czwartek, 23 stycznia 2014

Queen rules, rules of music - PART 8

BRIAN!? Podniosłam się aż.
- Co ty tu robisz? - mój cichy głos był zimny jak lód - Chcę żebyś stąd wyszedł. Doktorze Mitchell, nie życzę sobie go tutaj.
- Oczywiście. Panie May, proszę opuścić salę.
- Ja tylko... Cass... Daj mi wyjaśnić!
- Co? To, że mnie zdradzasz? Spieprzaj, May.
- Proszę...
- NIE! Wyjdź! - Brian westchnął.
- Chciałem tylko powiedzieć, że jestem z Natalie, a ciebie przepraszam - powiedział i wyszedł z sali. Opadła mi szczęka. CO ZA CIOTA! Wtedy do pokoju wśliznął się John.
- Deaky! - mój głos zabrzmiał mocno, a basista uśmiechnął się szeroko. Podszedł do mnie i mocno przytulił.
- Tak się cieszę, że mówisz, kochanie - wyszeptał mi do ucha - I wiesz... mam coś dla ciebie.
- Masz coś dla mnie?
- To ja was zostawię - doktor mrugnął do mnie i wyszedł z sali.
- Tak, mam coś dla ciebie, poczekaj chwilę - poszedł na korytarz i po chwili wrócił, a ja aż pisnęłam. John trzymał na rękach...


- Mały ma 10 tygodni, nazywa się Steven i... od teraz jest twój - położył mi maluszka na kolanach. Poczułam łzy wzruszenia na policzkach i przyciągnęłam Deaky'ego do siebie, całując go w usta.
- Dziękuję, skarbie, dziękuję, dziękuję, dziękuję! - szeptałam, tuląc go mocno - Spełniłeś moje największe marzenie...
- Drobnostka - uśmiechnął się - Przepraszam, że przed czasem, ale stwierdziłem, że po operacji podniesie cię na duchu - podniosłam pieska i przytuliłam go do siebie. Był taki ciepły i mięciutki... Zaczęłam głaskać go po główce, a Steve wtulił się w mój łokieć i zasnął. Spojrzałam na Johna, który przyglądał się nam z uśmiechem.
- Czy teraz jesteś szczęśliwa?
- Tak! Oczywiście! Mam w końcu pieska... będę śpiewać... a ty jesteś przy mnie - popatrzyłam mu prościutko w oczy.
- Cassey? - mruknął, niemal stykając się ze mną nosem
- Ta...taak?
- Kocham cię - powiedział to z takim uczuciem, tak prosto... Niby od wczoraj jest jak jest, całowanie się i te de... Ale TEGO sobie nie powiedzieliśmy...
- Kocham cię, słyszysz? Kocham jak nikogo nigdy nie kochałem - gładził mnie palcami po policzku.
- Ja ciebie też kocham. I teraz mówię to szczerze, nie jak przy Brianie. Kocham cię, John.
- Mnie i tylko mnie?
- Ciebie i tylko ciebie - odparłam, a wtedy delikatnie wsunął język między moje wargi, całując czule. Westchnęłam, owijając mu ręce wokół szyi i poddając się temu, co robił.
W pewnym momencie usłyszałam ciche chrząknięcie. Oderwałam się od Johna i spłonęłam rumieńcem, widząc w drzwiach Rogera i Meg, trzymających się za ręce, Freda i... tata?
- Tata! - ucieszyłam się, widząc Jima.
- Skarbie mój - przytulił mnie mocno - Nie pokazywałaś się już długo w domu... Opowiesz mi co się działo?
- Jasne, ale siadajcie może - odparłam i zaczęłam opowiadać. Wszyscy słuchali uważnie, a kiedy skończyłam, Rog wtrącił:
- A jak się Stevie podoba?
- Jejku, jest cudowny - pogłaskałam retriverka po główce - Marzyłam o takim!
- Wiesz córciu, że najchętniej mielibyśmy z mamą całą sforę... Ale ta alergia...
- Wiem, tatusiu, ale widzisz, mam teraz swojego. Jestem cholernie szczęśliwa, mam Stevena, mam przyjaciół, mówię i chyba będę śpiewać... No i mam Johna - uśmiechnęłam się i pogładziłam rękę Deaky'ego.
- Jesteście parą? - spytał Fred.
- Tak - odpowiedzieliśmy oboje w tym samym czasie - Deacks, właśnie, poznajcie się z moim tatą. Tato, to jest John, John, to mój tata, Jim - mężczyźni przywitali się, zamienili kilka zdań - Wiesz, tatusiu, pokazywałam Johnowi twoje zdjęcia, od razu stwierdził, że jesteś przystojny - zaśmiałam się, a tata teatralnie zarzucił włosami.
- Się ma ten wdzięk! - powiedział dumnie, a wszyscy się roześmiali.
- Kiedy wychodzisz, córka?
- Ja... w sumie nie wiem - wzruszyłam ramionami - Jak najszybciej, o.
- Bo ja wyjeżdżam...
- CO? Kiedy?
- Za dwa dni jadę do Szkocji na miesiąc... praca - westchnął
- O szlag... - wtuliłam się w niego mocno - Będziesz dzwonić?
- Jasne! A teraz wracam do mamy... Jutro cię odwiedzi...
- Tato, jeszcze jedno... Spotykam się ze Stevenem. Za 3 tygodnie, kiedy mają koncert w O2...
- Aa... - urwał - W porządku. Masz do tego pełne prawo. Nie wiem tylko jak mama...
- Nie obchodzi mnie to. Chcę w końcu poznać brata!
- Oczywiście, skarbie - tata uśmiechnął się do mnie
- Dziękuję - odpowiedziałam tym samym
- Ok, zbieram się. Przyjdę się pożegnać przed wyjazdem...
- Dobrze. Przyjdź koniecznie... Pa, tato - pocałowałam go w policzek, a Jim pomachał mi i wyszedł z sali.
Fred, Rog i Meg patrzyli na mnie dziwnie.
- Co?
- Przecież za 3 tygodnie grają w O2 Aerosmith... - powiedział Rog.
- Tak. Steven Tyler jest moim bratem - powiedziałam, a towarzystwo dosłownie zamarło. Opowiedziałam im całą historię, a potem posłałam w obieg zdjęcia, które wzięłam ze sobą.
- Nonono... wow - powiedział Freddie.
- Ale z ciebie śliczne dziecko było... No i wyrosła przecudna kobieta - powiedział Roger, uśmiechając się do mnie.
- Jesteś podobna do Stevena i do swojej mamy - dodała Meg, tuląc się do perkusisty.
- Dzięki - zarumieniłam się, chowając fotografię do torby. Steve przebudził się i zaczął cichutko skomleć, więc pogłaskałam go znowu.
- Johnny, co on je? W sensie...no...
- Tak, tak, wiem - odparł, wyciągając ze swojej torby puszkę - To - zerknęłam na etykietkę.
- Nie mam mu w czym tego dać...
- O tym również pomyślałem - podał mi małą miseczkę, a ja cmoknęłam go w policzek i wyłożyłam zawartość puszki do miseczki.
- Dasz mu? - podałam jedzenie Rogerowi, który położył miskę na ziemi, a John postawił koło niej pieska, który natychmiast zaczął jeść. Wszystkim wyrwało się ciche 'ojeeeeeej'.
- Jaki on słoooodki - stwierdziła Meg - robiąc minę typu *.*
- Bo mój - zaśmiałam się cicho, patrząc na Stevenka. Nagle usłyszałam tuż przy uchu cichy pomruk:
- Kochanieee? - podniosłam głowę i zetknęłam się z Johnem nosem.
- Taa...k? - uśmiechnął się i wpił mocno w moje usta. Roger i Freddie wstali i zaczęli gwizdać i klaskać jak idioci, na co ja teatralnie przechyliłam się do tyłu, obejmując Deaky'ego za szyję. Całowaliśmy się kilka minut, a kiedy się oderwaliśmy od siebie, Rog zapytał:
- Kiedy się pobieracie?
- Przymknij się - zaśmiałam się - Jeszcze nie!
- Ale może kiedyś! - w głosie basisty brzmiała nadzieja
- Kiedyś na pewno, odparłam, opierając głowę na ramieniu Johna.
- My już będziemy spadać - Freddie wstał, ciągnąc za sobą Taylora.
- Tak, tak, idziemy - potwierdził perkman, chwytając Megan za rękę.
- Dzięki za wizytę, jesteście kochani - poprzytulałam całą trójkę, po czym zostaliśmy sami z Johnem i Stevenkiem.
- Wiesz co, John?
- Tak?
- Boję się...
- Czego?
- Spotkania z bratem... A ten... nie mów, że idziemy tylko na spotkanie z nimi? - zrobiłam maślane oczka, a Deacks wyciągnął z kieszeni dwa bilety na płytę.
- Kocham cię normalnie! - rzuciłam mu się na szyję - Jesteś najcudowniejszym facetem jakiego poznałam, wiesz?
- Ach... doprawdy?
- Tak! - znowu zaczęliśmy się całować, tym razem namiętniej i duuużo dłużej. Fajnie, że są tu takie duże łóżka, przynajmniej może się położyć obok mnie...
John zjechał ustami na moją szyję, a ja wygięłam się, jęcząc cichutko. Pociągnęłam go tak, że niemal na mnie leżał. Mój oddech przyspieszył mocno, a serce zaczęło bić 10 razy szybciej...
- De...aky... my... jesteśmy... my... nie tu... - jęknęłam, a on natychmiast przestał, choć z wyraźnym trudem.
- Masz... cholerną rację... przepraszam...
- Nie... to nie to, że nie chcę... Tylko... Nie w TAKIM miejscu...
- Wiem... wiem - posłałam mu uśmiech - Późno już... Będę musiał iść...
- Zostań...
- Nie mogę właśnie - skrzywił się - Już pytałem.
- Mhm... no cóż. Widzimy się rano.
- Tak. Dobranoc, kochanie.
- Dobranoc i jeszcze raz dziękuję za wszystko - przytuliłam się do niego, a po chwili już spałam.

*** 3 TYGODNIE PÓŹNIEJ, HALA O2 ***

- Deackson... ja sie denerwuję... - powiedziałam. Staliśmy przed wejściem za kulisy.
- Wiem. Wszystko się uda, zobaczysz. Masz papiery?
- Mhm - wyjęłam z torebki akty urodzenia, zdjęcia i papiery rozwodowe rodziców. Ścisnęłam Johna za rękę, a on zapukał. Otworzył nam ochroniarz.
- Przepustki - pokazaliśmy imienne identyfikatory i weszliśmy.
- Korytarzem i drzwi po lewej!
- Jasne, dzięki - odparł Deaky i poprowadził mnie. Ujrzałam czerwone drzwi z napisem 'Steven Tyler. Pieprzcie się wszyscy :)'. Parsknęliśmy śmiechem.
- Pukaj, kochanie - zastukałam w drzwi.
- Proszę! - usłyszałam lekko skrzekliwy głos, a John szepnął mi do ucha:
- Powodzenia - otwarł mi drzwi i popchnął mnie do środka. Weszłam niepewnie i zobaczyłam Tylera rozwalonego na kanapie z puszką Pepsi w ręce.
- No siema - przywitał się - Podobno jakaś sprawa, taaa?
- Mhm...
- Usiądź. Jak masz na imię? - siadłam na kanapie i zaczęłam:
- Mam... Mam na imię Cassandra Ternent. To nie jest moje nazwisko. Urodziłam się 3 kwietnia 1957 roku w Ameryce, w Yonkers. Mój prawdziwy ojciec ma na imię Victor a matka Susan... - po każdym kolejnym zdaniu Steven miał coraz większe oczy - Mam dwójkę rodzeństwa... Siostrę Lyndę... i brata... Stevena - spojrzałam na niego - Ja... jestem twoją siostrą - podałam mu zdjęcia i papiery. Steve długo je przeglądał, widziałam szok i niedowierzanie w jego oczach. W końcu podniósł wzrok, wstał i przytulił mnie do siebie z całej siły.
- Moja kochana... miałem 13 lat kiedy mi cię zabrali... - usłyszałam, że płacze - Chciałem się z tobą jakkolwiek skontaktować... Boże... Już myślałem, że cię nigdy nie zobaczę! - ujął moją twarz w dłonie - Jesteś taką śliczną kobietą... zawsze byłaś... Pamiętam, jak trzymałem cię na rękach jak się urodziłaś i mama chciała chwilę odsapnąć od noszenia ciebie... - pogłaskał mnie po włosach - Miałem... mam....miałem tylko to - wyjął coś z kieszeni i podał mi. Była to wymięta, pobrudzona fotografia...


- To... ja?
- Tak. Miałaś tutaj 15 miesięcy...
- Nie widziałam tej fotografii...
- No bo ja ją dostałem... Widzisz jak wygląda, przeszła wiele, oj wiele...
- Rozumiem... - popatrzyłam mu w oczy - Cieszę się, że cię odnalazłam.
- Ja też się cieszę - wtuliłam się w jego umięśnione ramiona - Mogę już wpuścić tu mojego chłopaka?
- Jasne!
- JOHN! - Deaky natychmiast wszedł i zastał nas przytulonych mocno do siebie.
- Widzę, że wszystko gra - uśmiechnął się basista.
- Tak, jak najbardziej.
- Chcecie poznać resztę zespołu? - spytał Steven.
- Jasne! - odpowiedzieliśmy równiutko.
- No jaka dobrana para! - zaśmiał sie Steve i wyszedł na korytarz, drąc się - ZJEBY Z ZESPOŁU DO MNIEEEE! - po chwili wrócił z 4 facetami. O. KURWA. MAĆ.
- Ok, zjeb numer jeden, gra na perce i nazywa się Joey Kramer


- Zjeb numer dwa, krewniak Deacona, bo basiarz, Tom Hamilton!


- Zjeb numer trzy, rytmiczny, Brad Whitford!


- I zjeb numer cztery, pan od solówek, Joe 'Fuckin' Perry... Joe? JOE, DO JASNEJ ANIE... - wtedy do pokoju wszedł jeden z najpiękniejszych facetów jakich kiedykolwiek widziałam.


Dosłownie opadła mi kopara. OJEZUKOCHANYWIDZĘANIOŁA *___________*
Przywitałam się z 3 muzykami, a na końcu z Joe.
- He...he...he...j...jestem... Cass... - wyjąkałam, podając mu rękę.
- Cześć - okurwajakiseksownygłos! - Joe Perry - uścisnął moją dłoń i uśmiechnął się do mnie. Ugięły mi się kolana - Śliczna z ciebie dziewczyna, Cassey - teraz umarłam.
- A ty jesteś cholernie przystojny... - odparłam zarumieniona.
- Hehehe, dzięki... Może... Wyskoczysz ze mną jutro na drinka?
- Ja...jasne! Chętnie! Gdzie i o której?
- Spotkajmy się... nie wiem... zresztą. Napisz mi adres, przyjadę po ciebie.
- Ooo, w porządku, mieszkam teraz z tym oto panem... - odwróciłam głowę i aż podskoczyłam, napotykając morderczy wzrok Johna...

***

PROSZĘ O KOMENTARZE :)))

3 komentarze:

  1. jooo.... ale ma przesrane!!!! łooo... tego się nie spodziewałam! ale i tak super!!!! hehe no to...... pisz nową i masz ją dodać jak najszybciej bo cię znajdę i ci coś zrobię!!!! xD

    Martyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Awh, o to chodziło, nikt się zapewne nie spodziewał :D Nowy będzie NA MILIARD PROCENT jutro ;*

      Usuń
  2. No tak podrywać na oczach Johna, no nie ładnie. ODCINEK MEGA *__________*

    OdpowiedzUsuń