozmawiać ? – zapytałem niepewnie.
- Jeśli tylko zechcesz mnie wysłuchać... – odpowiedziała wycierając łzy.
- Więc, słucham – dziewczyna przysunęła się bliżej.
- Tak cholernie go kochałam... a on mnie zostawił... jak zwykłą szmatę. Boże, jaka byłam głupia! - opowiedziała krztusząc się od łez.
- Ej, nie warto płakać za kimś kto tak się zachował – powiedziałem głaszcząc jej dłoń.
Poczułem się jakoś dziwnie. Nie znałem tej dziewczyny, a... zachowywałem się... TAK. Po prostu... pomyślałem, że potrzebuje pomocy i wypadało by jej pomóc.
- Co ty możesz wiedzieć. Masz każdą, którą chcesz. W końcu jesteś Brian May – odpowiedziała patrząc w moje oczy.
- Skoro już wiesz kim jestem, to teraz chciałbym poznać twoją tożsamość. – powiedziałem, krzywo się uśmiechając .
- Jestem Rose. – odpowiedziała, wycierając twarz mokrą od łez.
- Pięknie, masz piękne imię – wypaliłem bez sensu.
- Dziękuję – powiedziała, a na jej twarzy zagościł subtelny uśmiech.
- Tato, a kto to jest ? – zapytała Katie, przybiegając do mnie.
- To jest ….
- Jestem koleżanką twojego taty. – odpowiedziała biorąc małą na kolana. Uśmiechnąłem się.
- Słodko wyglądacie – powiedziałem.
- Jesteś uroczy – odpowiedziała uśmiechając się.
- Ty bardziej, piękna z ciebie dziewczyna Rose – powiedziałem, dotykając jej dłoni. Drgnęła lekko i przez chwile trzymaliśmy się za ręce. Spojrzałem w jej piękne, niebieskie oczy. Nie była Angielką, o nie. Była na nią za ładna. Puściła moją dłoń i przytuliła małą, która siedziała na jej kolanach.
- Przepraszam, ale muszę iść – powiedziała po chwili, podając mi dziewczynkę.
- Alealeale... już ? – zapytałem zawiedziony.
- Tak, przepraszam. – odpowiedziała.
- Rose, ale tak bez niczego? – zapytałem wstając razem z nią.
Pomachała mi delikatnie i odeszła z uśmiechem. 

Wróciłem do domu, byłem załamany. Zainteresowałem się nią, a ona nic. Nawet głupiego numeru mi nie dała. Wieczorem kiedy układałem w szufladzie ubranka Katie, zauważyłem małą karteczkę z numerem telefonu i podpisem. Zrozumiałem od razu czyj to numer. Usiadłem w salonie, wziąłem do ręki telefon i zacząłem gwałcić klawiaturę numeryczną….

-.-

"Abonent tymczasowo niedostępny. Zostaw wiadomość"

Kurcze. No cóż. 
- Tatusiu...? - podeszła do mnie Katie.
- Tak, kochanie?
- Gdzie jest mamusia?
- Kochanie... Wiesz, że mama...
- Nie ta mamusia! - zniecierpliwiła się mała - Ta nowa! Ta, co tak uciekła ostatnio... Gdzie ona jest? Mówiłeś, że będzie moją nową mamusią! MÓWIŁEŚ! OBIECAŁEŚ! - jak na swoje ledwo 5 lat była niezwykle uparta i wygadana...
- Skarbie mój największy... - Brian westchnął - Twoja mama... Ona... Nie chcę nas oboje, wiesz?
- Jak... Nie chce? Przecież jest moją mamą! Nawet jechaliśmy coś podpisać i mówiłeś, że od teraz to moja mama tak ofi...ocfic...
- Oficjalnie, słonko.
- Tak. Więc?
- Mama jest na mnie zła... Ale... Ale jeśli chcesz, mogę cię do niej zawieźć... Co?
- TAAAAK! - nosz kurwa. Myślałem, że nie będzie chciała. Teraz muszę się zobaczyć z Karoliną... ech

***

NAZAJUTRZ

***

Zapukałem do drzwi Karoliny. O dziwo, otworzyła. Widząc mnie, otwarła szeroko oczy.
- CO TY TU DO CHU...
- CZEKAJ! - przerwałem jej - Katie chciała się z tobą widzieć! Jesteś jej matką też na papierze, wiesz?!
- CO?
- Masz do niej prawa rodzicielskie!
- Ja... JAK TO? NIC NIE PODPISYWAŁAM!
- Tak, ale to z orzeczenia sądu wyszło. Nie gniewaj się już na mnie, co? Nie mówię, że mamy wrócić do siebie, ale... - wtedy przytuliła się do mnie. Objąłem ją i pogłaskałem po plecach.
- W porządku? Jak się trzymasz po... no wiesz?
- Jakoś leci - uśmiechnęła się - To gdzie malutka?
- Cześć, mamusiu... - Katie nieśmiało wyszła zza Briana



Z ust Karoliny wyrwało się ciche:
- Jaka ty śliczna... - wzięła Katie na ręce i przytuliła. Mała ufnie do niej przylgnęła i włożyła kciuk do buzi. Odruch.
- Kaytlin... - zamyśliła się Kara. Spojrzałem jej niepewnie w oczy - Wiesz, Brian... Ja nie wiem w sumie, czemu się tak wkurzyłam. Przecież... Ona jest... Jest twoja... taka śliczna... - nadal patrzyłem na nią niepewnie - I ja... ja... chciałabym, żeby ona była również... moja...
- Jest twoja od... tygodnia.
- Ale nie tak... - podeszła bliżej i odłożyła Katie na ziemię. Przeszła do szeptu - Brian, ja... Ja cię kocham... - momentalnie przylgnąłem do niej i pocałowałem ją w usta. Oddała pocałunek, zarzucając mi ręce na szyję. Przyciągnąłem ją bliżej i zaangażowałem się bardzo mocno. Poczułem, że rozpina mi koszulę.
- EJ! Katie patrzy, poza tym... Todd u ciebie? - pokiwała głową. Szepnąłem jej do ucha:
- Za 30 minut na rogu twojej ulicy, ok? - uśmiechnęła się. Mrugnąłem do niej i wraz z Katie skierowałem się do samochodu.

***

30 MINUT PÓŹNIEJ 

***

Karolina wskoczyła do samochodu.
- Gdzie Katie?
- U moich rodziców - odparłem, cały drżąc.
- Jedź już, bo... No jedź - powiedziała, zaciskając pięści. Jechaliśmy dosłownie 5 minut (kocham mój fart - nie było drogówki). Szybko zamknąłem auto, pociągnąłem Karę za sobą, otworzyłem drzwi wejściowe i zatrzasnąłem je za nami. Karolina zrzuciła płaszcz, a ja zachłysnąłem się powietrzem. Miała na sobie skórzane szorty, baaardzo obcisły gorset na zamek i ćwiekowane lita. Przycisnęła mnie do ściany i zaczęła namiętnie całować i rozpinać mi koszulę. Poszliśmy do sypialni. Karolina popchnęła mnie na łóżko i zaczęła cmokać po szyi. Jęknąłem cicho i pozbyłem się jej spodenek oraz butów. Zrzuciłem je gdzieś poza łóżko, a po chwili wylądowały tam też moje spodnie. Zębami rozpiąłem jej gorset i odrzuciłem na stertę ubrań leżących pod łóżkiem. Zdjęliśmy z siebie resztę garderoby.
Objąłem Karolinę i wszedłem w nią mocno. Jęknęła głośno, wbijając mi paznokcie w plecy. Odchyliłem głowę do tyłu i wsłuchiwałem się w jej coraz głośniejsze jęki. Taaak. Tego mi brakowało.
Nie trzeba było nam dużo czasu, ona doszła pierwsza, ja zaraz po niej. Opadłem wyczerpany na łóżko, z zamkniętymi oczami. Wtedy Kara położyła się na mnie nagle, a ja jęknąłem głośno.
- C.c.c...o ty? - wyjąkałem, starając się jakoś opanować
- No nie wiem... Noc jeszcze młoda, skarbie... - wyszeptała, po czym wpiła się w moje usta. Oddałem pocałunek i ponownie w nią wszedłem, tym razem od pierwszej chwili przyspieszając. Nawet nie wiem, kiedy minęła noc, ale świtało, kiedy Karolina opadła na mnie po raz ostatni, a ja z zadowolonym uśmiechem zasnąłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz