sobota, 22 lutego 2014

Queen rules, rules of music - PART 14 [część 1]

 Chciałam wszystkim serdecznie podziękować za takie kochane i powalone komentarze, jesteście cudowni <3


*****


Wyskoczyłam z samolotu w samej podkoszulce i aż jęknęłam. Raaany, już zapomniałam, jak w Anglii jest chłodno. Tata spotkał jakiegoś swojego kolegę i gadali w najlepsze.
- Tato... Tato. Tato! - trąciłam go w ramię
- I wtedy wi... Tak, kochanie?
- Ja idę do środka, zimno mi.
- Dobrze, idź, idź - odparł i wrócił do rozmowy. Weszłam do terminala i odetchnęłam. Aaaawh, jak milutko...


***


Siedzieliśmy na ławkach, trzymając przy nogach torby podręczne. Nasz samolot ma godzinne opóźnienie, ewh... Patrzyłem na wejście do terminala. Wtem weszła... ifhwifhefwm, wow! Wysoka, umięśniona dziewczyna, z kasztanowymi lokami niemal do pasa, z opaloną skórą... Chwila... CZY TO JEST CASSIE?!
Opadła mi szczęka i aż wstałem, wysilając wzrok. Choleracholeracholeratoona!


***


Szłam spokojnie, trzymając torbę na ramieniu. Wtedy ich zobaczyłam. Nie mogłam się mylić... Zmienił fryzurę. Ściął włosy, tak... O raju. O RAJU. Nie. Nie, Cass, nie rób tego!
Moje nogi same podeszły do czwórki tak dobrze znanych mi facetów.
John stał naprzeciw mnie z otwartymi ustami. Położyłam torbę na ziemi i patrzyłam na niego zmieszana. Co tu powiedzieć?
On wpatrywał się we mnie ze zdziwieniem i zachwytem jednocześnie...
Moje serce zaczęło mocniej bić... Wszystko mi się przypomniało... Nie minęła minuta, a rzuciłam mu się w ramiona. Deaky przytulił mnie do siebie z całej siły.
- John... ja... tęskniłam cholernie... - szepnęłam mu do ucha
- Ja też, Cassey, ja też... jak mogłaś się nie pożegnać?
- Wiesz... musiałam uciec... Ale... wróciłam... i... i... - ujął w dłonie moją twarz, patrząc mi w oczy z czułością. Wspięłam się na palce i musnęłam leciutko jego wargi, a on, wyraźnie ośmielony, wpił się namiętnie w moje usta i zaczął całować. Wtuliłam się w niego, oddając pocałunki. Raaany, jak ja za tym tęskniłam...
Tuliliśmy się do siebie, a ja czułam, jak moje serce mocno bije, a dłonie drżą.
- Cassie, cholera, jak ja cię kocham... ty sobie nawet nie wyobrażasz... - mruczał mi do ucha John
- Ja... ja... kuźwa... ja cię też kocham, zawsze kochałam, ale byłam zjebaną idiotką i nie potra... - przerwał mi kolejnym pocałunkiem. Poddałam mu się, wplatając palce w jego włosy.
- Spierdoliłam ci życie, nie? - spytałam po chwili
- CO?!
- Masz już 29 lat, John, ja mam pieprzone 23... Ty już powinieneś być żonaty, ba, nawet dzieci powinieneś mieć! Dlaczego nie związałeś się z nikim?
- Bo jesteś miłością mojego życia, skarbie - patrzył mi prosto w oczy - Nikogo jeszcze tak nie kochałem i nikogo tak nie pokocham jak ciebie! - jego ton był cholernie szczery - Rozumiesz? Kocham cię, kocham cię do szaleństwa! Cassey, błagam cię, nie zostawiaj już mnie! Błagam cię...
- John... Nie mogłabym cię zostawić. Nie mogłabym. Perry to była jakaś totalnie zjebana pomyłka... Zawsze cię kochałam... Może nawet bym nie wyjechała, jak na weselu sobie pojechałeś... pierwsze co chciałam zrobić, to zamachać na taksówkę i popylać za tobą... Ale się bałam. Po prostu się bałam, że mnie odrzucisz...
- Ciiicho już - odparł i znowu mnie pocałował - Cholera jasna... my zaraz lecimy do Ameryki... Trasa... - Deaky wyglądał jakby się miał zaraz rozpłakać
- Polecę z wami - powiedziałam
- Nie masz przy sobie rzeczy...
- Mam cośtam... Wszystko wyprane, czyste. A resztę kupię...
- A bilet?
- Zaraz załatwię.
- Twój tata nie wie...
- Zaraz mu powiem, chodź! - chwyciłam go za rękę i pociągnęłam w kierunku mojego taty. Krótko streściłam mu całą sytuację, a Jim zaraz podszedł do kasy, załatwił mi bilet, po chwili dostarczył walizkę i kupił coś do jedzenia na podróż.
- Kartę kredytową masz?
- Mam.
- Bilet?
- Jest.
- Rzeczy?
- Są.
- Buziak?
- Już daję - cmoknęłam tatę w policzek i wyściskałam go mocno - Do zobaczenia za pół roku!
- Trzymaj się skarbie i uważaj na siebie!
- John o to zadba - odparłam i wróciliśmy do chłopaków.
- Hej! - rzuciłam się na szyję Freddiemu, potem Rogerowi i Brianowi. Resztę czasu, jaki mieliśmy do wykorzystania, poświęciłam na opowiadanie co się ze mną działo. W końcu mogliśmy wsiadać do latającej maszyny.
Wskoczyłam na miejsce przy oknie, obok mnie usiadł John, potem Rog, Fred i Brian. Oparłam głowę o ramię basisty, a on głaskał mnie po włosach. Podniosłam głowę, patrząc mu z uśmiechem w oczy.
- Kocham cię, słoneczko - powiedział i cmoknął mnie leciutko w usta. Czułam, że zamykają mi się oczy, nie spałam ponad 30 godzin i byłam ledwo żywa... - Prześpij się, maleńka - John zakrył mnie swoją bluzą, a ja ułożyłam się wygodnie na jego ramieniu i po chwili już spałam...


***


Obudziło mnie delikatne smyranie po policzku. Otworzyłam oczy. Gdzie ja jestem...? Aaa, samolocik. No tak.
- No witam - Deaky uśmiechnął się do mnie - Budzę cię, bo jedzonko zaraz dają!
- Mhm... miło... ile już lotu za nami?
- 6 godzin... jeszcze drugie tyle.
- Ewh...
- A co się dzieje? - skrzywiłam sie
- Niedobrze mi trochę... Nie jestem przyzwyczajona do wysokości...
- Chcesz iść do toalety?
- Mhm...chyba....tak... - wstałam na miękkich kolanach, a John momentalnie mnie podtrzymał i zaprowadził pod 'łazienkę'
- Poradzisz sobie?
- Tak, tak... - weszłam do środka, pochyliłam się nad ubikacją i zwymiotowałam wszystko, co miałam w żołądku. Bleee,wystarczył jeden dzień 'niewojskowego' żarcia i już... Trzeba będzie jednak jeść to, co w wojsku...
Przemyłam twarz wodą i wyszłam z toalety, uśmiechając się do Johna.
- Jesteś koszmarnie blada, Cassey... - powiedział z troską
- Już w porządku - splotłam jego palce ze swoimi i usiedliśmy w swoich fotelach. Właśnie podawali jedzenie. Zerknęłam na rozpiskę i skrzywiłam się. O nie, nie jadam takich rzeczy. Cóż, trudno... Ale chwila, tata kupił mi sałatkę na lotnisku!
Pogrzebałam w torbie i wyjęłam pudełko z tryumfalną miną. Deaky spojrzał na mnie zdziwiony.
- Nie jesz mięsa? - spytał, odbierając tackę z burgerem i frytkami.
- Ja... John, ja jestem przyzwyczajona do wojskowego jedzenia... Nie umiem już jeść takiego gówna - obrzuciłam wzrokiem samolotowe żarcie. Fuj. Otworzyłam pudełko i zaczęłam powoli jeść moją ulubioną sałatkę, popijając sokiem pomarańczowym. Zapatrzyłam się w błyskające w dole światła. Ogarnął mnie jakiś dziwny niepokój... Miałam wrażenie, że o czymś zapomniałam... Sprawa z Johnem zakończona pomyślnie, ze Stevenem ok, z rodzicami też, z Queen...
Wtedy sobie przypomniałam.
Perry.


***


- Halo?
- Cześć, Steve!
- ...Cass?
- Nie, kurwa, dupa wołowa!
- No dupa to ty jesteś - zaśmiał się - Skąd dzwonisz?
- Z lotniska w Ameryce... Los Angeles, mówi ci to coś?
- Jasne, weź... Działamy tu od dwóch lat.
- NIE MIESZKACIE W ANGLII!?
- Nie. W LA od dwóch lat, jak mówiłem.
- To znaczy, że... - głos zaczął mi drżeć - Joe też tu jest?
- Mhm.
- No nie... - jęknęłam - Jestem tu z Queen...
- JAK TO?!
- Pogodziliśmy się z Johnem...
- Boże, to cudownie!
- Może do ciebie wpadnę?
- Jasne! Kiedy tylko chcesz! Na ile zostajecie?
- Mamy... Znaczy zespół ma... 23 koncerty w całej Ameryce Północnej... w LA zostajemy na dwa tygodnie.
- Super, to się zdzwonimy i wbijaj!
- Ok, tylko...
- Hm?
- Nie zapraszaj JEGO.
- Nie ma sprawy, siostra. Ok, muszę kończyć, Tom mnie woła... Próbę mamy.
- Ooo, jasne. To ten... do zobaczenia. Zadzwonię.
- Dobrze. Papaaa, kocham cię!
- Ja cię też, papa! - schowałam komórkę do kieszeni i rozejrzałam się po hotelu. Nonono, manager Queen się postarał! Obejrzałam się na Johna
- Skarbie?
- Tak?
- Jak z pokojami? - pomachał mi kartą magnetyczną przed nosem
- Chodź, to się przekonasz - odparł i chwycił mnie za rękę - Torby już zanieśli, także ten. Jedźmy windą!
- Love in an elevator... - zanuciłam ze śmiechem, wchodząc do windy. John nacisnął najwyższy guzik i po chwili wyszliśmy na elegancki korytarz.
- Jeeej... - zachwyciłam się
- Czekaj, aż zobaczysz pokój - Deaky przejechał kartą po czytniku i duże drzwi rozsunęły się bezszelestnie. WOW!
Apartament miał ogromny, przestronny pokój z szerokimi szybami z widokiem na centrum LA, łazienkę z wielką wanną (rany, kiedy ostatni raz brałam kąpiel w wannie?) i sypialnię z jednym jedynym mankamentem.
- Będziemy spać...eee...razem? - spytałam niepewnie
- No...raczej...jak widać...tak - on chyba nie widział w tym nic dziwnego, ale ja poczułam się nieswojo. Nie licząc tego gwałtu wtedy... Nigdy TEGO nie robiłam... (tak, ja NADAL jestem dziewicą, mimo tego, co zrobił ten zjeb wtedy...)
Zagryzłam wargę, stojąc jak kołek.
- Coś nie tak...? - zatroszczył się Deaky
- Nie, ja...yhm...w porządku...
- Nie musimy spać razem. Załatwię jeszcze jedno łóżko...
- Nie no, dobra... Odpuść - odparłam, podchodząc do okna - Piękny widok.
- Mhm... - basista objął mnie leciutko od tyłu, opierając lekko głowę na moim ramieniu. Odwróciłam się po chwili, zarzucając mu ręce na szyję.
- Mówili w wiadomościach...wtedy...jak dostałaś te 3 kulki w Afganistanie...myślałem, że oszaleję...
- Przecież mnie nienawidzisz...nienawidziłeś.
- Ja cię kochałem, Cass! I nadal kocham i będę kochał! Byłem zdolny wsiąść w samolot i natychmiast polecieć do ciebie...bałem sie cholernie, że...że stracę cię na zawsze... - szeptał z bólem w głosie
- Jestem tutaj...silna ze mnie dziewczynka - posłałam mu delikatny uśmiech, głaszcząc jego policzek
- Widzę - dźgnął mnie palcem w brzuch - Same mięśnie, kuźwa! Pokaż no się - odsunął się ode mnie i lustrował mnie wzrokiem - Ani grama tłuszczu! Masz więcej mięśni ode mnie!
- Nieprawda - przejechałam ręką po jego bicepsie - Chodzisz na siłkę?
- Czasami. Ale... Ja tu tylko gram, królowo.
- JAK?!
- Królowo - mruknął, całując mnie w szyję - Moja śliczna dziewczynka.
- Cieszę się, że...wiesz...że zdążyliśmy na tym lotnisku.
- Jestem debilem. Gdybym był choć trochę ogarnięty, to bym nie spieprzył z tego wesela wtedy...
- Skąd wiesz, czy sama bym nie uciekła?
- Nie wiem w sumie...
- Widzisz. Nie obwiniaj się już.
- Tak jest, kapitanie! - roześmiał się i zasalutował, a ja trzepnęłam go w ramię
- Do odkrytej głowy się nie salutuje!
- O, wybacz. Masz jeszcze jakieś obowiązki związane z wojskiem?
- Kiedy skończycie trasę, ja jadę do Ameryki na tydzień... I potem co 3,4 miesiące na szkolenia...wiesz...jakby coś kiedyś...
- Stan gotowości?
- Tak.
- Jasne, rozumiem.
- Ej... jest tu jakiś sejf?
- SEJF?! Po chuj ci?
- Patrz - podeszłam do mojej torby i wyjęłam z niej pistolet oraz karabin - Po to - Johnowi opadła szczęka, a ja ze spokojem schowałam obie bronie do pudełka zamykanego na szyfr i wsunęłam je pod łóżko.
- Nie patrz tak, John, muszę być uzbrojona - wytłumaczyłam, przytulając się do niego
- Zaczynam się ciebie bać, mała...
- Taa, wstanę w nocy i zapodam ci kulkę w głowę - odparłam ironicznie - Bez jaj, Deacks.
- Wozisz ze sobą dwie, cholernie dobre bronie i komplet nabojów, tak?
- Właśnie tak.
- Jezu... - basista pokręcił głową - Po co ci to?
- A gdyby wybuchła wojna, czy cokolwiek, gdzie trzeba by było użyć broni, myślisz, że Sztab Wojskowy zdążył by uzbroić wszystkich żołnierzy na czas?
- Nie...
- No właśnie. Dobra, koniec tematu. Kiedy gracie pierwszy koncert?
- Jutro... dziś mamy po południu próbę...
- To ja się wtedy zobaczę z bratem - uśmiechnęłam się na samą myśl o tym
- Jasne, spoko!
- To ja... zadzwonię do niego - powiedziałam i szybko umówiłam się ze Stevenem - Przyjedzie po mnie za pół godziny - poinformowałam - Idę się przebrać
- Ja w sumie też...
- W takim razie do wieczora - cmoknęłam go w policzek
- Widzimy się na kolacji?
- Tak!
- W porządku... uważaj na siebie, papa!
- Paa! - zawołałam i weszłam do łazienki. Założyłam czarne legginsy, luźny T-shirt i marynarkę, wzięłam torebkę, schowałam w niej moją wojskową legitymację, paszport i pozwolenie na posiadanie broni, okulary słoneczne i telefon, a na samym dnie ulokowałam zawinięty w chustkę pistolet.

Steve już czekał na dole.
- CASS!
- STEVEN! - rzuciliśmy się sobie na szyję - Jejku, ale się stęskniłam!
- Ja też! Jak tam? - zaczął lustrować mnie spojrzeniem - Woow, ale masz mięśnie! Wyglądasz super!
- Ty również! - mój brat wyprzystojniał cholernie...



 - Masz kogoś, Steve?
- Na oku...
- Mmm, jak ma na imię?
- Emily - uśmiechnął się błogo
- Gratuluję! A wiesz... mam zdjęcia z wojska. Ale to w domu ci pokażę. Zobaczysz je jako pierwszy!
- Zajefajnie! - otworzył mi drzwi w samochodzie i po chwili podjechaliśmy do jego domu. Steve nalał nam soku i usiedliśmy na kanapie.
- To pokazuj!
- Dobra - wyjęłam z torebki kopertę z fotkami i wyjęłam pierwszą:


- Pierwszy rok w Szkole Wojskowej... - uśmiechnęłam się na to wspomnienie - Facet w mundurze to mój trener, kapitan Deacon...
- Deacon!?
- Nie, to nie rodzina Johna, zbieg nazwisk... Ok, dalej...


- Pompeczki... Dżizys, po 30 minutach wyliśmy z bólu a i tak musieliśmy dalej pompować... Ewh



- Afganistan... Pierwsza od lewej to ja... Były próby strzelania z karabinów... No...
- Moja zdolna - Steven przytulił mnie mocno
- A tu ja - parsknęłam śmiechem - Też próby jeszcze...


- Ładnie ci w mundurze...
- Dzięki - zarumieniłam się lekko - A to zdjęcie po prostu kocham. Mój kolega Marc, on ma 27 lat, był ze mną w Afganistanie, wita się z żoną i dzieckiem na lotnisku...


- Rany...
- Jego żona, Linde, była pewna, że już nie wróci... Płakała cały czas na lotnisku...
- Nie dziwię się.
- Nom...
- Chcesz zobaczyć Emily?
- JASNE! DAWAJ! - Tyler uśmiechnął się i podszedł do komody. Wziął ramkę ze zdjęciem i podał mi.
- O RAJU! - wydałam okrzyk zachwytu


- Śliczna!
- Wiem!
- Jesteście...parą?
- No... nie - skrzywił się - Ale... moglibyśmy.
- Ale?
- Ale nie umiem do niej zagadać...
- STEVEN!
- CO?
- No bez jaj...spytaj ją, czy chce być z tobą i tyle!
- Mówisz?
- Tak!
- No dobra, skor... - wtedy rozległ się trzask drzwi
- Kto to? - spytałam, a wtedy usłyszałam znajome
- Siemasz, Tyler! O... CASS?! - odwróciłam się i zmroziło mi krew w żyłach.
- PERRY?!

10 komentarzy:

  1. DIQHFoucgwoaurhfvouwao!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. IOOOOOOOOOO___________OOOOOOOOOOOOOOOOOOOO


    Oooooooooo_______oooooooooo

    BORZE JAK DOBRZE, ŻE SIĘ ODNALEŹLI KOCHAM CIE I ICH XD


    Kiedy zrobiło jej się niedobrze pierwsza moja myśl to: o kurwa jest w ciąży
    ...


    ..

    TA W CIĄŻY SKORO TYLE LAT NIE WIDZIALA JOHNA

    XDDD


    Mam nadzieję na coraz Ciekawsza akcje kocham to kurwa!!! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też Cię kocham XDDD <3333 Następna część może dziś, a na 1000000000000000000% jutro ;*

      Usuń
    2. Ps. Chyba cię obserwuje na tumblrze (rising--m-o-o-n taki kutas xD)


      CZEKAM *--*

      Usuń
    3. AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!


      Czemu djakon obciął włosy.... ):
      Jezusie te loczki som xD takie xD
      Złe xD

      Kocham kocham kocham kurde!
      John ty dobry człeku czyń tak i ją przelec i zrób decaniątka xD wydaje mi się, że z tymi sprawami łóżkowymi będzie trudno i tak szybko mu nie da albo... Nie wiem coś się stanie xD
      A perry pewnie będzie wmawiać, że kocha i "weź no Cass bondż matkom moich dzieci no ej weź"
      Potwierdzone info

      ~ kocham go wielebnego nananA ~

      Usuń
  3. Zapraszam na wyczekiwany rozdział 7.
    http://one-rainy-dream.blogspot.com/2014/02/rozdzia-7-nie-przestawaj-wierzyc.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Gdzie ten nowy ))));

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miał być wczoraj, ale nie miałam dostępu do lapka, będzie dziś ;D

      Usuń