- Gotowy, skarbie? - spytałam, stukając lekko w drzwi łazienki
- Już wychodzę!
- Wieeeeki trzeba na ciebie czekać - zaśmiałam się, a wtedy Joe wyszedł. Wyglądał....no wow!
- Ale przystojniak z ciebie!
- A z ciebie śliczna dziewczynka - uśmiechnął się, całując mnie w usta. Miałam na sobie o taką sukienkę:
- Dziękuję, chłopczyku - zaśmiałam się ironicznie - Idziemy?
- Jasne! - wziął mnie pod rękę i zaprowadził do taksówki.
- Czemu taksówką?
- Chyba oboje się napijemy, nie?
- Ah... no tak - oparłam głowę o jego ramię - Nie byłam jeszcze świadkiem na ślubie...
- Ja też nie! - beztrosko się roześmiał. Pokręciłam głową i umilkłam na resztę drogi...
***
Od dwóch godzin nie schodziliśmy z Perry'm z parkietu. Czy były wolne przytulańce, czy szybkie kawałki, cały czas tańczyliśmy tylko we dwoje.
Po 'When the man loves a woman' musiałam odpocząć.
- To ja pójdę się napić - powiedział Joe, uśmiechając się do mnie
- To ja też, ale szampana - odparłam i podeszłam do stolika. Nagle otwarły się drzwi, a ja dedłam. W progu stał nikt inny jak John... Miał na sobie skórzane spodnie i marynarkę, a pod nią koszulę zawiązaną przy pępku. Odwróciłam się szybko plecami, ukrywając rumieniec. Wzięłam kieliszek i napiłam się trochę, ukradkiem pożerając Johna wzrokiem. W pewnym momencie przeszedł obok mnie, traktując mnie jak powietrze. ZERO! Nawet spojrzenia! Westchnęłam, szukając Joe. Gdzie ten kretyn? Aaa, tam stoi. Ok.
Podeszłam do Meg.
- Hej - uśmiechnęłam się
- Hej! Pięknie wyglądasz!
- Ty najpiękniej, aż promieniejesz - obrzuciłam wzrokiem jej sukienkę
- Szukałam tej kiecki TYDZIEŃ! A ślubnej jeden dzień! Fuck logic! - zbulwersowała się
- Najważniejsze, że znalazłaś idealną. Jeszcze raz gratuluję tobie i.... gdzie ten zjeb? - zaśmiałam się, cmokając ją w policzki
- Tam stoi z Freddiem - pokazała mi, a ja podeszłam do nich.
- Roggie!
- I wiesz, ja wte... Cass! Ślicznie wyglądasz - pocałował mnie w rękę, a ja spłonęłam rumieńcem
- Tak, piękna sukienka! - dodał Fred, robiąc to samo co Rog.
- Chciałam ci pogratulować raz jeszcze i życzyć wszystkiego co najlepsze - przytuliłam go mocno - Fajne garniaki - zaśmiałam się. Nonono, Roger to dopiero się postarał...
Zaczęliśmy gadać, po chwili dołączył do nas Brian, Meg, Natalie i rozmowa toczyła się na całego. Jakąś godzinę później Megan zaczęła się rozglądać.
- Co jest? - spytałam
- Szukam twojego faceta - odparła - Coś go nie widać...
- Pójdę go poszukać, jeśli mogę...
- Pewnie, idź - potaknął mi Roger. Zaczęłam sie przechadzać po sali szukając Joe.
W końcu go znalazłam... Stał z Angusem i Kirkiem, pijąc i śmiejąc się. Ok. Tyle, że wszyscy troje byli totalnie nawaleni. Westchnęłam, podchodząc do gitarzystów i ciągnąc Perry'ego za rękaw.
- Joe! - odwrócił głowę
- Ta....k?
- Ile wypiłeś?
- Ma mazde i opla... - nucił
- PEREIRA! - podniosłam głos
- Weeeź, Cass, zostaw go... - wybełkotał Hammet
- Właśśś...nie....to jest...impreza... - mruknął Young, leżąc na stole.
- Czemu się...nie napijesz?
- Bo nie chcę psuć innym zabawy - syknęłam
- Coś sztywna ta twoja panienka - zarechotał Kirk
- Na kolana i do rana - wybuchnął śmiechem Joe, a ja poczułam jakbym dostała w twarz
- Cztery razy po dwa razy... - wył Angus ze stołu. Joe objął mnie w pasie, ale odtrąciłam jego rękę
- Patrzcie, patrzcie, Perry sobie oporną przydybał... - znikąd pojawił się Lemmy Kilmister
- Jak laska nie daje, to się ją upija i heja! - wrzasnął Kirk, wychylając drinka
- Co tam upija, ona jest na moje każde zawołanie, stary... - tłumaczył Joe, klepiąc mnie w tyłek
- Oh, co z ciebie za kretyn, Perry! - fuknęłam, odpychając go od siebie i powstrzymując łzy
- No co, a może nie? Taka prywatna dziwka, czaicie bazę - mrugnął do nich gitarzysta Aerosmith, a ja odwróciłam sie na pięcie i dosłownie zwiałam, płacząc cicho.
[Teraz będzie taka nieco dziwna perspektywa, raz Cass i raz druga osoba :D Ten fragment był pisany z moją przyjaciółką Mej - buziaki dla niej ;***]
[C]
Wyleciałam z sali. Po policzkach spływały mi łzy. Ough, co za kretyn... jutro z nim pogadam i mu przemówię do rozsądku, nosz kurwa! Wyszłam na tyły budynku, było dość ciemno, ale świeciło kilka latarni...
[J]
Stałem sobie w swoim skórzanym garniaku, spokojnie odgarniając zbyt długie włosy. Zaciągnąłem się ukochanym Marlboro. Taaaaa...
[C]
Szłam szybkim krokiem, patrząc w podłogę, aż nagle poczułam, że na kogoś wpadam.
[J]
Aj! Ktoś na mnie wpadł i w tym samym momencie moje plecy spotkały się aż za mocno ze ścianą
[C]
- Jezu, ja przepra... - urwałam w pół słowa, widząc na kogo wleciałam...
[J]
Zaśmiałem się ironicznie. - Nie szkodzi.
[C]
Zagryzłam wargę. Jak dobrze, że w ciemności nie widać moich purpurowych policzków... Chciałam się odwrócić i sobie pójść, ale jakaś niewidzialna siła trzymała mnie na miejscu.
[J]
Odwróciłem się plecami do niej. Ooouuu, sama? Czyżby pan gitarzysta przestał się zachwycać?
[C]
Wbiłam wzrok w ziemię. Ough, Joe, kretynie, powinieneś tu być, a nie leżeć pod stołem...
[J]
Powolnym krokiem ruszyłem w stronę drzwi.
[C]
- John, zaczekaj! - pfff, Ty kretynko
[J]
Przystanąłem na moment - Chyba Ci się imiona pomyliły, Cassandro.
[C]
- Dlaczego? - starałam się żeby głos jak najmniej mi drżał
[J]
- John? Już nie Joe? Hm. Ciekawe.
[C]
- Joe... rozumiem, że nie mam prawa gadać z żadnym innym facetem? Poza tym, pan Perry jest niestety aktualnie....- zamilkłam
[J]
- Nie przy Tobie? Opuszcza Cię, co? Przekłada zabawę nad Ciebie? Może po prostu...NIE ZWRACA UWAGI?
[C]
On Cię tylko prowokuje, Cass, nie daj sobie... - Ma prawo się napić
[J]
- Każdy ma prawo.
[C]
- No właśnie
[J]
- A, że tak zapytam, jak Steven?
[C]
- W porządku, przecież się z nim widujesz
[J]
- Nie ten Steven.
[C]
- Ah.... - speszyłam się - Ma się dobrze, nawet bardzo, mieszka sobie aktualnie u Tylera
[J]
- To dobrze.
[C]
Kiwnęłam głową
[J]
- Cóż, no to powodzenia, Cassandro. Pozwól, że wrócę do gości. Nie martw się - Twojego ślubu też nie opuszczę.
[C]
- Jaki ślub?!
[J]
- Nie wiem, ale przyszła pani Perry zapewne będzie wiedzieć.
[C]
- Ale...ale ja... - ciekawa opcja... ślub z Joe?! Szczerze mówiąc....nie widzę tego jeszcze.... - My....nie jesteśmy....zaręczeni...
[J]
- Czas pokaże. W końcu on jest przy Tobie od zawsze...On Cię kocha...Wasz związek polega na wzajemnym wsparciu, a nie tylko mizianiu się...No to czas zrobi swoje! - byłem już w drzwiach sali
[C]
Otwarłam usta i już miałam go zbyć jakimś argumentem, ale... czy on.... przypadkiem.... cholera... on ma.... racje.... co ja pieprzę, nie ma! Przecież Joe mnie kocha i mi pomaga.... Moje piękne poczucie stabilizacji właśnie się jebło.
- Za....zaczekaj!
[J]
- Na co niby?
[C]
Zagryzłam mocno wargę. Właśnie... na co niby?
[J]
- Cassey. Cassey. Cassey. Ja Ci mówię. Szczęście Ci dopisuje. Masz tego, którego chciałaś. Cóż. Muszę iść. Trzeba pogratulować szczęścia nowożeńcom.
[C]
Czemu.... czemu mnie tak cholernie boli to, że on tak mówi?! Przemyślałam w kilka sekund jego słowa po raz drugi... coś w tym kuźwa jest....
[J]
Wszedłem do sali i mnie przytkało. Joe Perry wpijający się w usta Share Pedersen? Dobre!
[C]
Zostałam na dworze i pozwoliłam sobie na chwilę płaczu. Co jest ze mną nie tak?!
[J]
- Cassandro?
[C]
Podniosłam głowę. Ough, nie pełnym imieniem
- Tak?
[J]
- Wracaj tam. Myślę, że Perry Cię potrzebuje.
[C]
- Leży nawalony to mam to gdzieś
[J]
- Doprawdy?
Odszedłem od drzwi, odsłaniając jej widok.
[C]
Poczułam, jakbym dostała nożem prosto w serce. Otwarłam usta i stałam jak kołek, totalnie w szoku
[J]
- Ale się nie martw. On Cię kocha, prawda?
[C]
Odwróciłam się, ukrywając łzy.
[J]
Odruchowo ją przytuliłem.
[C]
Odwróciłam się, wtulając mocno w jego klatkę piersiową... kurwa, co ja robię...
[J]
- Nie płacz, Cassey.
[C]
- Jak.....mam....nie....płakać?! - załkałam głośno
[J]
- Za kimś, kto nie kochał naprawdę?
[C]
- Skąd możesz o tym wiedzieć?! Po pijaku robi się różne rzeczy!
[J]
- Taaaaak? To przypomnij sobie jedną z naszych wspólnych imprez, jak uwalony uparcie twierdziłem, że kocham Cię jak nikogo innego. Kurwa, zostało mi to.
[C]
Milczałam. Odwróciłam głowę, patrząc na Joe
[J]
Tak samo popatrzyłem na Joe, który dobierał się do Share coraz bardziej. Chuj.
[C]
Zakrztusiłam się łzami.
- Zaraz jej wjebię!
[J]
- Jej?
[C]
- Jej!
[J]
- A dlaczego jej?
[C]
- Bo sie z nim obściskuje?
[J]
- A nie ON się obściskuje z nią? Na siłę go bronisz.
[C]
- Nie bronię go!
[J]
- Bronisz. Bo gdybyś nie broniła, dostrzegłabyś to - pokazałem palcem na wyrywającą się Share i Joe'go, usiłującego pozbyć się jej sukienki
[C]
Szarpnęłam się - Puszczaj mnie, idę jebnąć jej w gębę a jego zabrać do domu!
[J]
- Oczywiście. Idź!
[C]
Spojrzałam na Joe i ogarnęła mnie rezygnacja. A niech robi co chce... - John, ja....
[J]
- Tak? Nie idziesz?
[C]
- Nie... Pogadam z nim jak się ogarnie
[J]
- Jasne.
[C]
Spuściłam wzrok - Dużo facetów....tak robi.....szczególnie....rockmanów... - usprawiedliwiałam go
[J]
Puściłem ją - Dlatego wolę soul i funk
[C]
Zawołałam - JOE!
*Joe nie reaguje*
Łzy mi popłynęły po policzkach
[J]
Wzruszyłem ramionami
[C]
Nawet jego to nie obeszło...
[J]
- Fajnie Wam się układa.
[C]
- PRZESTAŃ JUŻ!
[J]
- Bo co? Boli Cię, prawda? Mnie też bolało.
[C]
Zamilkłam
[J]
- No właśnie. Ale Ty zawsze musisz być pokrzywdzona. Zawsze.
[C]
- Co proszę?!
[J]
- Nie dałem Ci wytłumaczyć, co? To Ty mnie nie zauważyłaś.
[C]
Miał cholerną racje...
- Ale nie dałeś mi szansy...
[J]
- A Perry nie dał Ci prawdziwej miłości.
[C]
- Skąd Ty to możesz wiedzieć?!
[J]
- Widziałem za dużo.
[C]
- Ach tak? Niby co?
[J]
- Facetowi zależy na Twojej bliskości fizycznej. Ma w dupie Twoje problemy.
[C]
- Ciekawe...jako jedyny sie zainteresował po wypadku... Wspiera mnie!
[J]
- Ja leżałem pod kroplówką.
[C]
- A co Ty masz do tego? - syknęłam
[J]
- To, że byłem bliski trumny? To, że ledwo mnie odratowali?
[C]
- I? - jestem suką... - Co z tego?
[J]
- W sumie to mogli mnie nie ratować. Nikt by nie zauważył. Natomiast, gdyby Aerosmith mieli wypadek, wszyscy płakaliby za każdym członkiem. Bo u nich nie ma żadnych ludzi z przypadku - odszedłem gdzieś przed siebie, odpalając Marlboro
[C]
Zakuło mnie w sercu - Deaky, nie mów tak...
[J]
- Deaky? I co? Myślisz, że to naprawi sytuację? Jestem pewny, że gdy Joe kiwnie palcem, polecisz jak strzała. Teraz 'Deaky', bo Cię zranił.
[C]
Przytkało mnie totalnie - Ale ja...ja...
[J]
- No co? Nie tak jest? Wcale? Jasne, Cassey.
[C]
- Skoro tak sądzisz, po co ze mną rozmawiasz? - starałam się, by mój głos był obojętny
[J]
- Bo wiem, że gdzieś tam jest u Ciebie taka część, która nie chce Perry'ego.
[C]
- Widzę, że nie znasz mnie ani trochę - skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej - Mówisz, jakbyś wiedział co do kogo czuję.
[J]
- Wiem. Znam Cię nie od dzisiaj.
[C]
- Może nie od dziś, ale ja kocham Joe - nawet nie drgnęła mi powieka
[J]
- Dobrze - odszedłem, nawet na nią nie patrząc - Ale on Ciebie już chyba nie.
[C]
- DLACZEGO ZNÓW IDZIESZ?!
[J]
- Od Ciebie.
[C]
- Dlaczego? - w moim głosie zabrzmiała histeria
[J]
- Bo sama nie wiesz, czego chcesz.
[C]
Masz racje. Nie wiem - To znaczy, że musisz mnie tu zostawiać?! - głos mi drżał bardzo słyszalnie
[J]
- Ty mnie zostawiłaś. Bałem sie tego. Bardzo. Ale teraz sama poczujesz, jak kto jest, gdy miłość życia Cię opuszcza!
[C]
- Nie jesteś... - urwałam, uświadamiając sobie, że skłamię, kończąc to zdanie jak jeszcze przed chwilą zamierzałam
[J]
- Wiem, że nie, dlatego idź już do Joe'go - wsiadłem do samochodu i odjechałem.
[C]
Oparłam się o ścianę w zupełnym szoku. ON. SOBIE. POJECHAŁ?! TAK PO PROSTU?! Spuściłam wzrok, zastanawiając się co teraz... Joe'go siłą do domu nie zaciągnę, wróci, jak będzie chciał... Jakoś mi to obojętne w tym momencie...
matko boska! jak john mógł ją tak potraktować! chociaż nie dziwie mu się.... Ja pierdziele! ją naprawdę nie umiem pisać kometarzy! ale Joe to skurwysyn jak on mógł! ale john jej pocisnął!! Za dużo "ale" no cóż... ale rozdział zajebisty! (znowu "ale")
OdpowiedzUsuńMartyna
Kocham Twoje komentarze XDDD Teraz wszyscy się wściekają i na Johna i na Joe, hahaha :D
UsuńDzięki ;*
Ta cała Cassie zachowuje się serio jak dziwka, najpierw Brian, potem John teraz Joe... Ale opowiadania masz świetne :)
OdpowiedzUsuńUuu, ale pocisk na Cass XD Cóż XD Dzięki za koment ;D
UsuńNo nieźle john, brian , john, joe...
OdpowiedzUsuńCo teraz?
Jestem ciekawa dalszej akcji i tego kogo wybierze Cass. Pomimo tego, że kocham Joe to w tym momencie mam ochote wyjebać go z jego własnego życia : / Byle tylko Cass i john byli razem. Trochę nie podoba mi się to wstawianie "*.*" i obrazki ubrań - bo jak na opowiadanie powinniśmy to sobie wyobrazić, nie? :D
+ zapraszam do mnie na Aerosmithowe coś (opowiadanko)
Co do obrazków... wybacz, lubię to :3 Dzięki za komentarz, wiesz, nie tylko Ty pragniesz Cass i Johna razem, wynik ankiety mówi jednoznacznie XDDD + na pewno wpadnę!
UsuńBoże dziewczyno ja się przez Ciebie zakochałam w Deakym !!! MASZ MI TU NATYCHMIAST NOWY ROZDZIAŁ WSTAWIAĆ BO JAK GO KOCHAM TO NIE RĘCZE ZA SIEBIE >:"(
OdpowiedzUsuńPlz ona nie może być z Joe tym jebanym psem na baby, tym skurwielem! Ons potrzebuje czułego, a zarazem stanowczego Deaky'ego :3
I proszę o więcej słodkich scenek z nimi xD
A... Może planujesz jakiś zwrot akcji? O: Cass e ciąży z johnem o jezu
~ Anonim co kocha wielebnego xD ~
Nuihnediewciuwhrfw podjarałam się tym komentarzem, jej! *__* Dzięki wielkie, MylesowaHudson już się zabiera za pisanie!
UsuńOd dziś jestem stałym ... Czytaczem xD PISZ PISZ!!!!
UsuńMam nadzieję, że nowe dwie części przypadną Ci do gustu :3
Usuń