Stała pośrodku pokoju, zanosząc się histerycznym szlochem. Chyba ją ktoś usłyszał, bo po chwili do pokoju wpadli pozostali muzycy.
- Karolina! Co jest? Todd gdzieś poszedł, nie wiemy gdzie! Czemu ty płaczesz? Hej!
- CISZA! - wrzasnął Myles i podszedł do dziewczyny - Co się tutaj działo? - opowiedziała im o wszystkim, a zespół słuchał w milczeniu.
- Nie rozumiem go - mruknął Slash
- Ja też nie - zgodził się Brent i podszedł do szatynki, obejmując ją ramieniem - Nie płacz. Wszystko się ułoży...
- Franek...? - szepnęła, a gitarzysta momentalnie znalazł się przy niej
- Tak?
- Niech oni idą, a ty zostań ze mną, dobrze? - wyszeptała mu do ucha
- Jasne. - odszepnął i dodał już głośno - Idźcie już, co? Ona... No wiecie.
- Na pewno? - zatroszczył się Myles. Karri kiwnęła głową i po chwili zostali tylko we dwoje.
- Frank... Dlaczego on mi to zrobił, co? Powiedział... Mówił, że mnie kocha!
- Bo on cię kocha... Tylko trochę go to przerosło. Pogadać z nim?
- Zrobisz to dla mnie???
- Oczywiście. Ale dajmy mu parę dni. Niech się uspokoi i te de... Rozumiesz?
- Mhm... Tak, jasne. Zostań ze mną na noc, dobrze? Nie chcę być sama...
- Oczywiście, że zostanę, od tego jest przyjaciel!
- Dziękuję ci - przytuliła się do chłopaka i już po chwili zasnęła, zmęczona wszystkimi wydarzeniami
*** 10 DNI PÓŹNIEJ, LOS ANGELES ***
Todd szedł wolno leśną ścieżką i rozmyślał nad swoim życiem.
- Jesteś idiotą, Kerns. Nie przemyślałeś nic i straciłeś kogoś, kogo tak kochałeś... Dla głupich, nic nie wartych dziwek... Co teraz niby zrobisz?
- Dać ci radę? - usłyszał cichy, melodyjny głos. Spojrzał w bok i ujrzał medytującego... JOE PERRY'EGO!
- Joe?!
- Tak mam na imię. Chcesz tą radę, czy nie?
- Chcę.
- Jeśli chcesz odzyskać dziewczynę... Musisz po pierwsze tego chcieć w 100%... Chcesz?
- Chcę.
- Po drugie: musisz wiedzieć co jest dla ciebie ważniejsze, prawdziwa miłość na zawsze, czy dziwki na chwilę.
- Chcę odzyskać moją Karolinę.
- A więc po trzecie: Musisz umieć przeprosić.
- Nie jestem w tym dobry...
- Chodź tu, nauczę cię.
Godzinę później Todd szedł z powrotem i kręcił głową ze zdziwieniem. Joe Perry uczył go przepraszać dziewczynę...
Ale basista już wiedział co musi zrobić. Kiedy wyjawił swój plan Perry'emu, gitarzysta aż odsunął się kawałek i spojrzał na niego, mówiąc:
- Jesteś pewien, że TAK to chcesz rozegrać?
- Jestem pewien. Na sto procent.
- Powodzenia, stary - Joe poklepał go po ramieniu i zniknął tak samo niespodziewanie jak się pojawił.
***
Kiedy rano, jak zwykle w innym miejscu, Karolina się obudziła, pierwsze co zrobiła, to sprawdziła rozpiskę trasy koncertowej i datę w kalendarzu, żeby w ogóle wiedzieć, gdzie jest. Wywnioskowała Japonię, konkretnie Tokyo.
Od zniknięcia Todda dołączyła do dwuosobowego kółka Chlaczy, jak to nazywali Slash i Franek. Co wieczór upijała się do nieprzytomności i urywał się jej film. Myles patrzył na to z niesmakiem i próbował stopować szatynkę, ale ona miała gdzieś jego upomnienia.
- Frank - zaczepił Myles gitarzystę rytmicznego - Czy możesz w końcu przestać?
- Ale co? - spytał, biorąc łyka z puszki z colą
- To upijanie Karoli!
- Ja jej nie zmuszam, ona sama przychodzi i pije z nami.
- Wszystkim nam brakuje Todda... Nawet mi... Chciałbym wiedzieć gdzie on jest... Ale nie możecie tak robić! W końcu któremuś z was coś się stanie!
- Nie kracz... - fuknął rytmiczny i chciał sobie pójść, ale Myles chwycił go za ramię
- Kurwa! Weźcie mnie w końcu na poważnie! Nikt mnie nie słucha! NIKT! - zaczął krzyczeć - Ileż można! Odchodzę, kurwa! - odwrócił się i nerwowym krokiem pobiegł w niewiadomym kierunku. Franka zatkało. Stał z otwartymi ustami i patrzył w stronę w którą odszedł wokalista. Po chwili pobiegł za nim.
- MYLES! Zaczekaj, Myles! - znalazł go w składziku na miotły. Wokalista siedział na ziemi, ramiona trzęsły mu się jakby od płaczu - Myles... Ty płaczesz?
- Frank... To wszystko się wali... Niech Todd już wróci i nie robi sobie jaj... - wykrztusił z trudem i położył głowę na swoich kolanach
- Myles... Nie wiedziałem, że tak to przeżywasz... My już będziemy grzeczni, obiecuję - Myles podniósł głowę i uśmiechnął się delikatnie
- Dziękuję - uściskali się i wrócili do swoich codziennych zajęć.
***
Karolina siedziała w pokoju, nudząc się niemiłosiernie. Przed chwilą rozmawiała z Mylesem i Frankiem o piciu i obiecała przystopować. A co miała robić oprócz picia?
Włączyła sobie koncert Queen i patrzyła w ekran, ale tak naprawdę nie widziała koncertu. Przed oczami miała Todda i tylko Todda.
Kiedy tak rozmyślała, ktoś zapukał do drzwi jej pokoju.
- Cześć, mogę? - spytał Slash
- Jasne, wchodź. Coś się stało?
- No... Nudzisz się?
- Nawet nie wiesz jak.
- Bo mam bilety... Na jutrzejszy występ Briana Maya...
- Gdzie?
- We Francji - wyszczerzył zęby
- Jak masz zamiar się tam dostać?
- Wsiadamy w samolot i lecimy!
- No nie wiem...
- Oj tam, no chodź!
- Ok... To kiedy?
- Teraz!
- Co?
- To!
I tak, 20 minut potem, wsiadali do prywatnego samolotu zespołu.
- Jaki to występ?
- No... Taki solowy... - powiedział niepewnie - Zobaczysz zresztą!
***
Stali przy samej scenie w teatrze. Slash schował włosy pod czapką, a oczy pod okularami. Brian wyszedł na scenę i wszyscy zaczęli klaskać i się wydzierać.
Gitarzysta Queen odetchnął, przywitał się z publicznością i zaczął występ od... właśnie tego utworu.
Na jego twarzy malowało się wzruszenie i przejęcie. Śpiewał całym sercem, całą duszą.
Karolina nie mogła powstrzymać łez. Ten utwór kojarzył jej się z... Nim. Z Toddem. Mimo tego, wpatrywała się w Briana jak w obrazek. Bardzo jej się podobało i ani nie zauważyła jak minęło 1,5 godziny show. Muzyk pożegnał się i zszedł ze sceny.
- Slash, mam prośbę...
- Nie kończ. Już idziemy - mrugnął do niej i pociągnął w stronę garderoby. Okazał jakieś plakietki i weszli.
- Zaraz poznasz Briana! Cieszysz się?
- I to jak! - znaleźli się w małym pokoiku. Na kanapie siedział Brian i wyglądał jakby na nich czekał.
- Slash!
- Brian, stary! Jak tam? (*Jak już wspominałam, wiek osób został zmieniony, są młodsi niż normalnie)
- A dobrze, dobrze. To twoja dziewczyna?
- Ja mam już Michelle, to jest moja przyjaciółka, Karolina.
- Cześć - Brian podał jej rękę
- Cześć, miło mi cię poznać. Jestem Karolina, ale mów mi Karii.- uścisnęła dłoń muzyka
- Usiądźcie, zaraz przyniosę coś do picia - Karri otwarła szeroko oczy ze zdziwienia. ŻADEN z muzyków, których kiedykolwiek spotkała, nikomu nie przyniósł picia. Zawsze kogoś posyłał. A Brian kulturalnie poszedł, sam przyniósł i jeszcze rozlał do szklanek!
- To co mi powiecie? - zaczął rozmowę gitarzysta Queen
- Todd zniknął - odparł Slash i streścił kumplowi całą sytuację. Brian słuchał uważnie, a potem skomentował to jednym, jakże trafnym zdaniem:
- Nie wszystko złoto, co się świeci. - Slash i Karolina pokiwali głowami
- Wiecie co... Muszę do kibla. Zaraz wracam - powiedział Saul i wyszedł z pomieszczenia. Zostali we dwoje, ona i Brian.
- Hm... Brian?
- Tak?
- Wiesz... Jeden z utworów Queen... Bardzo mi przypomina obecną sytuację.
- Too Much Love Will Kill You?
- Skąd wiesz?
- Widziałem twoją reakcję, stałaś przede mną, złotko. Ale podobało ci się?
- Cudownie śpiewasz i grasz. Uwielbiam cię!
- Nie jestem nawet w połowie tak dobry jak... Freddie. To było 21 lat temu... A ja nadal nie potrafię się otrząsnąć. Straciłem najważniejszą... Jedną z najważniejszych osób w moim życiu... A drugą też straciłem, ale z mojej winy - uśmiechnął się smutno - Nazywała się Natalie...
- Rozumiem.
- Mała, ratujcie to póki nie jest za późno... Ja nie zdążyłem.
- Co... Się stało? Jeśli mogę spytać...
- Po kolejnej kłótni pojechała do domu... I nie dojechała...
- Tak mi przykro... - niepewnie przytuliła Briana, a on nie zaprotestował.
- Dzięki. Naprawdę dziękuję.
- To ja dziękuję , że mogłam ci się zwierzyć.
- A ja tobie - wtedy wszedł Slash
- O czy gadacie?
- O niczym w sumie... O występie.
- Dzięki, że mój występ nazywasz niczym! - fuknął Brian ze śmiechem
- Ej, to nie miało tak zabrzmieć!
- Ale zabrzmiało! - tak upłynęło następne kilka godzin
***
W samolocie, kiedy wracali, Karolina ciągle miała w głowie głos Briana:
- Mała, ratujcie to póki nie jest za późno... - wyciągnęła z torby płytę z utworami Queen śpiewanymi przez ich gitarzystę. Zajrzała do wkładki, gdzie była dedykacja "Dla mojej przyjaciółki, Karoliny. Niech ci się wszystko ułoży, tak jak chcesz... Brian" i jego autograf. Westchnęła i włączyła MP4. Wybrała płytę Aerosmith "The Greatest Ballads" i wsłuchała się w piękny głos Tylera.
***
Obudziła się podczas lądowania. Wyłączyła odtwarzacz i kiedy samolot stanął, wysiadła. Było czarno, tak czarno, że ledwo zobaczyła sylwetkę Slasha.
- Pójdę już do hotelu... Idziesz?
- Nie, jeszcze chwilkę pospaceruję... Nie masz nic przeciwko?
- Co ty, idź. Na razie.
- Narka i... Slash... Dziękuję ci za to. Za ten koncert i poznanie Briana i... - wtedy jej przerwał. To było prawie niewyczuwalne, ale było. Saul delikatnie musnął jej usta i szybko zniknął w ciemnościach nocy.
Karola odwróciła się i skierowała swe kroki do lasku za hotelem. Szła i rozmyślała. Slash ją pocałował... To nic nie znaczy! I tyle.
Wyparła ten fakt z głowy i skupiła się na radach Briana. Wyjęła komórkę i wykręciła numer, który znała na pamięć. Jakie było jej zdziwienie, gdy w słuchawce odezwał się sygnał!
- Halo?
- H... H... Halo?
- Kto mówi?
- Ja... Karolina...
- Karolina... - powtórzył miękkim głosem - Czemu dzwonisz o 3 w nocy?
- Bo dopiero wróciłam z koncertu Briana Maya... Gdzie jesteś?
- Tam gdzie ciebie nie ma i nie będzie.
- Todd, ja... Wróć do nas, proszę.
- Nie.
- Ale...
- NIE I KONIEC! - krzyknął i rozłączył się. Dziewczyna westchnęła. To było za trudne na jej biedną głowę.
- Pogódź się z tym, idiotko! On cię nie kocha i KONIEC! - powiedziała sobie i wróciła do hotelu. Przed drzwiami jej pokoju czekał Saul.
- Karri, ja tylko chciałem...
- Ciii - położyła mu palec na ustach - Nic się nie stało. Jest okej. Rozmawiałam z Toddem...
- TAK?
- Ciszej, wszyscy już śpią. Spytałam gdzie jest i czy wróci, a on się wkurzył, wrzasnął "nie" i się rozłączył.
- Hmmm... Bez sensu.
- Ale przedtem tak słodko, mięciutko powiedział "Karolina"... - rozmarzyła się szatynka
- Nie łudź się, dobra? Robię to dla ciebie, żebyś potem nie była wrakiem człowieka przez tego skurwiela!
- Slash, to moje życie, poradzę sobie - przytuliła gitarzystę i weszła do swojej sypialni.
Wykąpała się i kiedy zasypiała, na zegarku była 4.12...
***
Obudził ją dźwięk telefonu.
- Halooo? - spytała zaspanym głosem
- Cześć... Nie przeszkadzam? - Karolina aż się zakrztusiła. To niemożliwe... Przecież nie mógł do niej zadzwonić...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz