piątek, 21 lutego 2014

Queen rules, rules of music - PART 13

Dni w szkole wojskowej mijały i ani się obejrzałam, a minął rok, od kiedy tu przyszłam.
Obudziło mnie głośne 'sto lat'. Otwarłam oczy i zobaczyłam Monique, Clarie, Joan, mojego tatę i trenera Deacona.
- Wszystkiego najlepszego, córeczko! - wyściskał mnie Jim - Chodź, niespodzianka czeka! - przebrałam się w mundur, założyłam czapkę i poszliśmy do gabinetu marszałka Hanzo.
- Czołem, marszałku!
- Czołem, czołem, Ternent! Gratuluję rocznego stażu! - marszałek wstał. Trzymał w dłoni pudełeczko.
- Twoje wyniki w nauce i sprawność fizyczna są imponujące! Średnia 5.4, ocena celująca z WF i zaliczone 4 poligony. Brawo, takie dobre uczennice zdarzają się naprawdę rzadko, możesz być z siebie dumna. Z racji tego, że jesteś taka zdolna... - otworzył pudełeczko. W środku znajdowała się lśniąca odznaka...
- Czołem, starszy kapralu Ternent! - powiedział marszałek, przypinając mi do munduru odznakę poziomu 2.2 czyli 'Starszy Kapral'. Byłam pozytywnie zszokowana. Już?! Przecież nie byłam jeszcze kapralem...
- Wiem, o co spytasz. A gdzie poziom kaprala? - kontynuował Hanzo, dopinając mi odznakę 'kaprala' - Jesteś zbyt zdolna na to. Wiem, że aspirujesz na pułkownika...
- Zmieniłam zdanie.
- Jak to?
- Nie chcę całego życia spędzić w wojsku. Mam zamiar ukończyć szkołę ze stopniem 'Starszy sierżant', potem mam zamiar wyjechać na półroczne szkolenie aby zdobyć specjalizację 'Chorążego', pojadę na misję po stopień 'Starszego chorążego sztabowego'... A później chcę wyjechać na rok, na wojnę do Afganistanu, gdyż chcę zostać Kapitanem. Obliczyłam, że szkoła zajmie mi 4 lata, potem pół roku szkolenia, potem misja półroczna, potem półroczne szkolenie ze stopniem Podporucznika no i rok misji. To razem daje ok. 6 lat, czyli zdobędę Kapitana w wieku 24, 25 lat. 
- A później? - marszałek był zaskoczony moim zdecydowaniem
- Później? Później zaciągnę się do wojska najemnego w Anglii i będę jeździła co roku na dwumiesięczne przeszkolenia na stan gotowości wojennej. Tyle...
- Myślę, że plan jest idealny. Naprawdę. Podziwiam twoje zdecydowanie, nie spotkałem się jeszcze z tak dopracowanym planem, naprawdę...
- Dziękuję, marszałku.
- Pracuj dalej, pracuj i obyś osiągnęła to, co chcesz. Czołem!
- Czołem, marszałku!


*** 3 LATA PÓŹNIEJ ***


- Cassandro Ternent, mianuję cię oficjalnie Starszym Sierżantem Armii Wojska Najemnego w USA! Obyś wiernie służyła naszemu krajowi i swojej ojczyźnie! - marszałek Hanzo przypiął mi odznakę Starszego Sierżanta i rozległy się brawa. Kapitan Sans podeszła i wręczyła mi bukiet kwiatów, gratulując mocno. Uśmiechnęłam się jeszcze do fotki pamiątkowej i usiadłam na miejsce, obok taty.
- Cassie, jej, jestem z ciebie tak cholernie dumny... - tulił mnie Jim - Moja córka Starszym Sierżantem nonono... Nie tęsknisz za Anglią?
- Co ty! - odparłam, gładząc palcem moje 7 odznak na mundurze
- To co teraz?
- Teraz...? Teraz jadę do Meksyku na roczne szkolenie, nie mogę się doczekać!
- Będziesz tam sama...
- Nie, jadę z Clarą! - emocjonowałam się. Miałam już wszystko gotowe, wyjeżdżałam za dwa tygodnie.
- To co... - ceremonia właśnie się skończyła - Masz świadectwo, odznaki, papiery, rzeczy... Wracamy do Anglii?
- Tak... I tak będę tam tylko tydzień. Pójdę się pożegnać - odparłam i podbiegłam wyściskać wszystkie koleżanki i kolegów.


***


- CASSIE! - mama rzuciła mi się na szyję - Jaka umięśniona... wow! A mundur... jestem taka dumna, kochanie - ściskała mnie Isabelle.
- Tęskniłam... - wyszeptałam
- Nie tylko ty, Steven zaraz przyjdzie.
- Super! - kiedy tylko to powiedziałam, do domu wszedł Tyler.
- CASS! - wrzasnął, biorąc mnie w ramiona - Boże, ale się z ciebie zrobiła wysportowana seksi dupa! - ocenił, lustrując mnie wzrokiem - Jak było, opowiadaj!
- Właśnie! - usiedliśmy w salonie i zaczęłam streszczać 4 lata w Szkole Wojskowej


***


- Starszy Sierżant Cassandra Ternent?
- Tak, to ja. Czołem pułkowniku! - zasalutowałam
- Czołem. Witaj w Querétaro, w naszej bazie Wojska Krajowej Armii USA. Pokażę ci pokój, chodź. Musisz wiedzieć, że każdy z nas zobowiązany jest do ciągłego stanu gotowości, gdyż zdarzają się ataki obcych armii meksykańskich, wtedy nie wahaj się użyć broni - tłumaczył, prowadząc mnie korytarzem - Patrząc na twoje CV... Nono, muszę powiedzieć, że jest imponujące! Z przyjemnością podpisywałem zgodę na przeszkolenie ciebie, myślę, że dosyć szybko awansujesz na chorążego.
- Bardzo mnie to cieszy, pułkowniku Quadro - odparłam
- Tu masz pokój, za 20 minut zbiórka na kolacji, dam ci rozpiskę dni - mrugnął do mnie i wyszedł.
- ¡Hola - podniosłam głowę. Mam współlokatora?
- ¡Hola... Jestem Cassie!
- A ja Michelle. Też niedawno przyjechałam - uśmiechnęła się do mnie. Była śliczną brunetką z mocno zielonymi oczami - Eres hermosa!
- Co?
- Jesteś śliczna!
- JA!? Prędzej ty!
- Aj tam... wybacz, że mówię po hiszpańsku, ale wolę tak, niż po angielsku.
- Jasne, nie ma sprawy - posłałam jej uśmiech, wypakowując rzeczy.

***

Po miesiącu spędzonym w Querétaro, miałam mięśnie ze stali, zero tłuszczu i strzelałam z karabinu, jakbym robiła to od urodzenia. Nasza grupa liczyła 15 osób + 2 pułkowników i kapitana.
Akurat wróciłam spod prysznica, przebrałam się w podkoszulek i spodenki i walnęłam się na łóżko. O rany... Męczący dzień. Po chwili już spałam.

W środku nocy obudziły mnie strzały i czyjś krzyk. Natychmiast wyskoczyłam z łóżka, naciągnęłam trampki na stopy i wzięłam załadowany karabin. Wyśliznęłam się z pokoju i cicho szłam korytarzem. Po chwili napotkałam pułkownika Sachen.
- Co się dzieje, pułkowniku? - spytałam szeptem, kucając obok niego
- Kilkunastu meksykańskich żołnierzy postanowiło na nas napaść... Mają tylko 3 karabiny, reszta to noże... Ternent, idź na lewe skrzydło i strzelaj jak tylko zauważysz jakiegokolwiek nie naszego żołnierza.
- Tak jest! - odszepnęłam i poszłam najciszej jak mogłam na lewe skrzydło. Wychyliłam głowę, rozglądając się po placu. Pusto... ale nie wiadomo.
Wyszłam zza rogu, mając karabin przy oku. Nagle po mojej prawej stronie usłyszałam ruch. Ktoś tu był. Odwracałam głowę to w prawo, to w lewo, ale nic nie zauważyłam. Zrobiłam kilka kroków, a wtedy usłyszałam huk wystrzału i zapiekła mnie prawa ręka, ta, którą celuje. Natychmiast się odwróciłam i pomimo bólu, strzeliłam, trafiając meksykanina w potylicę. Padł jak długi, drgając w konwulsjach. Pobiegłam naprzód. Tu było dwóch meksykańskich żołnierzy, ale chyba się mnie nie spodziewali. Wystarczyły dwa strzały. Miałam już mroczki przed oczami, ale dzielnie kierowałam się do głównego wejścia. Dwóch naszych żołnierzy walczyło przeciwko 5 meksykańskim. Strzelałam na oślep, nie wiem jakim cudem, ale powaliłam ich, nie raniąc naszych. Po ostatnim strzale osunęłam się na ziemię.

***

- Dostała równiuteńko przez ramię, ale powaliła 8 z 15 żołnierzy... Nie budzi się od 2 dni... 
- Jest dzielna i silna, na pewno wkrótce się obudzi...
- Macie jak zawiadomić kogoś z jej rodziny?
- Nie mam żadnych telefonów...
- Jej ojciec jest generałem w Anglii...
- Taaa?
- No.
- Zadzwoń!
- Nieee, potem - otwarłam oczy i usiadłam z trudem. Przede mną stali pułkownicy Sachen i Quadro a także kapitan Molién.
- Czołem, towarzysze! - przywitałam się
- Ternent! Żyjesz! Jak ręka?
- Boli... - poruszałam prawym ramieniem - Ale da się przeżyć
- Gratuluję świetnej akcji z meksykanami! Zabiłaś 8 żołnierzy z 15! Podniesienie stopnia masz jak w banku - uśmiechnął się Molién.
- Jej.... dziękuję!
- To my dziękujemy za perfekcyjną gotowość i obronę obozu! - zarumieniłam się nieco i wstałam
- Mogę iść do siebie?
- A jak się czujesz?
- W porządku.
- Więc odmeldowuję, starszy sierżancie Ternent!
- Czołem, towarzysze! - odparłam i wyszłam.

Po południu, w czasie obiadu, kapitan Molién wstał i z uśmiechem, uroczyście wpiął mi w mundur odznakę 'Młodszego Chorążego'
- Gratuluję, oby tak dalej! - powiedział i przybił mi piątkę. Odebrałam gratulacje od wszystkich i poszłam odpocząć, gdyż ręka bolała mnie jeszcze dość mocno. Dostałam zgodę na wykonanie telefonu do rodziny.
- Tak słucham?
- Tatuś?
- CASS! Jak dobrze, że dzwonisz!
- Dwa dni temu mieliśmy atak, zabiłam ośmiu, dostałam kulą w prawe ramię, ale i tak strzelałam... No i rozmawiasz właśnie z Młodszym Chorążym!
- Rany, córa, idziesz z tymi stopniami jak burza, super!
- Dzięki... Wiesz, wyglądam jak murzynka, taka opalona jestem - zaśmiałam się
- W ogóle... wiesz... John o ciebie pytał.
- CO!? Nie, tato.
- Cass, posłu...
- NIE, NIE POSŁUCHAM! - wrzasnęłam, przerywając tacie w pół słowa - Muszę kończyć, pa - odłożyłam słuchawkę, wkurzona jak cholera. John? Jaki kurwa John!? Nie znam.
Nieważne. Wstałam i zaczęłam w miarę możliwości się rozciągać.

***

Po tygodniu moja ręka była sprawna i uczono mnie teraz używać karabinu cięższego kalibru... 
- Ternent, no bez jaj, trzymaj to prosto!
- Kiedy... - ramię wisiało mi pod ciężarem broni - To jest dla mnie za ciężkie!
- Nie pierdol, Młodszy Chorąży, tylko strzelaj kurwa! - pułkownik Quadro zaczynał się wkurzać. Uniosłam broń i strzeliłam... Oczywiście nie trafiając w cel.
- Naprawdę jest za ciężka...
- Mięczak z ciebie, Ternent - dźgnął mnie w mięśnie ramion - Chyba trzeba znowu powisieć na drążku... 100 podciągnięć, wykonać!
- Tak jest! - podeszłam do drążka, podciągnęłam się i spadłam z wrzaskiem bólu.
- Co się dzieje, Ternent? - zaraz kurwa zapomnę jak mam na imię. Jestem 'Ternent'... Nigdy Cassie.
- Ramię... - skrzywiłam się i zerknęłam na koszulkę... Cały rękaw był mokry od krwi - Krwawię, pułkowniku - zaalarmowałam ze spokojem.
- Odmarsz do lekarza!
- Tak jest! - skierowałam się do budynku 'szpitala'. 

- Zszyjemy... - ocenił lekarz, wbijając mi igłę ze środkiem znieczulającym w ramię - Bardzo boli?
- Przyzwyczaiłam się do bólu - odparłam z uśmiechem, a on zaczął zszywać mi rękę. Po chwili było po wszystkim.
- Ile ty masz w ogóle lat, Cass? - spytał, a ja uniosłam głowę z zaskoczeniem
- 22... A ty?
- 24 - uśmiechnął się krzywo - Mam na imię Chris, tak w ogóle...
- Jesteś z Ameryki?
- Nie, z Anglii. No, możesz iść i uważaj przez kilka dni na te ramię... Jak zdejmiemy szwy, to będziesz mogła zacząć ćwiczenia. Rozumiemy się?
- Rozumiemy. Dzięki - odparłam i wyszłam, kierując się do mojego pokoju.


***


- Starszy chorąży sztabowy Ternent Cassandra, wystąp! - zakrzyknął generał Lorenz, a ja posłusznie wyszłam z szeregu - Ukończona Szkoła Wojskowa w Nowym Yorku ze stopniem Starszego Sierżanta Armii Wojska Najemnego w USA... Przebyte szkolenie w Meksyku ze stopniem Starszego Chorążego Sztabowego... Z aspiracjami na wyjazd na misję do Afganistanu i zdobycie stopnia Kapitana, tak?
- Tak jest, generale!
- Wstąp! Starszy chorąży sztabowy Louisa Stanford... - wywoływał dalej generał, a ja odpłynęłam myślami w kierunku czekającego mnie roku. Mam prawie 23 lata, jestem właśnie w Kalifornii, od dziś zaczynam półroczne szkolenie przed misją w Afganistanie. Tata twierdzi, że będę tam 1-5 miesięcy, zależy jak się spiszę. Co potem? Jim radzi zaciągnąć się do Armii Krajowej i jeździć co jakiś czas na doszkolenia, znaleźć normalną pracę... I faceta. Nie. Faceta nie potrzebuję, o co to to nie!

- Rozejść się! - usłyszałam i ruszyłam na poszukiwanie pokoju z numerem 517, od dzisiaj będącym moją sypialnią na najbliższe 6 miesięcy...


***

lipiec, 1980, Londyn

 - A teraz to, na co czekaliście! Utwór napisany przez Johna! ANOTHER ONE BITES THE DUST! - rozległ się charakterystyczny, basowy riff początkowy.
- Steve walks warily down the street, with his brim pulled way down low, ain't no sound but the sound of his feet, machine guns ready to go! - śpiewał Freddie, przechadzając się po scenie. Zespół Queen coraz bardziej rozkwitał, sprzedawali miliony płyt, singli, pisali o nich w każdym piśmie.
- Are you ready hey are you ready for this? Are you hanging on the edge of your seat? Out of the doorway the bullets rip, to the sound of the beat yeah! - małżeństwo Rogera i Meg trzymało się cały czas i do tej pory zaowocowało aktualnie 4 letnim synem, Meddowsem. Słodki, malutki blondaś, którego uwielbiali wszyscy dookoła, a Rog puszył się z dumy.
- Another one bites the dust, another one bites the dust, and another one gone and another one gone, another one bites the dust. Hey I'm gonna get you too, another one bites the dust! - Brian, po prawie roku samotności, ponownie związał się z Natalie i kilka miesięcy temu wzięli ślub. Fred pozostawał w zażyłych stosunkach z Mary Austin...
- Are you happy are you satisfied? How long can you stand the heat, out of the doorway the bullets rip, to the sound of the beat look out! - dołączyły się chórki:
- Another one bites the dust! Another one bites the dust! And another one gone and another one gone another one bites the dust! Hey I'm gonna get you too, another one bites the dust!


***


- I raz i dwa! I raz i dwa, Ternent, pompuj, kurwa, już siły nie masz? - nabrałam powietrza i po raz kolejny opuściłam się na ramionach. Dżizas, nie mogę już... Ale cóż, jeszcze tylko miesiąc... I wyjazd, wyjazd, wyjazd! - Dobra, dość, 10 kółeczek dookoła i dam wam spokój. Wykonać! - podniosłam się z podłogi i zaczęłam biegać. Przychodziło mi to z łatwością w porównaniu do robienia pompek przez pół godziny... Byłam już prawie pod koniec szkolenia, byłam gotowa na wyjazd na misję, umiałam strzelać z karabinów kilku kalibrów, z pistoletu, umiałam wyszykować się do wyjścia w 3 minuty i inne potrzebne rzeczy.
Mamy zgraną, 10 osobową grupę - 8 facetów, ja i rok starsza Rosie. Tata zaczyna już świrować, boi się o mnie... Przecież będę ostrożna, nie dam się zabić.


***


- Z lotniska odbierze was generał Brad, uważajcie na siebie i wróćcie za 5 miesięcy cali i zdrowi - żegnał nas generał Lorenz. Poprawiłam odznakę 'Porucznika' - już 13 na moim mundurze. Czy pechowa? Nagle gdzieś za plecami usłyszałam:
- Te, poruczniku Ternent! - odwróciłam się
- TATA! - podbiegłam do Jima i przytuliłam się mocno
- Tak się o ciebie boję, a jednocześnie jestem taki dumny...
- Wiem, tato. Poradzę sobie - uśmiechnęłam się - Odmeldowuję, generale Ternent!
- Czołem, poruczniku Ternent! Uważajcie na siebie, towarzyszu - w głosie taty słychać było wzruszenie - Kocham cię - dodał szeptem
- Ja cię też, tatusiu - odparłam i wsiadłam do samolotu. Teraz dopiero zaczęłam naprawdę się bać...


*** 3 miesiące później ***


- ...10 żołnierzy wysłanych do Afganistanu z polecenia Zarządu Wojska Armii Krajowej USA odbyło wczoraj pierwszą poważną próbę. Grupę w ich obozie napadło kilkunastu afganistańskich żołnierzy z karabinami. Z 10 amerykanów, 4 zostało rannych, dwójka walczy w tej chwili o życie. Znamy ich nazwiska: Sanchez Olga, Kine Christian, Dreak Alexandra i Ternent Cassandra. Dwójka ostatnich rannych znajduje się w Szpitalu im. Świętej Anny w Afganistanie, cały czas czekamy na informację o stanie ich zdro...
- JOHN, KURWA, CHODŹ TU, MÓWIĄ O CASSIE!
- COOO!? - Deaky znalazł się w pokoju w sekundę - Co mówią co mówią!?
- Słuchaj!
- Najmłodsza z grupy, Cassandra, niedawno skończyła 23 lata, jak dowiadujemy się od jej towarzyszy, otrzymała 2 kule w klatkę piersiową i jedną w rękę, jej stan jest poważny. Dreak Alexandra otrzym...
- WIDZISZ JAK SPIERDOLIŁEM!? - John rzucił się na ziemię, bijąc pięściami w dywan - GDYBYM NIE ZACHOWAŁ SIĘ JAK CIUL, NIE NARAŻAŁABY ŻYCIA!
- USPOKÓJ SIĘ, DEACON! TO BYŁA JEJ DECYZJA! 
- Muszę tam pojechać, muszę się z nią zobaczyć, muszę! - gorączkował się basista, chodząc po salonie Taylora
- OGARNIJ SIĘ, DEACON! - Rog chwycił go za ramiona i potrząsnął nim mocno - Ona jest w Afganistanie, tępy dupku, ona jest żołnierzem! Nie rozumiesz, że ona już dawno wybrała? NIE JEST I NIE BĘDZIE TWOJA, DO KURWY! - wrzasnął na całe gardło i popchnął przyjaciela na kanapę - Nie zajmuj się kimś, kogo już niemal nie pamiętasz, skup się na trasie, w którą wyjeżdżamy pojutrze!
- Jasne - głos Johna był totalnie przybity i załamany - Nie było tematu...
- Pomyśl, najpierw na drodze Niemcy, schlejemy się jak się patrzy - uśmiechnął się Taylor - Chłopie, masz 29 lat, ja mam 30 i jestem żonaty, ale ty jeszcze masz w chuj czasu i tabuny tęsknych fanek, chcących rozerwać cię na strzępy żebyś tylko na nie spojrzał. Na pewno kogoś poznasz - poklepał basistę po plecach - Chodź na drinka!
- Masz rację... Idziemy do 'Heaven'!



***



Obudził mnie tępy ból w klatce piersiowej. Otworzyłam oczy i oślepiła mnie biel ścian dookoła. Gdzie ja jestem...?
- Obudziła się, obudziła! - podbiegło do mnie dwóch lekarzy - Wszystko w porządku? Jak się czujesz? Coś boli? Zawołać generała? - zasypali mnie pytaniami
- Zostawcie mnie samą... - powiedziałam słabym głosem, opadając na poduszki. Mężczyźni posłusznie wyszli i zostałam sama w pustej, jasnej sali. 
Wtedy coś do mnie dotarło... Coś, co kiedyś znałam... Ale zapomniałam... Pierwszy raz od kilku lat poczułam się naprawdę samotna.



***


- Za szczególne zasługi obrony kraju i idealnie przeprowadzone 3 akcje, jedna pomimo rozległych ran, przyznaję ci Cassandro Ternent stopień Kapitana. Od dziś posiadasz własną broń, legitymację, mundur i czapkę. Możesz wracać do Anglii - mówił z uśmiechem marszałek Hanzo, stojąc obok mojego taty i przypinając mi odznakę do munduru. Byliśmy w budynku Szkoły Wojskowej VI, ja, Alexandra i reszta naszej 10-osobowej grupy. Miałam świadomość, że widzę tych ludzi ostatni raz na bardzo długo czas, jeśli nie ostatni raz w życiu.

Po ceremonii ściskaliśmy się chyba z godzinę. Następnie była uroczysta kolacja, pożegnanie i... bal. Tak. Zrobili nam bal.
Ubrałam się w jedyną sukienkę jaką miałam - krótką, skórzaną, z odkrytymi ramionami i szpilki. Przez te kilka godzin niemal nie schodziłam z parkietu, tańcząc z Chrisem, z którym w Afganistanie nieźle się zaprzyjaźniliśmy. Miał 26 lat, był Irlandczykiem, jutro z rana wyjeżdżał do rodzinnego kraju. Ja także wracam do Anglii, oczywiście w każdej chwili gotowa wyruszyć na misję, jeśli zajdzie taka potrzeba.
Bal zakończył się symbolicznym toastem, ostatnimi uściskami i pożegnaniami. Potem wróciłam po raz ostatni do pokoju, założyłam obcisłe biodrówki, koszulkę na ramiączkach, trampki a na ramieniu zawiesiłam pasek od torby. Szłam cichym, uśpionym korytarzem, spoglądając na ściany z przywieszonymi dyplomami... Odnalazłam nawet parę swoich!
Wyszłam z budynku, w którym spędziłam dobre kilka lat życia. Obejrzałam się ostatni raz i podeszłam do samochodu mojego taty.
- No córeczko... Gratuluję ci! Zaszłaś cholernie daleko... Wystarczyło niecałe 6 lat... Za 4 miesiące będziesz miała 24 lata, skarbie, tak?
- Tak
- No... w niecałe 6 lat zdobyłaś 14 stopni wojskowych i pochwały od najważniejszych szych w Wojsku. Jestem z ciebie mega dumny! - chwalił mnie Jim, odpalając silnik.
- Zastanawiam się jaką pracę wybrać... Nie chcę stracić kondycji i umiejętności, jakie zdobyłam... Myślałam, nad przyjęciem się w CIA... Jako agent... Co ty na to?
- Hm... ciekawy pomysł, ale wiesz... nie będziesz miała życia... możesz zginąć...
- W Afganistanie też mogłam, tato.
- Racja... cóż, złóż po prostu papiery i zobaczymy!
- Ewentualnie mogłabym...yhm...nie wiem.
- Na ochroniarza...?
- Nieee, nuda. Albo CIA, albo się zaciągnę do wojska i będę szkolić młodych żołnierzy.
- To się wiąże z zamieszkaniem w Nowym Yorku...
- Wiem. Chcę tego.
- W porządku. Zaakceptuję każdą twoją decyzję, kochanie - odparł, a ja uśmiechnęłam się
- Tato?
- Yhm?
- Wiesz, że od 6 lat nie słuchałam muzyki?
- SERIO?! Już puszczam! - włączył radio
- The Clash!
- Pamiętasz jeszcze, Cass? - zadrwił lekko tata
- Jasne! - akurat utwór się kończył. Wtedy usłyszałam cholernie chwytliwy riff i zaczęłam się kiwać do rytmu. Kiedy wokalista zaczął śpiewać, serce mi stanęło.
- Steve walks warily down the street, with his brim pulled way down low, ain't no sound but the sound of his feet, machine guns ready to go!
- Queen nagrali zajebisty kawałek, John się nieźle popisał tym utworem! To jego dzieło! - powiedział tata, podśpiewując. Odetchnęłam.
- Wyłącz to.
- Dlaczego, Cassie?
- WYŁĄCZ TO, KURWA! - wrzasnęłam z histerią, a Jim natychmiast przełączył stację - MI SIĘ WSZYSTKO PRZYPOMINA! WSZYSTKO!
- CASSIE, USPOKÓJ SIĘ! - wrzasnął tata na całe gardło. Umilkłam. Byłam totalnie rozhisteryzowana, trzęsłam się, po policzkach płynęły mi łzy - Już dobrze, córeczko, już w porządku... - pogłaskał mnie po ramieniu - Już ciii...
- Przepraszam - ogarnęłam się natychmiast - Mam złe wspomnienia z TYM zespołem...
- Jasne... Patrz! Może chcesz coś zjeść? - zmienił temat Jim, widząc bar.
- Chętnie! - zatrzymaliśmy się na frytki i pojechaliśmy prosto na lotnisko.
- Anglia już niedługo! - zaśmiał się tata, podchodząc ze mną do odprawy bagażowej.


Godzinę później siedzieliśmy w samolocie do Anglii...

6 komentarzy:

  1. no nie wierze! kutfffffaa!!! na 100% spotka johna!!! no a tak w ogóle przepraszam że nie skomentowałam poprzedniej notki ale zasnełam na siedząco więc sama wiesz! wow! to chyba jedyny normalny komentarz napisany w moim życiu!!!!

    Martyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocham Twoje komentarze, słonko :D A Twoje przypuszczenia... hm.... czekaj na '14 ;D

      Usuń
  2. http://one-rainy-dream.blogspot.com/ NOWY ADRES BLOGA!

    xxlittle-xdiffrent-fckn-gnr.blogspot.com już nie istnieje ;c

    OdpowiedzUsuń
  3. O____________O

    ŻE JAK
    ....

    .....
    ....


    ....

    ALE ŻE CO XDDDD?


    JEZU ONA ŻYJE BORZE GITAROWY DZIĘKUJĘ PIĘKNIE

    ....

    John ty jebana spierdolino, ty szmato coś ty chuju zrobił. Mogłeśmieć Cassy przy sobie i trójkę małych ... Jak to odmienić xD? Małych deacątek?

    John dupo wołowa nie rycz tylko ją znajdź i kochaj na wszystkie sposoby ;_;

    ( mam nadzieję, ze jeszcze nie kończysz historii z Johnem bo ja też się w nim zakochałam w stu procentach;_; )

    A CASSEY MA NIE ZEPSUĆ I MUSI BYĆ DUŻO CUKRU Z NIMI XD

    Czekam mocno niecierpliwie :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaawh, jaki cudowny komentarz, dziękuję bardzo bardzo! <3 Małe Deaconiątka, ojej :333 Może kiedyś, nic nie powiem xD

      Usuń
  4. AAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!&&&&=++=%&&%55321%89(

    Podłączam się pod komentarz wyżej xD kochamy Johna, i nie chcemy końca!

    Po za tym mam nadzieję na jakąś dłuższą akcję hm... Coś.... Nie wiem... Spektakularnego żeby to nie tak od razu.... Oh objętnie co napiszesz i tak będzie cudnie (prócz śmierci deacky'ego albo Cass)
    :D
    Pisz no już!

    ~ anonim co kocha pana diakona jana ~

    OdpowiedzUsuń