poniedziałek, 24 lutego 2014

Queen rules, rules of music - PART 15

Ten rozdział dedykuję Hate. - najlepszej komentatorce ever forever XDDDDD


****

- WLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLL! - udawał silnik Meddows, kiedy ja popychałam pociąg po stoliku w restauracji  - Patrz, Cassie, on na tym torze pędzi szybko i ma napędowy silnik i lusza szybko!
- A wiesz, że ten pociąg jest zaczarowany?
- ZACZALOWANY? - zdziwił się mały
- Mhm! On umie latać! - odparłam, krążąc lokomotywą w powietrzu
- Ale supel! Ciociu, ale on nie ma sksydeł, nie moze latać - posmutniał
- On ma niewidzialne skrzydła, skarbie - wylądowałam maszyną na stole - Spróbuj.
- Jeeej! - ucieszył się Meddie, unosząc pociąg w powietrze - Udało się!
- Mówiłam! - w tej chwili poczułam klepnięcie w ramię
- Cassey!
- Meg! Już wróciłaś?
- Mama! - Meddows wstał i wtulił się w ramiona pani Taylor, po czym wrócił do zabawy
- Wiesz... Rozmawiałam z Rogerem... - zaczęła
- No?
- John coś przebąkiwał o oświadczynach...
- CO!? My jeszcze nawet... - spłonęłam rumieńcem
- Co?  
-  My się jeszcze nigdy... - zniżyłam głos do szeptu - Nie kochaliśmy...
- CO?! - Megan była wyraźnie zaskoczona - Ani razu?!
- Jestem...ten...wiesz.
- Bez kitu, Cass. Masz 23 lata i nigdy nie uprawiałaś seksu?!
- To takie dziwne? - przewróciłam oczami - Byłam 6 lat w wojsku...
- No dobra, ale skoro mieszkanie w jednym pokoju i śpicie w jednej sypialni... Myślałam, że już przy pierwszej nocy cię przeleci! - zbyłam to milczeniem - Cassey... - Meg popatrzyła mi w oczy - Wy jesteście ze sobą na poważnie czy nie?
- No...ja...my...na poważnie... - wyjąkałam cicho
- Naturalna kolej rzeczy. Przytulacie się, całujecie, kochacie, bierzecie ślub i macie dzieci - wyliczała łagodnym tonem - Chyba, że nie chcesz...
- Mam jeszcze w głowie ten gwałt wtedy... - spuściłam wzrok
- To jest coś całkiem innego. To nie boli...to...to jest zajebiste uczucie, uwierz mi na słowo. Cass, ja chcę ci pomóc... On też już tego chce. Roggie mówi, że gadali na ten temat. John cię nie pospiesza, ale już chce tego - kiwnęłam lekko głową i szepnęłam:
- Mam się zmusić, bo on tego chce tak?
- Nie, słonko, to nie tak... - westchnęła - Kochasz go?
- Bardzo!
- Nie wiem co mam ci jeszcze powiedzieć... Gdyby nie to... - spojrzała na Meddiego - Nie miałabym mojego skarbu...Poza tym seks umacnia jeszcze bardziej więź między parą...Wiesz...To jest zaufanie do drugiej osoby...No i przyjemność sama w sobie - uśmiechnęła się - Ale ja cię nie poganiam. Zrobisz to, co uważasz za stosowne. Ok, idę do Rogera, wystarczająco długo siedziałaś z małym. Chodź, skarbie, idziemy - wzięła blondasia na ręce, całując go w policzki - Mój kochany synuś. Masz okulary i pociąg?
- Mam!
- A fajnie było z Cassie?
- Fajnie! A...mamo?
- Hm?
- Mogę też jutlo się bawić z ciocią Cass?
- Jeśli ciocia zechce....
- Jasne! - zgodziłam się - To w takim razie do jutra, Med!
- Doblanoc ciociu! - pomachał mi i zniknął z mamą w windzie. Ja zamówiłam sobie lampkę wina i piłam powolutku, opierając policzek o pięść i patrząc w okno. Myślałam o wszystkim i o niczym jednocześnie... W pewnej chwili ktoś usiadł obok mnie.
- Hej, skarbie - wymruczał John, obejmując mnie w pasie - W porządku?
- Mhm - odparłam, nadal wpatrując się w widok za szybą - Deaky?
- Tak?
- Czy ze mną jest coś nie ten teges?
- Dlaczego tak myślisz?
- Pytam tylko. Powiedz mi.
- Wszystko jak najlepiej.
- Nie jestem taka jak wszystkie inne kobiety...
- Jesteś wyjątkowa, słońce. I to jest piękne - odwróciłam się i napotkałam jego czułe spojrzenie
- Tak sądzisz?
- Tak sądzę. Zamówimy sobie wino? - w odpowiedzi pokazałam mu pusty kieliszek - Oj tam, od dwóch się nie upijesz... - położył dłonie na moich ramionach - Jakaś spięta jesteś...
- Nie wiem...
- Coś się stało?
- Nie, właśnie nic... Wiesz, dużo nosiłam Meddowsa, może dlatego... - John uśmiechnął się i poszedł bo wino. Po chwili wrócił z butelką i dodatkowym kieliszkiem. Nalał nam obojgu i pogłaskał mnie po policzku.
- Wiesz, że zostaliśmy tu sami? - obejrzałam się. Faktycznie, restauracja była już pusta.
- Która godzina?
- 22...
- CO!? Tak długo tu siedzę? Wow... - zamyśliłam się, popijając pomalutku z lampki. Spięte mięśnie karku i pleców zaczęły dawać się we znaki, bolało troszkę...
- Nalać ci jeszcze? - spytał, a ja bez słowa podstawiłam mu kieliszek. Może się troszkę rozluźnię...
- Idziemy na górę? - zaproponował po 3 kieliszku
- Tak, chodźmy - wstałam i syknęłam
- Co jest?
- Boli... - poruszałam ramionami
- Zaraz przestanie - odpowiedział, otwierając drzwi. Weszłam od razu do sypialni, rzucając torebkę na szafkę i położyłam się na brzuchu z cichym jękiem. Ałłłłć...
- Zdejmij koszulkę - usłyszałam tuż przy uchu
- Hmmm?
- No zdejmij, chcę ci to rozmasować...
- Ah... Jasne! - zdjęłam T-shirt i pozwoliłam Johnowi 'naprawiać' moje spięte do maksimum mięśnie. Kilkanaście minut później wszystkie skurcze puściły, a ja odetchnęłam z ulgą.
- Lepiej?
- Mhmmm... - odwróciłam się na plecy - Chodź tu... - przyciągnęłam go do siebie - Dziękuję...
- Nie masz za co - odparł, a ja wpiłam mu się w usta w ramach podziękowania. Oplotłam mu ręce wokół szyi, a on delikatnie wodził palcami po moim brzuchu. Przeszedł mnie miły dreszcz; westchnęłam cichutko, przygryzając mu wargę. Przypomniały mi się słowa Meg: "Seks umacnia jeszcze bardziej więź między parą...To jest zaufanie do drugiej osoby...No i przyjemność sama w sobie"...
 Wsunęłam mu dłonie pod koszulkę, zdejmując ją z łatwością. Był zaskoczony, ale nie chciał dać tego po sobie poznać...
Powoli zsunął się wargami na moją szyję i niżej. Jęknęłam cicho. Wcześniejszy strach ustępował ze mnie, a na jego miejsce pojawiło się coś innego... Coś, co według słownikowej definicji zwie się pożądaniem...

- Cassey...? - mruknął cicho
- Mhmmm?
- Nie musimy jeśli nie chcesz...
- Ciiii... Nie przerywaj... - odszepnęłam, lekko odchylając głowę. John obcałowywał delikatnie moją szyję i dekolt, a ja jęczałam cichutko. Położył ręce na moich plecach, rozpinając zapięcie stanika. Nie zaprotestowałam. Pocałował mnie mocniej, po czym delikatnie zdjął najpierw swoje spodenki, a potem moje dżinsy i 'bokserki'. Pierwszy raz byłam naga przed facetem...
- Ja... ja... - jąkałam sie szeptem
- Tak, skarbie?
-  Ja jeszcze... ja... nigdy... tego...
- Ciii - położył mi palec na ustach - Wiem. Będę ostrożny, obiecuję... Nie zrobię ci krzywdy.
- Ufam ci... - odparłam. Deaky objął mnie mocno w pasie i bardzo powoli we mnie wszedł, a ja jęknęłam cicho.
- W porządku?
- Jak...naj...bar....dziej... - przyspieszył trochę, a ja jęknęłam głośniej. Po chwili również on zaczął jęczeć, a kiedy zaczął robić to mocniej, błogosławiłam te cholernie grube drzwi za to, że nie słychać przez nie naszych wrzasków.
Po kilkunastu minutach poczułam milutkie gorąco w podbrzuszu i aż westchnęłam.
- O Jezu, jak dobrze...
- Tak? - spytał, tuląc mnie to siebie
- Mhm.... było pięknie - wyszeptałam, całując go w usta - Wybacz mi, że... że tak długo z tym zwlekałam... - pogłaskał mnie po włosach, uśmiechając się czule.
- Czekałbym tyle ile byś potrzebowała...
- Wiem, ale... - przerwał mi namiętnym pocałunkiem
- Żadnego ale, kochanie - patrzyłam w jego cudowne, ciemnozielone oczy i dosłownie wymiękałam. Objęłam rękami jego twarz i po chwili znowu całowaliśmy się jak szaleni. Oddychałam szybko pod delikatnym naporem jego rozgrzanego ciała i przymykałam z rozkoszą powieki. Już wiem, kto jest mężczyzną mojego życia.


***


- Czyli krótko mówiąc kochaliście się w końcu?
- Mhmmmm... - przebudziłam się, słysząc rozmarzony ton Johna i delikatny głosik Megan
- I jak?
- Zajebiście... Wiesz, Meg, ja...
- Hm?
- Chciałbym mieć dzieci z Cassie...
- Nie mów jej o tym. Jeszcze za wcześnie.
- Wiem, wiem... Ale chciałbym... kiedyś...
- Kiedyś na pewno, Deacks!
- Mówisz?
- Jasne! Przecież ona jest w tobie po uszy zakochana!
- A jakbym...się...oświadczył?
- Nieee. Za wcześnie, za wcześnie, ona się nie zgodzi. John. Ja wiem, że ty jesteś zabujany totalnie, wiem, że ją kochasz, ale daj jej czas... Dopiero się pierwszy raz kochaliście. Nic na siłę. Proszę cię.
- Dobrze. Poczekam. Czekałem już tyle lat, poczekam nawet drugie tyle. Jestem cierpliwy.
- No i pięknie. Dobra, spadam, zaraz obudzą się Meddows i Rog, także wiesz... Na razie!
- Hej, Meg! I...dzięki
- Nie ma sprawy! - odparła i usłyszałam zasuwanie drzwi. Odczekałam chwilę i uniosłam się na łokciach, uśmiechając się słodko.
- Czeeeść, kochanie! - przywitałam się, a Deaky podszedł i położył się obok mnie
- No heja - odparł i pocałował mnie namiętnie - Jak się spało?
- Cudownie... Bo z tobą! - uśmiechnął się leciutko
- Cieszę się... wiesz... dobrze, że cię mam - oparłam głowę na jego klatce piersiowej
- Mi też dobrze z tobą...ale jest jeden mankament.
- CO?! JAKI?! - zaniepokoił się
- Głodna jestem... - zaśmiałam się z jego wystraszonej miny
- Awh.... - odetchnął - Więc chodźmy na śniadanie!
- Nie chce mi się ruszyć tyłka - odparłam z szerokim uśmiechem, jednak po chwili wstałam i wyjęłam z szafy skórzane szorty, koszulkę z The Ramones i trampki, ubrałam się i przeczesałam grzebieniem włosy.
- Chodź, kochanie, bo umrę z głodu - jęknęłam
- Idę, idę - wziął mnie za rękę i na wyścigi zbiegliśmy po schodach. W restauracji natknęliśmy się na rodzinkę Taylorów, Mayów i Freda.
- Heeeej! - posłałam im słodki uśmiech po czym poszłam zamówić tosty i kawę. Kiedy podeszłam z tacą do stolika, Meddows ożywił się znacznie.
- CIOCIAAAA! - wykrzyknął, uciekając mamie z kolan i rzucając mi się w ramiona. Widząc to, Meg i John wymienili znaczące spojrzenia. Udałam, że tego nie widzę i zagadałam do Meda:
- Jak śniadanko?
- Bleeeee. Mama mi dała jakąś niedoblom kaske, a fe - skrzywił się, na co wybuchnęłam śmiechem
- Niedobra była?
- Fuuuuuuj.
- A może chcesz skosztować moich tostów z masłem orzechowym?
- Ozechowym? - zaciekawił się, więc dałam mu skosztować - To jest pycha!
- To wcinaj! - włożyłam mu do rączki i patrzyłam jak zajada, a sama piłam sobie kawę. Kątem oka zauważyłam Johna i Meg szepczących coś z głowami blisko siebie, ale nie zwracałam na to uwagi.
- Cassie, a tata mówił, że poznasz mnie ze Stevenem Tylelem i Joe Pellym!
- Pewnie, pójdziemy do nich po śniadaniu!
- Dobla! A kupis mi znowu lody tluskawkowe?
- No ba!
- Oj, Cass, za bardzo go rozpieszczasz - uśmiechnęła się pobłażliwie Megan
- Nieprawda - odparłam z uśmiechem, przeczesując Meddows'owi włosy.
- Byłabyś dobrą matką - dodała Meg
- A weź... Dobra, Med, idziemy do mojego braciszka - wstałam, wytarłam małemu Taylorowi buzię i już miałam wychodzić, kiedy John pociągnął mnie na swoje kolana.
- Bez buziaka nie pójdziesz - mruknął mi do ucha
- Niech będzie - pocałowałam go mocno, wzięłam Meda za rączkę i poszliśmy spokojnym krokiem do domu Tylera.
- Ciociu?
- Tak Meddie?
- A dlacego ty nie masz swojego dzidziusia? - spytał naturalnym tonem, a mnie zmroziło
- Bo...ja...nie mam tatusia do tego. Żeby mieć dziecko, musi być tatuś i mama.
- A wujek John? Kochasz go psecież.
- Tak, ale... To nie jest mój mąż. Czyli nie możemy mieć dzieci.
- Ale ja chcę kolegę do zabawy... - posmutniał. Dżizas, Rog, zrobiłeś cholernie inteligentne stworzonko...
- Może kiedyś... Patrz, samolot!
- GDZIE, GDZIE? - zaczął się ekscytować.

W końcu dotarliśmy do Stevena. Tym razem zapukałam... Otworzył nam uśmiechnięty, w dobrej formie.
- Cass, kochanie! - cmoknął mnie w policzek - A to kto? Cześć mały - przykucnął, podając mu rękę - Jestem Steven Tyler, a ty?
- Meddows Taylol - odparł poważnie
- Miło mi. Nono, Roger dorobił się pięknego potomka - pogłaskał małego po główce - Wchodźcie, wchodźcie.
- Jest Perry? - spytałam
- Zaraz powinien się zjawić. Czego się napijecie?
- Kawy proszę... A małemu sok.
- Pewnie! Zostałaś ciocią, co?
- Mhm...
- Teraz czekam aż mi przyprowadzisz swojego maluszka... Chcę być chrzestnym!
- Steven... - trąciłam go łokciem - Mów lepiej jak z Emily!
- A... - spłonął rumieńcem - Była u mnie....na noc...
- TO ŚWIETNIE! Jesteście parą?
- TAK! - pisnął z radości
- Gratulacje! A... Perry kogoś w końcu ma?
- Nieee... Martwi mnie to trochę...
- Mnie również... Kogoś mu znajdę... Zaraz, gdzie Me... STEVEN, PATRZ! - mały wspiął się na stołek i naciskał paluszkiem klawisze pianina. Steve uśmiechnął się ciepło.
- Też chcę takiego słodziaka... - rozmarzył się. Wtedy wszedł Joe. Widząc Meddowsa, niemal do niego podbiegł i zaczął go rozśmieszać. Po chwili maluch śmiał się na całe gardło, a Perry z szerokim uśmiechem łaskotał go po brzuszku.
- Dobry z niego facet... - zamyśliłam się - Byłbym świetnym ojcem...
- Pewnie. Tylko kobiety mu brakuje... - westchnął wokalista. Patrzyliśmy w zamyśleniu na tą dwójkę, popijając kawę.
Wtem rozległ się dzwonek do drzwi. Steven ze zdziwieniem podszedł i nagle usłyszałam jego rozanielone szczebiotanie:
- Emily! Jeeeej, jak miło, że przyszłaś! Poznam cię z moją siostrą, jest akurat u mnie.. - wszedł do pokoju, trzymając za rękę śliczną dziewczynę - Emily. Opadła mi szczęka. ALE ONA ŚLICZNA. Uśmiechnęła się nieśmiało.
- Em, to jest moja siostra, Cassie, a to jej siostrzeniec, Meddows - pokazał palcem na syna Rogera i Meg
- Cześć... - Emily miała delikatny, cichy, melodyjny głos
- Hej, jestem Cassandra, ale mówią mi Cass albo Cassie - podałam jej rękę
- Emily - odparła z uśmiechem
- Czego się napijesz, kochanie? - szczebiotał nadal Tyler
- Soku, Stevcio - ojej, jak słodko
- Steve...to wy sobie z Emily pogadajcie, a ja wezmę Meddowsa i Joe na spacer - zaproponowałam, a Tyler podziękował mi wzrokiem
- Jasne!
- JOE! MED! IDZIEMY SIĘ PRZEJŚĆ! - zawołałam, a po chwili zjawili się Joe i Med siedzący na jego barkach.
- Nie noś go, Joey...
- Kiedy ja chcę - odparł, wychodząc na zewnątrz, a ja szłam za nim - Chodźmy na plac zabaw, on się pobawi a my pogadamy - podsunął pomysł Joe
- Zgoda! - szliśmy ramię w ramię, a Meddie śmiał się głośno. Chyba mu się podobało.

W końcu doszliśmy na plac zabaw i puściliśmy Taylora juniora do piaskownicy, a sami usiedliśmy na ławce.
- Wiesz, Cass...Chciałem... Chciałem cię przeprosić.
- Za co, Joe?
- Zachowałem się jak chuj... Wiesz, wtedy, na weselu...
- A weź, zapomnijmy o tym...
- Serio?
- Mhm - uśmiechnęłam się do niego - Chcę twojej przyjaźni, jasne?
- Jasne! Bądźmy jak brat i siostra, wiesz o co chodzi?
- Wiem, Joe! Dobry pomysł! A ten... mam pytanie.
- Wal.
- Dlaczego nie masz dziewczyny? - gitarzysta spuścił wzrok
- Nie ma fajnych kobiet...
- Co ty mówisz!
- No serio... - usłyszałam żałość w jego głosie
- Znajdę ci kogoś.
- Tak...?
- Tak. Mam tylko jeden warunek.
- Jaki?
- Kończysz z ćpaniem RAZ NA ZAWSZE.
- Zgoda.
- Tak?
- Tak, siostro!
- Dobrze, bracie! - przybiliśmy sobie piątkę z uśmiechami


*** JOHN ***


Nie wierzę, że dała mi się przelecieć... Chociaż 'przelecieć' to złe słowo... Nie wierzę, że się kochaliśmy, o tak. Teraz tylko muszę się jej oświadczyć, ożenić się z nią i... Ale chwila, chwila... Co by było gdyby...była...W CIĄŻY? To jest dobre... Tylko, czy mnie nie znienawidzi... Może lepiej poczekać? Może lepiej mieć dziecko w odpowiednim czasie? Albo faktycznie tak z buta, bez zapowiedzi i czekać na rozwój wypadków?
Sam już nie wiem...
Cholera, kobiety to jednak serio są ciężkie do zrozumienia.





6 komentarzy:

  1. Made my day xD

    Dzienkuje za dedyka na ukochanym opowiadanku :3

    Seks był - dobrze xD
    Wow ciekawa jestem z tymi oświadczynami deacksa napewno zrobi coś... Sentymentalnego... Kochanegoo.... :33
    Ohh nie mogę przestać się szczerzyć xD !!!
    Aj jak ja bym chciała być z Perrym ;___; omoj ukochany tak cię kocham ;_;

    OdpowiedzUsuń
  2. Tym razem zacznę komentarz w sposób bardzo inteligentny.

    ...

    A PIEPRZYĆ TO

    Słuchaj no nieźle Johny zaliczył... O to chodzi.... !
    I krótkie coś te przemyślenia wielebnego )): a szkoda bo by było ciekawie, nawet baardzoooooooooo
    O pewnie wybuchnie wojna o: jezusie tylko nie to! A Cassie będzie strzelać i trafi w dżona
    Nieee!
    Stop, już nie myślę!


    ~ kochanka wielebnego ~

    Ps: gdzie mogę znaleźć just love, rythm and bass ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na dzień dzisiejszy JLRAB jest skasowane... ale kiedyś się pojawi :)

      Usuń
  3. W końcu ukazał się rozdział 8. Krótki, ale jest.
    http://one-rainy-dream.blogspot.com/2014/03/rozdzia-8-nie-zamykaj-oczu.html
    Zapraszam!

    OdpowiedzUsuń
  4. No, nie to żeby coś ale wiesz Agatszon wszystko czyta i gdybyś miała wydać z tego książkę, to piszę się na pierwszy egzemplarz. Zaprosiłabym cię do siebie, ale ty już znasz całe Dancing the Dream na pamięć...

    OdpowiedzUsuń