niedziela, 2 lutego 2014

Queen rules, rules of music - PART 9

WIELKIE BRAWA I PODZIĘKOWANIA DLA MOJEJ KOCHANEJ SIOSTRZYCZKI, ZA NAPISANIE NAJLEPSZEGO WKURWA ROKU *brawa* <3333


***


W środku aż się skuliłam. O kurde...
- Ooo, to fajnie, 16 ci pasuje? - Joe zdawał się nie widzieć wzroku Johna.
- Ja... ja... ja... tak... - odparłam cicho, odwracając się do Perry'ego i uśmiechając się nieśmiało. Odpowiedział tym samym.
- Hm... Nie żebyśmy was wyganiali, czy coś, ale jesteśmy nieco zmęczeni... A jutro znów koncert... - powiedział Steven
- Jasne, my... ja... pójdziemy już - przytuliłam mocno Tylera - Kiedy się zobaczymy?
- Wymieńmy się numerami, zdzwonimy się - napisaliśmy sobie wzajemnie na nadgarstkach numery telefonów, śmiejąc się głośno.
- Ok, to pa wszystkim! Pa, Joe - spłonęłam rumieńcem, kiedy gitarzysta Aero posłał mi buziaka.

Musiałam niemal biec za Johnem do jego samochodu.
- Poczekałbyś na mnie! - zawołałam, ale ten nawet się nie odwrócił. Otworzył drzwi i wskoczył na fotel kierowcy. Po chwili wsiadłam obok niego, czując, że jest coś na rzeczy. Podczas drogi nie odezwaliśmy się ani słowem, w domu też - nic.

Kiedy się umyłam, zeszłam na dół, do salonu w szortach i luźnej koszulce. Deaky coś czytał, siedząc na kanapie. Podeszłam i usiadłam obok niego, wtulając się w jego bok.
- Deaky... - cisza - Ej, Deackson... Czemu nic nie mówisz? Powiedz coś no!
- Co mam mówić?
- Cokolwiek... Jesteś na mnie zły?
- Nie, kurwa, gdzieżby!
- Nie krzycz na mnie - odsunęłam się od niego - Powiesz mi, dlaczego jesteś wściekły? - milczał - Proszę, słonko... Proszę, błagam no!
- MÓW SOBIE 'SŁONKO' DO TWOJEGO NOWEGO KUMPLA!
- Ale... to... co?!
- DOPÓKI ON SIĘ BĘDZIE DO CIEBIE PRZYSTAWIAŁ, JA BĘDĘ MIAŁ TAKI HUMOR! A teraz idę pisać singiel, miłego wieczoru - wstał i zaczął wchodzić po schodach na górę. Podeszłam i chwyciłam go za ramię
- John, proszę! - wyrwał mi się i trzasnął drzwiami - Deaky... - zapukałam delikatnie
- Nie przeszkadzaj mi!
- Zajmę ci minutkę... chcę porozmawiać...
- Nie teraz. Jak skończę, a teraz mnie zostaw!
- Ja...jasne... - zbiegłam po schodach, zanosząc się płaczem. Znowu spierdoliłam coś ważnego dla mnie! Rzuciłam się na kanapę, rycząc jak idiotka. Świeeetnie, Cass, braaawo.
Dawno tak nie płakałam jak teraz... rany... Po jakimś czasie poczułam, że ktoś głaszcze mnie po policzku.
- Cassie, ja... przepraszam... nie płacz, kochanie... - podniosłam załzawiony wzrok
- Przytul mnie... - szepnęłam, a John wziął mnie w ramiona i mocno tulił - Ja naprawdę... na niego... nie lecę...
- Wiem... wiem, ja... po prostu zależy mi na tobie i boję się, że cię stracę...
- On jest miły i w ogóle, ale nie zastąpi mi ciebie, jasne? Rozumiesz?
- Rozumiem... rozumiem. A... pójdziesz jutro?
- Gdzie?
- No z Joe...
- Tak, jasne! Skoro mnie zaprosił, to pójdę - spojrzałam Deaky'emu w oczy - Nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego, ok? - pokiwał głową - Proszę cię - objęłam mocno jego twarz
- Dobrze... - odparł ze źle skrywaną zazdrością
- To jest mój przyjaciel, skarbie. Ty jesteś moim facetem, zrozum to!
- Rozumiem ale i tak będę zazdrosny... - westchnęłam
- To bądź... nic na to nie poradzę... w sumie miło wiedzieć, że komuś na tobie zależy - uśmiechnęłam się szeroko, przejeżdżając mu palcami po policzku. Odpowiedział również uśmiechem i zapytał:
- Może pójdziemy spać, co?
- Może tak...
- Chodź, wybierzesz sobie sypialnię
- Ale ja... yhm... - zaczerwieniłam się lekko - Nie chcę spać sama... - John zagryzł lekko wargę z delikatnym uśmiechem
- Nie ma sprawy - wziął mnie za rękę i poprowadził do sypialni - Kładź się, ja jeszcze pójdę do łazienki
- Jasne - ułożyłam się na łóżku, okrywając się kołdrą. Zamknęłam oczy i po chwili usłyszałam, że on wraca do pokoju. Uśmiechnęłam się lekko, udając, że już śpię. John położył się w nieznacznej odległości i... i co i tyle? O nie, tak nie ma. Odwróciłam się i wtuliłam w niego mocno.
- Jednak nie śpisz? - szepnął, głaszcząc mnie po włosach
- Jeszcze nie, ale teraz już zasnę - odparłam, opierając mu głowę na torsie i zamykając oczy...

***

Obudziła mnie rano cicha melodia grana na pianinie. Oparłam się na łokciach i rozejrzałam dookoła, szukając źródła dźwięku. Wstałam z łóżka i poszłam za melodią. Aha!
Deaky siedział przy pianinie, grając z przymkniętymi oczami, jakiś utwór. Nie chcąc mu przerywać, oparłam się o futrynę i słuchałam w milczeniu dłuższą chwilę.
- Pięknie grasz - powiedziałam, gdy skończył. Podniósł wzrok.
- Ja...dziękuję...I... Hej tak w ogóle.
- No hej - podeszłam i pocałowałam go leciutko w usta - Jadłeś śniadanie?
- Nieee, tak sam?
- To może coś zjemy?
- A na co masz ochotę? - spytał, ciągnąc mnie na swoje kolana
- Musli z owocami, o!
- Da się zrobić - uśmiechnął się i zniósł mnie na rękach na dół - Daj mi 20 minut, ok?
- Jasne! - usiadłam na stole w kuchni - Mogę tak?
- A pfff, siedź gdzie chcesz! - zaśmiał się i zaczął robić śniadanie. Wstałam i włączyłam radio, po czym przeczesałam palcami włosy. Śpiewałam sobie cicho, kiedy John postawił na stole dwie szklanki, o, takie:


- Może być? - spytał, a ja rozdziawiłam usta
- No ej ba! Pewnie, że może! - odparłam i wzięłam się za jedzenie
- Smakuje?
- Tak! - kiedy zjedliśmy oboje, odniosłam szklankę do zlewu i zerknęłam na zegarek. 11? Uhm...
- Macie dziś coś? - spojrzałam na Johna
- To znaczy?
- Próba! - przewróciłam oczami - Kogo wzięliście na moje miejsce?
- Żartujesz? Nikogo!
- Tak, tylko, że...
- Boisz się?
- Trochę... Nie wiem jak z moim śpiewem...
- Chodź - wziął mnie za rękę i poprowadził do pokoju z pianinem - Umiesz grać? Aaaa, umiesz, mówiłaś na przesłuchaniu. Dajesz!
- Ale ja... no dobrze - usiadłam na krzesełku i zastanowiłam się chwilkę, po czym zagrałam 'Let It Be', śpiewając przy tym najlepiej jak umiałam - I jak...?
- Ej, jest super, tylko rozgrzej gardło! - pochwalił mnie Deaky
- Czyli mogę przyjść na próbę?
- Mhm, a nawet musisz! - odparł z uśmiechem.

***

- Cass! Witamy wśród żywych! - kiedy weszliśmy do studia, Fred wstał z fotela i podszedł do mnie, przytulając mnie mocno - Jak tam gardełko?
- Działa jak trzeba!
- To teraz sobie pośpiewamy! - uśmiechnęliśmy się do siebie, po czym podeszłam do mojego mikrofonu. Po kilku utworach Freddie przywołał mnie ręką.
- Wiesz co?
- Tak?
- Nie dość, że śpiewasz tak zajebiście jak wcześniej, to jeszcze masz typowo rockową chrypę, no nie mogę! Super!
- Dzięki... Nagrywamy coś?
- Ale nie wiem czy ty...
- Wszystko umiem. John mnie zaznajamiał z utworami na bieżąco - odparłam z usmiechem
- No to zajebioza, śpiewamy! ZESPÓŁ RUSZA DUPY I NAGRYWAMY! - zawołał operowym głosem, a ja wybuchnęłam śmiechem, biorąc teksty do ręki.

***

Wróciliśmy do domu koło 15, John poszedł poćwiczyć utwory na płytę, a ja szykować się na spotkanie z Joe. Ubrałam ramoneskę, wyćwiekowaną przy dekolcie bokserkę, legginsy i oficerki z dżetami, zrobiłam makijaż i ułożyłam włosy, krzyknęłam 'wychodzę!' i wyszłam przed dom. Po chwili podjechał czerwony, sportowy Mustang i wyszedł z niego Joe w ciemnych dżinsach, Tshircie i marynarce. Eeeeee.....eeeee.....wow?
- Hej - pocałował mnie w policzek
- Hej, Joe - posłałam mu uśmiech, rumieniąc się nieco
- Ślicznie wyglądasz!
- Dziękuję, ty również... Gdzie mnie zabierasz?
- Lubisz kawę?
- Kocham!
- No to już wiesz gdzie cię zabieram, wskakuj - otworzył mi drzwi. Jechaliśmy, rozmawiając i śmiejąc się, jakieś 10 minut, po czym Perry zatrzymał się przed małą kawiarenką.
- Mała jest, ale kawę robią... nieziemską! - mrugnął do mnie - Wysiadamy - wyszłam z samochodu i poczekałam, aż Joe zamknie na klucz. Weszliśmy do środka.
- Wow... ale tu ślicznie! - powiedziałam, dając się poprowadzić do stolika.
- No mówiłem! A ten...czego się napijesz? A raczej... jakiej kawy? Mają naprawdę spory wybór - powiedział, podając mi kartę. Zerknęłam na listę. Wow!
- Cappucino Chocolate Special - zdecydowałam po chwili
- Już się robi - gitarzysta zamachał na kelnerkę - Dwa razy Cappucino Chocolate Special proszę.
- A ty co, papugo? - zaśmiałam się
- Moja ukochana kawa tutaj -  odparł, patrząc mi w oczy
- Hah, mamy podobne gusty... Co jeszcze lubisz? - spytałam, a potem rozmowa już poszła sama. Przegadaliśmy chyba z dwie godziny, śmiejąc się ponad połowę tego czasu. W końcu Joe zaproponował:
- Chcesz zobaczyć jak mieszkam? Pokażę ci moje gitary i w ogóle...
- Jasne, że chcę!
- Super! - zapłacił za kawy i wróciliśmy do samochodu
- Daleko stąd mieszkasz?
- Zobaczysz - zaśmiał się, odpalając silnik. Wjechał w zakręt i zatrzymał się przed dużą villą.
- TAK BLISKO?
- No tak, dlatego mówię, że często bywam w tej kawiarence! - uśmiech nie schodził mu z twarzy. Pokręciłam ze śmiechem głową, wychodząc z auta.
- Masz cudowny dom!
- Poczekaj, aż wejdziemy do środka - odparł, otwierając drzwi - Chodź, oprowadzę cię
- Bardzo chcę! - wzięłam go za rękę. Joe pokazywał mi cały dom, opowiadając trochę o jakichś zabawnych sytuacjach i te de.
- A tu... tu mam studio - otworzył dźwiękoszczelne drzwi, a mnie zatkało. Mikrofony, słuchawki, KONSOLETA?!
- EJ WOW! - podeszłam do sprzętu - Nieźle...
- Możemy kiedyś pograć, jeśli będziesz chciała. A zobacz, tu mam gitary - otworzył kolejne drzwi i weszliśmy do pokoju gitarowego.
- To moje pierwsze wiosło - popatrzył czule na gitarę - Gram na niej rzadko, stara już jest... O, a tą Steven rzucił o wzmacniacz, ale naprawiłem... A to dwa moje cuda, nawet ja się boję na nich grać - pokazał mi piękne dwa podpalane Gibsony Les Paule - Ta z lewej rocznik '58, a ta z prawej '62.
- Wszystkie są super! - świeciły mi się oczy. Podchodziłam do każdej gitary, oglądałam, a o co poniektóre pytałam Joe'go.
- Może się napijemy wina?
- Prowadzisz... - przypomniałam
- Po jednym kieliszku chyba nie wjadę do rowu, nie? - wybuchnęliśmy śmiechem
- Ok, przekonałeś mnie - poszliśmy do salonu, a Perry wyjął dwa kieliszki i wino
- Moje ulubione - podał mi - Dobre? - skosztowałam
- Tak! - wypiliśmy do końca, odstawiając kieliszki na stół. Gitarzysta przysunął się blisko mnie, patrząc mi w oczy. Podniósł dłoń, odgarniając mi grzywkę, która zasłaniała mi oczy. Przeczesałam palcami jego włosy, a on zamruczał cicho, przysuwając się jeszcze bliżej. Patrzyliśmy sobie w oczy, a chwilę później zetknęlismy się nosami.
- Mówiłem ci już, że wyglądasz ślicznie? - spytał cicho
- Mówiłeś, Joe...
- A więc mówię jeszcze raz... ślicznie wyglądasz - odszepnął i wpił się delikatnie w moje usta. Objęłam go za szyję i oddałam mocno, wtulając się w jego ramiona.


*John*


Jechaliśmy ze Stevenem, drąc się na całe gardła 'Dream On' i śmiejąc się jak debile. Tyler stwierdził, że musi zawieźć Joe'mu najnowszego Playboya z kimśtam, bo obiecał mu już tydzień temu. Zabrałem się z nim, przecież mogę odebrać Cass, nie?
- Wiesz co, Tyler?
- No?
- Cass ma zajebistego brata!
- Wiem! - odparł
- I skromnego! - wybuchnąłem śmiechem
- Skromność to moje drugie imię, Johnny! A nie, drugie to Zajebistość... W takim razie trzecie.
- Oczywiście, nie ma to jak wysoka samoocena, nie?
- Eee tam, Joe jest bardziej nieskromny ode mnie. W kółko powtarza, że on jest najlepszy z Aerosmith i w ogóle... Wkurwia mnie, ale się kochamy, w końcu Toxic Twins, nie?
- No ba! Jak się poznaliście?
- Frytki mi smażył ten ciul - zaśmiał się Steven - Serio! Mieli zespół, ale chujowo grali - chichotaliśmy już oboje - To go ukradłem i boom! Powstało Aerosmith! A teraz ci walnę moje ulubione żarty o gitarzystach - zapowiedział i zaczął opowiadać najlepsze kawały, jakie słyszałem w życiu.
Wysiedliśmy ze Stevenem pod domem Perry'ego. Tyler nawet nie zapukał, tylko od razu wszedł jak do siebie. A co tam, kultura (nie)musi być! Dopiero co śmiałem się z kolejnego debilnego żartu, gdy nagle moim oczom ukazał się najgorszy widok, jaki mogłem zobaczyć.
Cass w objęciach Perry'ego? No ba!
Mogłem się tego spodziewać! KURWA!
Znaczy, nie Cassie...o rany...wygląda zajebiście, alealeale...DLA NIEGO KURWA? DLA NIEGO!?
NO ZAJEBIŚCIE. MOGŁEM NIE BYĆ TAKI NAIWNY! TO JASNE, ŻE WOLI JEGO, KTO BY CHCIAŁ TAKIE CZWARTE KOŁO U WOZU, KTÓRE ŚPIEWAĆ NIE UMIE, NIE PASUJE DO ROCKA, A NA DODATEK JESZCZE JEST NAZYWANE NAJBRZYDSZYM! Super! Bombowo!
A czego ty chciałeś, Deacon? Że niby Cassie będzie twoja? A wybij sobie ją z głowy!
Kim ty jesteś, a kim jest Perry?
No właśnie. Jesteś przy nim na niższym szczeblu niż 'nikt'.
Steven chyba widział, jak się czuję. Cóż. Gdybym próbował popełnić samobójstwo, pewnie bolałoby mnie mniej niż teraz...
Nawet mnie nie zauważyli. Popatrzyłem na Steve'a. Skinął głową. Krzyknąłem ochryple, bo łzy nie pozwalały mi na więcej.
- Więc tylko tyle dla ciebie znaczę?!
I stałem tak, z policzkami płonącymi od wstydu i mokrymi od łez.
A w środku rozrywało mi trzewia. Jeżeli gdziekolwiek miałem krew w ciele, to spłynęła do serca.
Życie mnie rani. Życie, któremu na imię Cassandra.


*Cass*


Oderwaliśmy się od siebie szybko. Odwróciłam się i poczułam, jakbym dostała w twarz. Za mną stali John i Steven. Spojrzałam na Joe, który wyglądał, jakby miał zaraz zwiać. Panowała niezręczna cisza, przerywana tylko naszymi oddechami. Czułam, że jestem czerwona na twarzy. Spuściłam głowę, chowając twarz pod włosami. Nagle usłyszałam lodowato zimny głos Tylera:
- Joe, rusz dupę i idziesz ze mną - gitarzysta spojrzał mi w oczy, jego wzrok mówił 'przepraszam'. Wstał i poszedł ze Stevenem, a my zostaliśmy we dwoje. Nie miałam odwagi spojrzeć na Johna, ruszyć się, zrobić czegokolwiek.
-  Nic nawet nie powiesz, tak?! - w jego głosie słychać było histerię. Wstałam z nogami jak z ołowiu i stanęłam przed nim, nie podnosząc wzroku - PATRZ NA MNIE! - uniosłam głowę. Jeszcze nigdy nie było mi tak cholernie wstyd... Czułam, że mam purpurowe policzki, miałam ochotę natychmiast stąd zwiać... A najgorsze jest to, że... Że nie żałuję tego, co robiliśmy z Joe... Nie kocham go, on mnie kręci jako facet, jako... No wiadomo o co chodzi...


*Joe*


- TY ZJEBANY DEBILU! - darł się Steven. Staliśmy w studiu, właśnie dlatego, że było dźwiękoszczelne - JAK TY KURWA MOGŁEŚ TO ZROBIĆ?! NIE WIESZ, ŻE ONA MA FACETA?! TY KURWA MASZ COŚ W TEJ GŁUPIEJ GŁOWIE?! JEBNIJ SIĘ W NIĄ PORZĄDNIE!
- Nie krzycz Steven... Proszę... Mam świadomość tego, co zrobiłem.
- SZKODA, ŻE NIE MIAŁEŚ ZANIM TO ZROBIŁEŚ! Boże, co za zjebany idiota... - Tyler przetarł ręką twarz. Spuściłem głowę.
- Zjebałem, nie?
- Totalnie, gościu! - odparł już ciszej
- Nie wiem co mi odwaliło... Ale... No cholera ona jest taka zajebiście śliczna i w ogóle...
- Podoba ci się, co? - Steve usiadł obok mnie na podłodze. Kiwnąłem głową - No to przejebane...
- Co ja poradzę, że się zakochałem no?! - spytałem z pretensją w głosie
- Nic, Joe, nic... Właśnie o to chodzi...
- Jesteś na mnie wściekły...?
- Niee, już nie... Przepraszam, że na ciebie nawrzeszczałem...
- W porządku, miałeś prawo... - oparłem mu głowę na ramieniu - Powiedz mi, Steven, dlaczego najlepsze laski muszą być zajęte?!
- Życie, Perry, życie... Bój się teraz, żeby się pogodzili...
- Wolę, żeby nie... - mruknąłem
- Tobie by to pasowało, co?
- Nawet nie wiesz jak... - westchnąłem - Nie życzę im źle, ale wolę, żeby była ze mną... - dodałem i zamilkliśmy oboje.


*John*


Podszedłem do niej, zbierając resztki mojego honoru.
- Cass, wyglądasz...cudownie...pięknie...oboje jesteście piękni...Ty i Joe...i...i...POWINNIŚCIEZOSTAĆRAZEM! - przy tym ciągu słów, które paliły mnie w język, rozdzierały ostatnie kawałki serca i przywoływały oczom najgorsze sceny, jakie mogłem sobie wyobrazić, dostałem ataku takiej histerii, jak nigdy. Nawet widok śmierci ojca nie bolał tak bardzo. Nic tak nie boli. Naprawdę.
- I...i...chciałem...zapomnij o mnie...zapomnij...będzie Ci ła-two...będzie Ci lżej...Będziesz...szczę-śliwaaaa....z nim... - jeżeli ktoś nie wie, jak się wtedy czułem, wyobraźcie sobie najgorsze tortury razem wzięte. Zakładam, że od środka nie mam już nic. Wszystko mi się porozdzierało.
- A...le...ja...Cię...nie zapomnę...Cassandro...Ternent...Nigdy...Cię...nie...przestanę - ostatnie słowo wyszeptałem, z histerii nie mając siły na normalne mówienie - kochać...


*Cass*


Opadła mi szczęka. ŻE CO?! On nie mówi serio... Nie mówi...
- John, ale...
- NIE MÓW DO MNIE! - przerwał mi w pół zdania. Umilkłam na chwilę
- Czy... czy to oznacza... że z nami... koniec?

2 komentarze:

  1. Ja pierdole! wiesz ty co! takie big love popsuć!? ahhh.... ja cię znajde!! a tak wogóle MAM BILETY NA AREOSMITH!!! aaaaa!!!! aww... fajnie by było jakbyś też miala (no chyba że masz) !! :-)

    Martyna

    OdpowiedzUsuń