- Nie pójdziesz!
- Pójdę!
- NIE! NIE BĘDZIESZ ROBIŁA Z SIEBIE DZIWKI W PRASIE!
- UWAŻASZ, ŻE SESJA ZDJĘCIOWA TO KURWIENIE SIĘ?!
- W BIELIŹNIE?! MOŻE NIE?!
- NIE BĘDĘ DAWAŁA IM DUPY!
- NIE OBCHODZI MNIE TO, NIGDZIE NIE JEDZIESZ!
- NIE ZABRONISZ MI!
- NIEEE?!
- NIE!
- NIE POJEDZIESZ, CASSANDRO!
- SPIERDALAJ! - odwrzasnęłam i pobiegłam po schodach na górę. Szybko spakowałam rzeczy do torby i wybiegłam z domu trzaskając drzwiami.
*** następnego dnia ***
*** Joe ***
Ktoś energicznie zapukał w drzwi. Otworzyłem i ujrzałem Cass. Stała ewidentnie wkurwiona, w cieniutkim sweterku, conversach i dżinsach.
- Co ty tutaj robisz?
- Wpuścisz mnie?
- Tak, wchodź! - przepuściłem ją i zamknąłem drzwi na zamek - Kawa, herbata?
- Cappuccino, wiesz przecież - odburknęła. Tak złej nie widziałem jej już wieki.
Przygotowałem dwie kawy, postawiłem na stoliku przed kanapą i spytałem niepewnie:
- Co się stało, Cassey?
- Ogłosili casting na modelkę do sesji 'Najlepsi Rockowi Gitarzyści' z 'Rolling Stone'...Chciałam iść...Ale John się nie zgodził...
- Czemu?
- 'NIE BĘDZIESZ ROBIŁA Z SIEBIE DZIWKI W PRASIE' - skrzywiła się
- DZIWKI?! Ja uważam, że to zajebisty pomysł, nadajesz się do takiej sesji!
- Tak uważasz...?
- Pewnie! Idź na ten casting! Kiedy to?
- Za dwa dni...
- Idź. Pójdę z tobą, dla towarzystwa.
- Bierzesz udział w tej sesji?
- Nie - skłamałem - Pójdę, żebyś się nie czuła samotna!
- Chętnie - uśmiechnęła się - Będzie mi miło...
- Super...To jesteśmy umówieni!
- Przechowasz mnie u siebie? Nie mam mieszkanka w Ameryce niestety... - zagryzła wargę
- Nie ma sprawy! - właśnie sprawiłaś, że jestem najszczęśliwszym facetem na ziemi! - A ten...chcesz się zobaczyć ze Stevenem? Zaproszę go tu!
- Jasne!
- Super - zadzwoniłem po brata Cass - Przyjdzie z Em...
- Miło - ucieszyła się. Chwilę pogadaliśmy, po czym pojawili się przyszli Tylerowie.
- CASSIE?! - Steve był w szoku
- Nie przywitasz się? - spytała i już się tulili do siebie - Cześć, Emily! - kobiety cmoknęły się w policzki, a Em pokazała dłoń z pierścionkiem.
*** Cass ***
- OŚWIADCZYŁ CI SIĘ?! - byłam milutko zakoczona
- Tak - przyznała Emily z radością
- Gratuluję wam obojgu! - zaczęłam ich tulić i winszować im. Cudowna wiadomość!
- A ty, Joe? - spytała luźno Emily
- Jaaa? - gitarzysta uciekł wzrokiem - Może już niedługo... - poczułam lekkie ukłucie w sercu. Joe i Rose Perry? Nieeeee....
- Co tu robisz, Cassey? - spytał Steve, a ja opowiedziałam im o castingu i kłótni z Deakym.
- Ja też uważam to za dobry pomysł... Co nie, Emily?
- Pewnie! Masz świetną figurę, korzystaj! - powiedziała pani przyszła Tyler, a ja zarumieniłam się nieco.
- Dzięki wam...Pójdę na ten casting i chuj Johnowi do tego! - zawołałam
- Jasne, że tak! Napijemy się? - zaproponował Joe
- Chętnie! - Tyler, nie musiałeś odpowiadać, serio...
*** następnego dnia, casting ***
Denerwowałam się jak cholera.
- Nie trzęś się tak, Cassey... Wszystko będzie ok! - Joe trzymał mnie mocno za rękę. Ignorowałam zaskoczone spojrzenia innych dziewczyn. Padło kilka pytań w stylu 'jesteście parą?'. Nie... jeszcze nie... CO JA GADAM?! Nieważne, nic nie było.
- Ternent Cassandra! - wywołali mnie
- O Jezu... - jęknęłam, a Perry szybko cmoknął mnie w usta
- Poradzisz sobie - szepnął i popchnął mnie do sali.
- Dzień dobry...Cassie, tak?
- Tak.
- Ile masz lat?
- 24...
- Wzrost?
- 174 cm
- Waga?
- 53 kilogramy.
- Dobrze... - jury oceniało wzrokiem mój strój. Miałam na sobie krótką, obcisłą spódniczkę ze skóry, przylegający, biały top i wysokie koturny. Kazali mi pozować, robić różne figury, ustawienia, pocykali mi parę fotek i odprawili, każąc czekać na wyniki, które do tygodnia zostaną dostarczone.
Powodzenia, z około 200 kandydatek wybrać 1, super.
- Jak poszło? - spytał uśmiechnięty Joe, chwytając mnie za rękę
- Świetnie - odparłam, całując go w policzek. Dziewczyny czekające na swoja kolej patrzyły na to z zazdrością - Wyniki będą do tygodnia.
- Super! A wiesz...jestem na okładce 'Rock Now'! Patrz! - wręczył mi egzemplarz gazety. Na okładce było to zdjęcie:
Umarłam. Autentycznie. Cassie, co się z tobą dzieje?! Perry to twój chł... PRZYJACIEL!
- I jak?
- Ale mam przystojnego przyjaciela - zaśmiałam się, ukrywając rumieniec. Joe objął mnie ramieniem. Zauważyłam, że kilka lasek podeszło do nas, wdzięcząc się i prosząc o autograf. Perry westchnął, wziął podany marker i zaczął się podpisywać. Po chwili otoczyła nas cała gromada, skamląc choćby o jedno spojrzenie gitarzysty, ale on po prostu je olewał.
- Rany boskie, Boże, widzisz, a nie...zaraz. Przecież on kurwa grzmi, ale takiej szpachli to kurwa prąd nie przewodzi - mruknął mi do ucha przy blondynie w różowej sukience i z twarzą płaską jak stół biurowy - A tamta jebana nie lepsza. Patrzcie państwo. Chyba lubi Pink Floyd, bo jej ryj to jedna wielka The Wall - szeptał mi do ucha, a ja chichotałam cicho - O, a ta trzecia od lewej powinna być patriotką. Torba na łeb i za Ojczyznę. Ło kurwa, Matko Naturo, to są jakieś jaja? Przecież nie ma Wielkanocy... - teraz nie wytrzymałam i wybuchnęłam śmiechem, a Joe zaprezentował swój cudowny uśmiech, ale po chwili się skrzywił - Co to za ciuchy w ogóle? Tamtej cycki to mają okres, czy to keczup? - dobra. Teraz się popłakałam ze śmiechu - Boże, szkoda mi zakładać okularów, jej widok przepali mi moje piękne Ray-Bany... Dobra, koniec zabawy! - ostatnie zadanie wypowiedział już głośno - Spadamy, słońce ty moje - dodał, biorąc mnie za rękę i dosłownie spieprzając z pomieszczenia.
- Uff! - roześmiał się Joe, patrząc na mnie swoimi ślicznymi oczętami w kolorze ciemnego brązu - Myślałem, że to się nigdy nie skończy!
- Ja też, Joey - posłałam mu słodki uśmiech.
***
- CAAAAAAAAAAAAAASS! - usłyszałam wrzask wchodzącego właśnie do domu Stevena. Zbiegłam na dół i rzuciłam mu się na szyję
- Hej, braciszku! - wokalista przytulił mnie ze śmiechem i podał mi kopertę
- Do ciebie. Akurat szedł listonosz...Gdzie Pereira?
- W sklepie, z ROSE... - mój głos zabrzmiał co najmniej smutno
- Siostra, musimy porozmawiać - powiedział poważnie Tyler, ciągnąc mnie na kanapę w salonie
- Mów - rozsiadłam się wygodnie, a Steve przysunął się, objął mnie ramieniem i zapytał prosto z mostu:
- Bujasz się w Perrym, prawda? - speszyłam się totalnie
- Co ty! Ja...my jesteśmy tylko przyjaciółmi...
- Siostrzyczko, twoje czerwone policzki mówią same za siebie! No przecież mu nie wygadam! - lecz ja milczałam - Cassey no...Powiedz mi - uniósł mi brodę - Kochasz się w nim? - prawie niezauważalnie kiwnęłam głową - Oh, skarbie... - przytulił mnie mocno do siebie
- Czemu on jest zajęty? - spytałam płaczliwym tonem
- Ciii, już w porządku - mruczał, głaszcząc mnie po głowie, a ja się poryczałam jak debilka. Kurwa no...
Nagle usłyszałam trzask drzwi i szybko zaczęłam się śmiać. Płaczę ze śmiechu. Tak.
- Jessss....SIEMASZ, TYLER! - mężczyźni przybili sobie piątkę - Cassey, czemu płaczesz?
- Ze śmiechu - teatralnie otarłam 'łzy rozbawienia' - Steven kocha doprowadzać mnie do płaczu w sensie pozytywnym - trąciłam brata łokciem - Ej, idę do łazienki - wstałam i pobiegłam na górę. Tam otwarłam kopertę i... wrzasnęłam z radości. Zbiegłam z powrotem na dół.
- WYGRAŁAM, WYGRAŁAM TEN CASTING! - skakałam jak pojebana po pokoju. Joe roześmiał się radośnie i okręcił mnie dookoła pokoju.
- Gratulacje, mała!
- Jesteś najlepsza przecież, siostra, musiałaś to wygrać! - dodał z uśmiechem Steven.
*** TYDZIEŃ PÓŹNIEJ ***
Za mną już tydzień zdjęć ze Slashem, Jimmim Page'm, Kirkiem Hammetem i Keithem Richardsem czyli z 5, 4, 3 i 2 miejscem w tym 5-punktowym rankingu. Dziś sesja z najlepszym gitarzystą roku... Nie mogłam się doczekać poznania go!
Stałam przed ogromnym lustrem ubrana w sportowy, czarny stanik, czarną, rozpiętą marynarkę i jasne dżinsy rurki. Makijażystka kończyła ogarniać moje rzęsy.
- Jest super! - skomentowała po skończonej pracy
- Dzięki, Sally, jest świetnie - poprawiłam fryzurę, przyglądając się sobie.
- Cassie! Gotowa?
- Już idę! - odkrzyknęłam i wyszłam z garderoby, przechodząc na plan zdjęciowy. Fotografowie przybili mi piątki, a moja 'choreografka' powiedziała:
- Zaraz przyjdzie nasz najlepszy wioślarz - uśmiechnęłam się z rozbawieniem na tego 'wioślarza'. Po chwili drzwi się otwarły...
Umieram.
Zdycham z zachwytu.
CO ON TU DO CHOLERY ROBI?!
- Heeeej - zamruczał tym swoim seksownym głosem, obejmując mnie lekko.
- Wybacz, Cass, ale miała być niespodzianka... - powiedziała cicho choreografka, a ja uśmiechnęłam się szeroko.
- I jest! Ogromna... Joe, jestem z ciebie dumna - cmoknęłam go lekko w policzek.
- Eee tam... - speszył się.
- Nasz zdolny - zmierzwiłam mu włosy, co spotkało się z piskiem rozpaczy jego charakteryzatorki:
- UKŁADAŁAM MU TO PÓŁ GODZINY!
- Tak jest lepiej - zrobiłam śliczny, naturalny nieład na jego głowie. Perry cały czas się uśmiechał, widać było, że jest szczęśliwy.
- Dobra, gotowi na sesyjkę?
- Ja tak.
- Ja również - odparliśmy. Najpierw zrobili nam kilka fotek tak zwanych 'na odpieprz' ale naprawdę ustawianych godzinami... Potem kilka: typ 'Joe w akcji', czyli gitarka + sygnowany fMarshall... No a następnie zagoniono mnie do garderoby...
- Załóż to i to - Sally podała mi body z formie skórzanego, koronkowego gorsetu i lita z ćwiekami. Zdziwiłam się, ale posłusznie się przebrałam. Sally wyostrzyła mi makijaż i spryskała mnie perfumami. Joe już czekał ze swoją nowiuteńką gitarą. Bez koszuli. W najbardziej obcisłych dżinsach jakie widziałam w życiu.
Jego wygląd przyprawiał mnie o spazmatyczne dreszcze. Był orgazmicznie przystojny, nie dziwię sie, że laski ślinią się na jego widok...
- Wyglądasz....no....wow... - skomentował, zjeżdżając wzrokiem na mój dekolt.
- Dziękuję...Ale powiem ci, że oczy mam tu - podniosłam mu brodę do góry. Miał wzrok typu 'są-cycki-jest-ded'.
- Sorry...
- Nie, spoko - sama nie byłam taka święta, gapiąc się nieco poniżej linii jego bioder... Ogarnij się, Cass, to nie twój facet...
- Dobra, gołąbeczki, zaczynamy! - ewh. To jest koszmar, że zrobienie zdjęcia trwa 30 sekund a ustawianie do niego 10 minut!
Powiem tyle, że ta sesja...to chyba najlepsze co mnie w ostatnich czasie spotkało. No, bo wiecie...Obejmuje was totalnie przystojny mężczyzna, który jest waszym najlepszym przyjacielem....aaaach....
Kiedy fotograf kazał Joe położyć ręce na moich biodrach, przeszedł mnie delikatny dreszcz.
- Drżysz, skarbie... - mruknął mi do ucha, a fotografowie strzelili kolejne zdjęcie.
- Zimno mi - skłamałam.
- Konieeeeeec! - zawołała choreografka, wchodząc na plan zdjęciowy - Możecie spadać, dzięki!
- Taa, my też dziękujemy, nara - pożegnał się Joey, ciągnąc mnie za rękę - Przebieramy się i spa...
- Joe, stary! - przed nami wyrósł, znikąd dosłownie, Steven. Zagwizdał na mój widok, po czym zwrócił się do gitarzysty:
- Jedziemy w trasę na dwa tygodnie, znaczy tu, po LA, ale wiesz...
- Znowuuu? No dobra... - westchnął Pereira, zakładając koszulkę. Ja przeszłam do garderoby doprowadzając się do zwykłego stanu, czyli dżinsy, T-shirt i conversy. Mężczyźni pogrążeni byli w rozmowie.
- Kiedy jedziecie? - spytałam, stukając brata w ramię.
- Jutro! - zaskrzeczał teatralnie.
- No super - skrzywiłam się - Ja nie wracam do Anglii...
- Mieszkaj sobie u mnie, nie ma problemu - wzruszył ramionami Perry.
- Ale Rose...
- Nie przejmuj się nią, to nie jej sprawa.
- Dobrze... - westchnęłam - Idziemy?
***
Trzymałam niepewnie słuchawkę telefonu, wahając, czy zadzwonić, czy nie...
Dostałam...znaczy Joe dostał...informację, że pismo sprzedaje się jak ciepłe bułeczki i 'Rolling Stone' we współpracy z (kurwa) 'Playboyem' chcą nieco bardziej PIKANTNEJ sesji ze mną i z nim...
Tylko co ja mu powiem!?
'Joe, wiesz, jesteśmy przyjaciółmi wprawdzie, no, ale taka sesja może być, nie?'
Kurwa...
Gdyby nie to, że się w nim kocham...
CO?!
Czy ja właśnie przyznałam sama przed sobą, że się zakochałam w Joe?
O rany...
I co, będę całe życie udawać, że między nami jest tylko przyjaźń!?
Powiem mu.
Nieważne, czy spierdolę naszą znajomość, czy on to odwzajemni...
Powiem mu, że go kocham.
Powiem.
Kocham cię, Pereira.
***
Plan był głupi w swej prostocie i prosty w swej głupocie - kiedy Aerosmith grali w Detroit, założyłam ciuchy w stylu 'fanki do spania' - skórzany gorset, obcisłe szorty, zakolanówki i lita, a do tego czarną maskę na oczy, aby Perry mnie nie poznał. Całe przedsięwzięcie było bardzo proste - z pomocą wejściówki pokręcić się koło garderoby Joe, razem z resztą fanek i poczekać, aż gitarzysta wyjdzie. Wiem, w jakich laskach gustuje, dlatego ubrałam się TAK - musi wziąć właśnie mnie. No a potem mu się ujawnię i mu to powiem. Tak.
Pokazałam ochroniarzowi przepustkę i zgrabnie przeszłam w okolice garderoby Pereiry. Kręciło się tam kilka półnagich, farbowanych blondyn i z trzy brunetki ubrane w skąpe staniczki. Stanęłam sobie w seksownej pozie i odpaliłam papierosa, zaciągając się ostatencyjnie.
Po chwili rozległy się pojedyncze piski i chichoty, a laski zaczęły się wdzięczyć. Otwarły się drzwi i wyszedł z nich ochroniarz Joe. Obrzucił wszystkie dziewczyny wzrokiem i coś mówił siedzącemu w środku Perry'emu. Po chwili skinął na mnie palcem, a inne fanki rozpoczęły symfonię jęków zawodu. Z lekkim uśmieszkiem weszłam do środka, kręcąc biodrami. W środku panował mrok, lecz wyraźnie widziałam zarysowaną sylwetkę Joe, który podszedł do mnie powoli.
Poczułam jego dłonie na swoich biodrach i jego miękkie wargi na moich. Czemu muszę to przerywaaaać...
Delikatnie odsunęłam mu twarz i zdjęłam maskę z oczu. Joe zrobił minę typu ':o'
- CASS?!
- Ciii.... - odszepnęłam - Nie przestawaj - widziałam, że się waha, więc sama wpiłam się mocno w jego usta. Całowaliśmy się dłuższą chwilę, która była chyba kolejną z najpiękniejszych w moim życiu...
- Joey... - wyszeptałam - Muszę ci coś powiedzieć...
- Taak? - jego głęboki głos w formie szeptu przyprawiał mnie o szybsze bicie serca.
- Nie wiem...co ty na to...nie obchodzi mnie to...mam gdzieś konsekwencje....ale...chciałam ci powiedzieć, że... - wtedy ktoś energicznie zastukał w drzwi. Perry odsunął mnie delikatnie i poszedł zobaczyć kto pukał i czego chciał. Kiedy wrócił, wiedziałam, że mam po mówieniu.
- Co jest?
- Muszę iść, mają problem z moją gitarą - odparł, zakładając marynarkę - Cassey, co ty tutaj w ogóle robisz?
- Chciałam ci zrobić niespodziankę...ale skoro idziesz... - spuściłam głowę.
- Przepraszam - odparł chłodnym tonem i wyszedł z garderoby. Usiadłam na kanapie, wzdychając ciężko. Co zrobiłam nie tak?!
Narzuciłam na siebie płaszcz i wyszłam z pomieszczenia, robiąc tzw. dobrą miną do złej gry. Poszłam na dworzec i wsiadłam w busa do LA. Cóż. Przecież to norma, że MAM SZCZĘŚCIE, PRAWDA?
***
Tydzień później, w południe, Joe wrócił do domu. Wyszłam na korytarz i dosłownie rzuciłam mu w twarz zawiadomieniem z wkurwioną miną.
- Mhm... - mruknął, przebiegając wzrokiem po tekście - Może być.
- Jak chcesz.
- Jesteś na mnie zła?
- Nie.
- Przecież widzę.
- Przestań, Pereira.
- Ale co!?
- Nic - burknęłam, odwracając się do niego plecami.
- Ej... - powiedział łagodnie, obejmując mnie - Nie bądź zła...Przepraszam za popsucie wieczoru...Więc...Co chciałaś mi powiedzieć?
- O tym zawiadomieniu - skłamałam, wyrywając się mu - A teraz wybacz, ale idę się położyć, boli mnie głowa.
- Jasne.... - odparł smutnym tonem. Westchnęłam, zatrzymując się przy schodach.
- Pereira.
- Hm?
- Chodź tu - podszedł posłusznie, a ja wtuliłam się w niego mocno - Przyjaciele się nie kłócą o takie gówno. Co z tą sesją?
- Ja się zgadzam, brzmi super!
- Ja w sumie też... - przytulać prawie nagiego Joe? Teraz, zaraz! - Zadzwoń do nich, a ja się serio położę.
- W porządku, śpij dobrze - cmoknął mnie w skroń i poszedł potwierdzić naszą zgodę. Dopiero teraz zaczęłam rozumieć, jak bardzo zależy mi na tym człowieku. ZAJĘTYM.
***
- PIKANTNA SESJA?!
- Tyler, nie drzyj się...Ona jest na górze, jeszcze usłyszy...
- Joe, masz genialną okazję! I zostaw w końcu tą wywłokę!
- Cass mnie nie kocha, zrozum! - powiedziałem zrozpaczonym tonem - Traktuje mnie jak przyjaciela! - Steven popatrzył na mnie dziwnym wzrokiem.
- Taaa? I dlatego pozwala się całować w policzek, w czoło, w usta... - wyliczał Steve na palcach.
- W USTA NIE BYŁO!
- Nie? Na pewno?
- No...no dobra, było.
- Nie kocha cię, więc dlatego się do ciebie dosłownie klei?
- CO?!
- No a nie? Wiecznie się kleicie do siebie, tulicie, trzymacie za ręce... Ale nieee, to przecież NIC NIE ZNACZY!
- Jesteśmy tylko przyjaciółmi... - bąknąłem pod nosem.
- Mhm, jasne, a ja to krowa - zirytował się Steve.
- No może trochę... - uśmiechnąłem się, a wokalista trącił mnie ramieniem.
- Ty se, Pereira, uważaj - ostrzegł, uśmiechając się szeroko - Słuchaj mnie. Jesteś Joe Fuckin' Perry, czy nie?
- No...no...jestem...
- To zrób coś w końcu! I weź zerwij z tą wywłoką Rose, bo jej nie cierpię...
- Czemu?
- Bo jest dziwką i idiotką, no, a poza tym zabrania ci niemal wszystkiego i jeszcze ciągnie z twojego konta zamiast tobie obciągać!
- Tyler, ty cioto... - westchnąłem - Jeśli dla ciebie związek to tylko i wyłącznie obciąganie...
- NIE, NIE SŁUCHASZ MNIE! - dał o sobie znać jego wybuchowy charakter - Nie rozumiesz, że ona jest z tobą dla kasy i lansu?! Nie widzisz tego, do cholery!? JESTEŚ KURWA ZAŚLEPIONY!
- Nieprawda...Kocham Rose...
- JASNE, NA PEWNO!
- CISZEJ, KURWA!
- No już, już...Ty jej nie kochasz, Perry. Ty kochasz Cassie, a Rose to przykrywka. Sam wiesz, jaka ona jest, doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. Wy nawet ze sobą nie śpicie! - zbulwersował się - Ile razy się z nią pieprzyłeś? No pytam!
- Dwa...
- Całowaliście się? Całujecie?
- Nie...
- Przytula cię?
- N...nie...
- NO TO KUUURWA! - Stevenowi puściły nerwy - Deacon ci ją sprzątnie sprzed nosa i mi będziesz jęczał i wył, że nie jest twoja. WALCZ, PEREIRA! Bujasz się w niej od 6 lat! - spuściłem głowę. Skubaniec, miał racje.
- Dobra...niech będzie...przyznaję...kocham ją.
- No i to mi się podoba - poklepał mnie po ramieniu - Wiesz... - przysunął się bliżej - Gadałem z nią o tobie...
- I co i co? Traktuje mnie tylko jak przyjaciela? A może...może jakimś cudem...też mnie kocha? - Steven patrzył mi w oczy TAKIM wzrokiem. W tym spojrzeniu zawarte było wszystko. Cała odpowiedź. Znaliśmy się zbyt długo, żebym nie znał znaczenia tego wzroku. Jesteśmy Toxic Twins. My się rozumiemy bez słów. Bez gestów. Wystarczy nam jedno spojrzenie. Jedno skinięcie.
Zrozumiałem.
***
Denerwowałam się cholernie. Bałam się, że się na niego po prostu rzucę, kiedy tylko się pojawi. Wyszedł z łazienki, przeczesując palcami włosy. Ledwo powstrzymałam jęk zachwytu. Był cudowny.
Mogłam na niego patrzeć godzinami...W skórzanej ramonesce jego umięśnione ramiona, były jeszcze bardziej wyraźne i podkreślone, a jego klatę opinał dokładnie skórzany materiał. Dobrali mu do tego czarne, dżinsowe spodnie i ćwiekowany pasek. Ładnemu we wszystkim ładnie...A przystojnemu we wszystkim zajebiście.
Joe 'Fuckin' Perry.
Jeden z najpiękniejszych facetów na ziemi. Jeden z najseksowniejszych mężczyzn ever. Mój przyjaciel. Najlepszy przyjaciel. Który jest kurwa zajęty...
***
Wychodząc z łazienki, wpadłem prosto na Cassie. Miała na sobie...miała....miała na sobie to:
Eeeeeaaaayyyyy.... Boziu, jaka ona jest seksowna i śliczna, aaaaaaawh! Cholernie podobają mi się laski w gorsetach, to jest po prostu zaakcentowane najpiękniejszych rzeczy w ich figurze... Szkoda, że w większości kobiety się gorsetów...boją? Bo wcale ich nie noszą... Wiem, że to nie Cass wybierała sobie ciuchy, ale musiała się zgodzić, żeby założyć akurat te...
Dochodzę od samego patrzenia...Zaraz się zacznę ślinić normalnie.
Ogarnij się, Pereira...
***
Czekaliśmy aż fotograf ustawi cały sprzęt w salonie. Muszę przyznać, że lepszego miejsca nie mógł wybrać, bo salon Joe był urządzony po prostu pięknie, w tonacjach czerni, bieli i czerwieni, wiecie, skórzana kanapa i fotele, czerwone ściany i białe dodatki...Cudeńko!
- Okej, wszystko gotowe...A wy? - uśmiechnął się fotograf. Był młodym mężczyzną i kazał mówić sobie Peter. No dobra.
Pokiwaliśmy głowami, patrząc na siebie dyskretnie.
- No to tak...Pereira, ty musisz mieć swojego Gibsona...Tak, tego. Ok. Usiądź i oprzyj gitarę o kolano, jak w pozycji do grania na siedząco...Mhm...Dobrze! A ty, Cassey, tak półleżąco z nogami na jego kolanach...Ale rozluźnij się! No, cudownie! - zadowolony Peter zrobił pierwsze zdjęcie - Czy wy...kim wy dla siebie jesteście?
- Najlepszymi przyjaciółmi - odparłam szybko.
- Uhm...Czyli obmacywanki odpadają? Tak samo całowanie?
- Niekoniecznie... - uśmiechnęłam się lekko, a Joe rozbłysły oczy.
- No i to chciałem usłyszeć...Siadaj mu okrakiem na kolanach - usłyszałam i lekko spanikowałam. HALO, JA MAM NA SOBIE TYLKO MAJTKI I GORSET!
***
Widziałem, że niezbyt jej to pasuje...Cóż. To nie oznacza, że jej na mnie nie zależy...Też bym przy obcych nie chciał się obmacywać, no ale co zrobić...
Usiadła mi na kolanach, oplatając nogami moje biodra. Poczułem jak oblewa mnie gorąco, a moje spodnie robią się nieco ciaśniejsze...Cholera. Nie teraz...
Spojrzała mi w oczy i oparła dłonie o swoje uda.
- Ej...wy mnie okłamujecie! - zawołał fotograf - Przyznajcie się, że jesteście parą!
- Nie, naprawdę nie jesteśmy! - zaśmiała się Cassey, odwracając lekko głowę. Poczułem silny zapach jej perfum, spodobał mi się...
- To teraz się nie ruszać, Cass, patrz mu w oczy, a ty Joe, leciuteńko się uśmiechnij....O tak. Cass, rozchyl usta...Pięknie. Nie ruszać się... - usłyszałem dźwięk flesza - Nie wstawajcie...Hm...Ok, Perry, kładziesz się na boku twarzą do mnie...Cassie, połóż się za nim i przerzuć mu nogę przez bok...Mhm, super. Uwagaaaa... - kolejny błysk - Okej, po następnym zdjęciu nikt wam nie uwierzy, że nie jesteście razem, wstawać i pod ścianę - kurwa, jak w Auschwitz! - No, dalej! Joe, masz być oparty plecami o ścianę - posłusznie się oparłem - A ty, Cassey, podejdź do niego...Zarzuć mu ręce na szyję... - aj, robi się gorąco - A ty, Pereira, trzymaj ją za tyłek - COOO?!
- Ale...ale... - zaprotestowałem cicho, rumieniąc się, ale usłyszałem w uchu szept Cassie:
- No dalej, zrób to - ooo, skoro chcesz! Przyciągnąłem ją za pośladki, tak, że przywarła do mnie całym ciałem. Ajajajajajajjjjjjj...
- No i buziak, ale tak wiecie jak... - o fak. No to po mnie. Cassey patrzała na mnie wyczekująco, więc wpiłem się w jej usta, wsuwając język między jej wargi. O. Mój. Boże.
***
Czułam jak uginają się pode mną kolana. O rany, całuje mnie Joe 'Boski' Perry...Przejeżdżał mi językiem po podniebieniu, sprawiając, że umierałam z zachwytu.
Jeeeeeeeeeeeeej...
- Okeej, mam zdjęcie, możecie już przestać - z trudem oderwaliśmy się od siebie, dysząc ciężko. Joe patrzył na mnie z żarem w oczach, wiedziałam, że chce więcej...Zresztą nie tylko on...
- Dobrze, jeszcze dwie foty i możecie się zająć sobą - zapowiedział Peter. Tym razem żadne z nas nie zaprotestowało na słowa 'zająć się sobą'...
Fotograf kazał mi odchylić się mocno w tył, a Joe miał mnie trzymać w pasie, drugą ręką ujmując korpus gitary.
Za to propozycja ostatniego zdjęcia po prostu zwaliła mnie z nóg...
***
Nie...Ja nie...Kurwa, ja tam umrę. Nie dam rady, zdechnę z zachwytu zanim zrobi zdjęcie...
Peter kazał iść Cassie, żeby zdjęła gorset. Miałem ją przytulić do klatki piersiowej, bez niczego od pasa w górę i zasłaniać z boku Gibsonem. Dla mnie po prostu bomba, ale...No ok, nie wyglądała na zachwyconą. Stała niepewnie na środku pokoju, zagryzając wargę. Po chwili podeszła do mnie.
- Cassey... - wymruczałem jej do ucha - Ja wiem...to jest...krępujące...
- Nie. Nie samo zdjęcie. Jak mam wyjść z łazienki?! Mam świecić cyckami aż nas ustawi?
- Ej - zerknąłem na tasiemkę przy jej gorsecie - Ja to załatwię. Peter! - imię fotografa powiedziałem już na głos - My się sami ustawimy.
- Ok, jak wolicie.
- Dobra, Cass, plan jest taki. Biorę gitarę, trzymam jak do zdjęcia, ty się musisz we mnie wtulić, a wtedy rozwiążę ci tasiemkę i po prostu wykopię gorsecik poza kadr. Pasuje?
- Jasne! - kiwnęła głową. Wziąłem mojego Les Paula do prawej ręki i podniosłem go nieco. Cassey przylgnęła do mojej klatki piersiowej, a ja jednym pociągnięciem za tasiemkę, pozbawiłem ją tego cud gorsetu. Ledwo powstrzymałem jęk, kiedy zamiast materiału, poczułem dotyk jej rozgrzanej skóry...
- Jesteście cudowni, idealnie, nie ruszać się! - rozchyliłem leciutko wargi, patrząc na nią z zachwytem. Ona spojrzała mi w oczy wzrokiem pełnym żaru.
Poczułem jak ponownie oblewa mnie gorąco i zupełnie zapomniałem o Peterze. Kiedy tylko błysnął flesz, wpiłem się w usta Cassie, odkładając gitarę i osłaniając ją ramionami.
- Jasne, rozumiem, ja się tu pozbieram, a wy idźcie się...Ogarnąć - chwilę poczekaliśmy, aż fotograf zbierze sprzęt i wyjdzie.
Rzuciłem się na nią w tym samym momencie, kiedy Peter zamknął za sobą drzwi. Nie opierała się; wręcz przeciwnie. Jedyne, co nam przeszkadzało, to ten cały bałagan... Wiecie, ciuchy, gitara, wzmacniacz, dwie duże lampy...
- Na górę? - zapytałem, dysząc.
Skórę na szyi i wargi miała rozpalone od moich namiętnych pocałunków, cała drżała, nadal wtulając się w moje ramiona.
Nie odpowiedziała słowami, ale skinieniem głowy.
***
Było mi obojętne, gdzie mnie prowadził; byleby dokończył, bo niebezpieczne u mnie było pomieszanie podniecenia i niecierpliwości jednocześnie...
Poszliśmy na górę, do sypialni, było nam wszystko jedno, której. Byliśmy razem. Blisko. Ale nie do końca tak blisko, jakbyśmy chcieli...
***
Zamknąłem drzwi i ponownie zacząłem ją całować i dotykać. Znowu nie protestowała. Pozwoliła moim ustom jechać po jej szyi, moim rękom jednym ruchem rozpiąć pasy przy jej pończochach, mojemu językowi zataczać kręgi na jej dekolcie.
Pozwoliła mi.
A ja, tak jak ona, prawie umierałem z podniecenia. Podgryzałem jej skórę, rozpalając ją do czerwoności...
Po chwili oboje nie mieliśmy na sobie nic...Padłem z nią na ogromne łoże, a ona znów mi się poddała.
Wszedłem w nią mocno, a słysząc jej wrzask, natychmiast przyspieszyłem. Nasze głośne jęki zlały się w jeden dźwięk. Sygnał oznaczający totalny odlot...
Nie pozostawała mi dłużna. Wbijała paznokcie w moje boki i plecy, co jeszcze bardziej mnie podniecało i mobilizowało do działania.
Po chwili oboje doszliśmy w tym samym momencie.
Cass z trudem łapała oddech. Wtuliła się we mnie, na co zareagowałem uśmiechem.
- Jesteś cudowna, wiesz? - szepnąłem, odgarniając jej grzywkę z czoła. Ale ona tylko wpiła się w moje usta, ciągnąc mnie na siebie. Jeden raz jej nie wystarczył...Nie teraz, kiedy osiągnęliśmy największą bliskość jaką się dało...
- Zrób to jeszcze raz... - mruknęła mi do ucha.
- Cooo?
- Pragnę cię, Joe...No zrób to... - nie czekałem dłużej. Wszedłem w nią ponownie, tym razem jeszcze mocniej. Jej krzyk rozrywał mi bębenki w uszach, sprawiał, że jeszcze bardziej się starałem, wchodząc na szczyt moich możliwości...
Nawet się nie zorientowałem, że moje gardło też brało udział w tym cudownym przedstawieniu...Śpiewało, ale nie swym zwykłym, głębokim tenorem, lecz wysokim, jęczącym niewiadomo czym....
Ale chwila...czy to ważne?
Przyszedł w końcu moment, na który czeka się przez cały seks...Wiecie, jak się wspina po górach, to w końcu dociera się na szczyt. Taki sam szczyt właśnie osiągnęliśmy.
Przetrzymywałem ten błogi stan najdłużej jak się dało, czułem, że już nie mogę, ale gardłowe jęki Cassie temu zaprzeczały... Odczekałem jeszcze chwilę i pozwoliłem nam obu dojść.
Doznanie było tak mocne, że wrzasnąłem głośno, opadając gwałtownie na poduszki.
- Joey... - jęknęła mi do ucha Cass, oddychając ciężko.
- Tak...kochanie...? - wydyszałem.
***
To był ten moment. Moment, w którym miałam mu wyznać, co czuję. Teraz. Przecież właśnie się ze mną kochał!
Jednak coś ściskało mnie w gardle. Strach...?
Joe patrzył na mnie z pełną napięcia miną, widać było, że czeka na to, co powiem.
- Bo ja...ja...chciałam...
- Chciałaś mi powiedzieć to, co wtedy zaczęłaś w garderobie, prawda?
- Prawda...
- Więc?
- Kocham cię, Joe - wypaliłam a Perry'emu opadła szczęka.
***
Nie wierzyłem w to, co słyszę. Nie wierzyłem, że powiedziała 'Kocham cię, Joe'... Milczałem, totalnie w szoku.
- Coś nie...tak? - w oczach Cassey zabłysły łzy. Chciałem jej odpowiedzieć, ale miałem totalnie ściśnięte ze wzruszenia gardło i nie byłem w stanie się odezwać.
- Rozumiem... - wyszarpnęła się z moich ramion i chciała wstać. Wtedy się odblokowałem.
- Cassie, czekaj! - pociągnąłem ją na siebie, tak gwałtownie, że aż pisnęła - Przepraszam, ale po prostu mnie przytkało...Cass...Cassie, kochanie moje najdroższe... - ująłem jej twarz w dłonie i zniżyłem głos do szeptu - Ja też cię kocham, skarbie. Kocham cię od dawna, kocham cię od czasu, kiedy byliśmy razem po raz pierwszy...Kocham cię całym moim zjebanym, zepsutym sercem...Ja wiem, że się nie nadaję na twojego faceta...Bo jestem życiowym zjebem, ciągnie mnie do narkotyków, piję, palę...Jestem głupi...Nie nadaję się na mę... - wtedy przerwała mi namiętnym pocałunkiem. Poddałem się jej totalnie... Przygryzła mi wargę, a jej dłonie znalazły się na moich pośladkach.
***
Nie wiedziałam co się ze mną dzieje... Nigdy wcześniej nie czułam się tak pewnie przy mężczyźnie...
Całowaliśmy się coraz namiętniej i agresywniej. W pewnym momencie Perry zjechał ustami na mój dekolt i zataczał kręgi językiem. Syknęłam, wbijając mu paznokcie w pośladki. Joe zareagował głośnym, przeciągłym jękiem.
- Caaaaa....ssie....
- Taaak? - spytałam zalotnym tonem.
- Rób... mi... tak... - wyjąkał, a ja wbiłam mu paznokcie ponownie.
- AAAA... DOBRZE... MI... - wrzasnął z rozkoszą. Zamknęłam mu usta pocałunkiem i kontynuowałam moje małe tortury. Po chwili wydał z siebie szczególny dźwięk, coś pośredniego między jękiem, wrzaskiem i syknięciem.
- Widzę... że poszło - wymruczałam, zerkając poniżej linii jego bioder.
- Sorry... - speszył się.
- Tak miało być - posłałam mu uśmiech - W sumie nie zrobiłam nic takiego...
- Działasz na mnie jak cholera... Nie dziw się, że dochodzę przy samych pocałunkach... i twoich paznokciach - przełknął ślinę.
- Podobało ci się?
- No ej! Bardzo...Wiesz... ja... w sumie to ja się nie umiem całować - oparł się na łokciu.
- Jak to?
- Spanie z fankami... wiesz... po koncercie... my się nie liżemy. Jak chcę się przelizać z kimś, to mogę z każdą laską na ulicy...Po koncercie trzeba się wyluzować, więc bierzesz taką do garderoby bądź pokoju, parę razy ją cmokniesz i heja do wyra! - powiedział, a mi zrobiło się cholernie przykro.
- No przecież. Boski Perry może mieć każdą, każdą przelecieć i z każdą się przelizać... - niechcący powiedziałam to na głos.
- Hej... Nie mów tak, Cassey... - szepnął, przytulając mnie mocno - Skoro mam ciebie... nie będę sypiał z nikim innym...
- Tak jak wtedy, na weselu? - nie wiem, po co to powiedziałam...Widać, że dotknęło go to dość mocno - Przepraszam. Nie chciałam tego powiedzieć...
- W porządku... Cass?
- Tak?
- To teraz... będziesz już ze mną?
- Jako?
- Jako moja dziewczyna...
- Masz Rose.
- I tak miałem zamiar z nią zerwać. Nie kocham jej! - spojrzał mi w oczy - Kocham ciebie, Cassey.
- Masz mnie, Pereira.
- To znaczy?
- To znaczy, że chcę z tobą być, ty słodka cioto - zmierzwiłam mu włosy, a on uśmiechnął się szeroko.
- Kocham cię, mała - wyszeptał, po raz kolejny namiętnie mnie całując...
**************************
POZDRAWIAM WSZYSTKICH, KTÓRZY WYSYŁALI MOJEGO KOCHANEGO JOE NA UKRAINĘ, KRYM I MAJDAN. WIEM, ŻE SIĘ CIESZYCIE Z TAKIEGO OBROTU SPRAW, JAKI DAŁAM, BUZIAKI ;***
~ Mistrzyni Sarkazmu, MylesowaHudson
**************************
Krym i Majdan są na UKRAINIE ty geografko. I tak to JA tu jestem mistrzem sarkazmu. XDDD
OdpowiedzUsuńWIEM, ŻE SĄ NA UKRAINIE! -.- Tylko jedna mi wysyłała Joe na OGÓLNIE CAŁĄ Ukrainę, jedna konkretnie na Krym, a jedna konkretnie na Majdan XDDD
UsuńNa Majdan to chyba ja.... ALE TO TYLKO TAKI SUCHAR XDDD
UsuńALE ONA I TAK BĘDZIE Z JOHNEM RZAL ))):
OdpowiedzUsuńJezu ja wykreowałam takiego Joe, że mam ochotę go już sama zajebać xD twój jest taki kochany;_;
Ale i tak jestem zła, pierdolony perry się wpierdolił (choć jest bardziej seksi niż džonyxD)
Janukowycz spierdoliiill juzzz WALCZ MAJDAANIEE WALLCZZ .
(ps plz informuj mje o rozdziałach w spamie analfabetko moja xD)
Hmmm zastanawiam się nad najgorszym - kiedy umrze freddie ):
Co wy gadacie? KRYM JEST NA CIOSTKU!!!! XD cieszę się że Cass jest z Joe ( czekałam na to )!!!!! czekam na nowy rozdział!!
OdpowiedzUsuńMarcja
TAKTAKTAKTAK! Cieszę się, że Ci się podoba związek Cass i Joe, bo mi też :3333
UsuńOsz Ty mendo, zgiiiiiiiiiiiń ;____________;
OdpowiedzUsuń~ kochanka wiadomo kogo ;_; ~