***
Kilka dni później, zgodnie z przewidywaniami lekarza, straciłam głos. Nie, nie płakałam. Musiałam się trzymać. Najgorsze jest to, że jesteśmy nadal z Fredem pokłóceni...
Brian wyszedł na próbę, a ja siedziałam w domu, brzdąkając coś na jednej z wielu jego gitar. Usłyszałam ciche pukanie.
- Proszę - aaaa. No tak. Ja nie mówię. Podeszłam do drzwi.
- Cass! - za nimi stał John - Cześć! - przytulił mnie mocno - Słyszałem o twoim głosie... - kiwnęłam głową - Mówisz coś? - pokręciłam - Ok.... - podeszłam do mojej małej, podręcznej tabliczki na pisanie, wzięłam ją i nabazgrałam "Kawy?"
- Chętnie. Hm... To tak się porozumiewacie - zaśmiał się.
- "Że z kim?"
- No z Brianem. Przecież jesteście parą, tak? - zastanowiłam się chwilę.
- "Czemu pytasz?"
- Odpowiedz mi.
- "Ja...my....nie wiem"
- Jak to nie wiesz?
- "No nie wiem. Całowaliśmy się paręnaście razy. Pomógł mi... znalazł mnie po.... TYM..."
- Powiedziałaś mu, że go kochasz.
- "Powiedziałam."
- Dla mnie to jasne.
- "O co ci chodzi?"
- O nic.
- "Powiedz proszę"
- No o nic. To wtedy.... w studio... nic dla ciebie nie znaczyło? - moja dłoń z rysikiem zatrzymała się nad tabliczką, można powiedzieć, że milczałam - Cass, ty sama nie wiesz czego chcesz. Poleciałaś na Briana, bo co? Bo się rozstali z Natalie? To ja cię informuję, że Nat zerwała z tamtym i jest wolna. I wybłaguje u Briana wybaczenie. Sądzisz, że jej odmówi!? TAK SĄDZISZ?!
- "Nie krzycz na mnie."
- Przepraszam.
- "Jesteś na mnie wściekły, tak?"
- Nie jestem wściekły. Powiedz mi tylko... zależy ci na mnie?
- "Tak"
- A na Brianie?
- "Też" - John westchnął ciężko. Trąciłam go w ramię, pokazując tabliczkę:
- "John, czy ty się we mnie zakochałeś?" - Deaky odwrócił wzrok i po chwili spytał cicho:
- A czy ty się zakochałaś w Brianie?
- "Daj mi chwilkę..." - zamyśliłam się. Czy ja go kocham? Jestem gotowa spędzić z nim... powiedzmy całe życie? Podoba mi się... dobrze całuje... Ale to taki trochę pies na baby...
- "Mówił, że mnie kocha" - napisałam.
- Natalie też tak mówił. I Ann. I Martie. I Sandy - wyliczał na palcach, mówiąc beznamiętnym tonem. Zatkało mnie.
- "C....c....o?"
- A ty co myślałaś? Że to taki facet, jak ja? Jego obskakują laski. A on się ani trochę nie broni - teraz to mnie zszokował. Już miałam coś napisać, kiedy znów ktoś zapukał.
- "Deaky, otworzysz?" - napisałam, a basista posłusznie wstał i po chwili wrócił z Freddie'm i Rogerem. Fred trzymał bukiet kwiatów.
- Cześć, Cassey, ja... znaczy... - plątał się Fred - Chciałem cię przeprosić za to w studiu... Niepotrzebnie się na ciebie wydarłem. Przepraszam - uśmiechnęłam się lekko i nabazgrałam na tabliczce:
- "Dziękuję, Fred, nie gniewam się :)".
- Ej, czemu ty nie... - wokalista urwał w pół słowa.
- "Mam zerwane struny głosowe. Muszę mieć operację. Podobno już nigdy nie zaśpiewam..." - Fredowi opadła szczęka. Zmazałam tabliczkę i dopisałam:
- "Przytuliłbyś mnie :)" - Mercury podszedł i mocno mnie wyściskał, tak samo Rog. John trzymał się na dystans, chyba był zły...
- "Chcecie kawy?" - postukałam Rog'a w ramię, pokazując napis.
- Jasne!
- Tak, pewnie! - poszłam, zrobiłam 4 kawy i przyniosłam na tacy, razem z jakimiś ciasteczkami. Nagle coś mi zaświtało.
- "Gdzie jest Brian!? Podobno macie próbę?"
- Jak to? - Taylor spojrzał na mnie jak na debilkę - Przecież soboty i niedziele są wolne...
- "Ja wiem, ale... NOSZ KURWA"
- Widziałem ich z Natalie przed studiem... - powiedział cicho Freddie.
- "Ah...jasne. Rozumiem"
- W porządku? - Roger patrzył na mnie z troską. Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się lekko. Taaa. Jasne, że nie w porządku.
- "Możecie mu życzyć szczęścia z Natalie. Ja wracam do siebie, do domu. Chciałabym tylko, żeby jeden z was potowarzyszył mi we wtorek na operacji... da się zrobić?" - nabazgrałam i pokazałam tak, żeby wszyscy trzej widzieli. Roggie i Fred momentalnie przenieśli wzrok na Johna.
- Co? - podniósł wzrok - JA?! Ja... jestem zajęty. Sorry.
- "Proszę cię. Chciałabym, żebyś to był ty" - napisałam, pokazując mu z wahaniem. Deaky wyraźnie się ociągał z decyzją.
- Ja ci potowarzyszę - powiedział nagle Rog, mierząc Johna nienawistnym spojrzeniem.
- "Jesteś kochany, Roggie :))) Dziękuję" - napisałam, podsuwając perkusiście tabliczkę pod nos.
- Nie ma sprawy - uśmiechnął się, obejmując mnie ramieniem. 'Przegadaliśmy' (jeśli mogę tak to nazwać) cały wieczór. W końcu o 21 chłopcy stwierdzili, że trzeba się zbierać.
- "Podrzuci mnie któryś do domu? Tylko wezmę torebkę..." - poprosiłam.
- Ja bym podrzucił, tylko jadę w całkowicie inną stronę... - powiedział Roger, a Fred pokiwał głową.
- Ja też...
- "John?" - niepewnie podałam tabliczkę basiście.
- Hm... No nie wiem...
- Stary, co z tobą, przecież jedziesz tamtędy! - Rog klepnął go w ramię - Masz focha na Cass, czy co? - Deacon wzruszył ramionami.
- Dobra, zbieraj się - powiedział to takim tonem, że chciało mi się płakać. Pobiegłam na górę i po chwili byłam gotowa. Wzięłam tabliczkę i rysik pod pachę i kiwnęłam głową na znak, że możemy iść. Pożegnałam się z Rogerem i Fredem, całując ich w policzki. Deaky wyjął kluczyki z kieszeni i otworzył mi drzwi samochodu. Wsiadłam, cała spięta. To nie będzie miła podróż.
Odpalił silnik i ruszył szybko. Obliczyłam, że pomęczę się jakieś 25 minut. Cóż. Przynajmniej nie muszę (nie mogę) się odzywać. Niepewnie włączyłam radio. Tak lepiej.
Wzięłam moją tabliczkę i zaczęłam pisać bardzo starannie i porządnie, a po chwili położyłam ją na jego kolanach. Na tabliczce dużymi literami było napisane:
"CHOLERNIE CIĘ PRZEPRASZAM..."
John spojrzał zdziwiony na napis. Po chwili oddał mi tabliczkę i z powrotem skupił się na drodze. Westchnęłam, zmyłam słowa i zrobiłam kolejny napis:
"CZY TO OZNACZA 'NIE WYBACZAM CI'?"
Westchnął głośno. Zatrzymał się na światłach, zmazał to, co napisałam i sam coś tam bazgrał. Kiedy zabłysnęło zielone, oddał mi tabliczkę i ruszył. Na tabliczce było narysowane duże serce, a pod nim podpis:
"Nie gniewam się :)"
Uśmiechnęłam się szeroko i położyłam mu dłoń na kolanie. Podniósł głowę. Kącik ust drgnął mu. Pogłaskałam go delikatnie. Uśmiechnął się leciutko. Aaaawh.
- To gdzie mam cię w końcu zawieźć? - odezwał się pierwszy raz od początku jazdy.
- "Do domu chyba... ewh. Znów samotny wieczór :("
- Możesz zostać u mnie. Obejrzymy coś...hm?
- "Jasne :D" - odwrócił wzrok, uśmiechając się szeroko - "Tylko, Deacks... ja nie mam żadnych rzeczy na przebranie..."
- Możemy jechać po rzeczy do ciebie. Zostaniesz u mnie do operacji, we wtorek pójdę z tobą, a potem się zobaczy. Pasuje ci, Cassey?
- "Tak, tak, tak! Pasuje bardzo! <3" - teraz to on się nie uśmiechał. On się szczerzył jak idiota. Po kilku minutach zaparkował pod moim domem.
20 minut zajęło mi zebranie rzeczy, i spakowanie ich do średniej wielkości torby. Zniosłam ją na dół, a John schował ją do bagażnika.
Włącz proszę :)
- Cieszę się, że zostajesz u mnie. Nie tylko ty spędzasz samotnie wieczory...
- "Jak to?"
- No... po prostu.
- "A kogo po koncertach obskakują fanki?"
- Może i mnie, ale co mi po fankach... wiesz... ja nie miałem ojca... wychowywała mnie mama... nie miałem ojcowskiej ręki... może dlatego mam taki a nie inny charakter, wiesz? Nie chcę fanek. Nie potrzebuję. Ja tylko chciałbym troszkę miłości i bliskości drugiej osoby. Ja nie potrzebuję żadnych... panienek na telefon... nie, nie o to mi chodzi... Chciałbym mieć kogoś... kto pozna mnie naprawdę... kogoś, kto będzie mnie kochał nie ze względu na to, że jestem sławny i bogaty... tylko chcę kogoś... kto pozna Johna... nieśmiałego Johna Deacona, a nie basistę Queen... - mówił cicho, patrząc w podłogę. Totalnie mnie zatkało. Chyba przed nikim jeszcze się tak nie otworzył, widziałam, że ciężko mu o tym mówić. Podeszłam bliżej i obejmując go w pasie, przytuliłam się do jego klatki piersiowej. Objął mnie ramionami. Staliśmy tak wtuleni w siebie i po prostu milczeliśmy... pół godziny? Godzinę? Sama nie wiem. Na niebie błyszczały gwiazdy i lśnił księżyc, wokoło nie było żywej duszy, gdzieś w tle słychać było cykanie świerszczy. Chwyciłam go za dłonie i spojrzałam mu prosto w oczy, lekko zadzierając głowę. Był ode mnie sporo wyższy, z 15 centymetrów na pewno... Pogłaskałam go po policzku, uśmiechając się delikatnie. Przyciągnął mnie do siebie, wplatając palce w moje włosy i pocałował mnie mocno. Przylgnęłam do niego, zarzucając ręce na jego szyję. Całował coraz pewniej, aż uginały się pode mną kolana. O Jezu kochany...
- To gdzie mam cię w końcu zawieźć? - odezwał się pierwszy raz od początku jazdy.
- "Do domu chyba... ewh. Znów samotny wieczór :("
- Możesz zostać u mnie. Obejrzymy coś...hm?
- "Jasne :D" - odwrócił wzrok, uśmiechając się szeroko - "Tylko, Deacks... ja nie mam żadnych rzeczy na przebranie..."
- Możemy jechać po rzeczy do ciebie. Zostaniesz u mnie do operacji, we wtorek pójdę z tobą, a potem się zobaczy. Pasuje ci, Cassey?
- "Tak, tak, tak! Pasuje bardzo! <3" - teraz to on się nie uśmiechał. On się szczerzył jak idiota. Po kilku minutach zaparkował pod moim domem.
20 minut zajęło mi zebranie rzeczy, i spakowanie ich do średniej wielkości torby. Zniosłam ją na dół, a John schował ją do bagażnika.
Włącz proszę :)
- Cieszę się, że zostajesz u mnie. Nie tylko ty spędzasz samotnie wieczory...
- "Jak to?"
- No... po prostu.
- "A kogo po koncertach obskakują fanki?"
- Może i mnie, ale co mi po fankach... wiesz... ja nie miałem ojca... wychowywała mnie mama... nie miałem ojcowskiej ręki... może dlatego mam taki a nie inny charakter, wiesz? Nie chcę fanek. Nie potrzebuję. Ja tylko chciałbym troszkę miłości i bliskości drugiej osoby. Ja nie potrzebuję żadnych... panienek na telefon... nie, nie o to mi chodzi... Chciałbym mieć kogoś... kto pozna mnie naprawdę... kogoś, kto będzie mnie kochał nie ze względu na to, że jestem sławny i bogaty... tylko chcę kogoś... kto pozna Johna... nieśmiałego Johna Deacona, a nie basistę Queen... - mówił cicho, patrząc w podłogę. Totalnie mnie zatkało. Chyba przed nikim jeszcze się tak nie otworzył, widziałam, że ciężko mu o tym mówić. Podeszłam bliżej i obejmując go w pasie, przytuliłam się do jego klatki piersiowej. Objął mnie ramionami. Staliśmy tak wtuleni w siebie i po prostu milczeliśmy... pół godziny? Godzinę? Sama nie wiem. Na niebie błyszczały gwiazdy i lśnił księżyc, wokoło nie było żywej duszy, gdzieś w tle słychać było cykanie świerszczy. Chwyciłam go za dłonie i spojrzałam mu prosto w oczy, lekko zadzierając głowę. Był ode mnie sporo wyższy, z 15 centymetrów na pewno... Pogłaskałam go po policzku, uśmiechając się delikatnie. Przyciągnął mnie do siebie, wplatając palce w moje włosy i pocałował mnie mocno. Przylgnęłam do niego, zarzucając ręce na jego szyję. Całował coraz pewniej, aż uginały się pode mną kolana. O Jezu kochany...
Wsunął delikatnie język pomiędzy
moje wargi, czyniąc ten pocałunek jeszcze bardziej namiętnym i czułym, a ja splotłam dłonie, zjeżdżając nimi na jego pas. Chwilę później oderwaliśmy się od siebie z szerokimi uśmiechami. Patrzył mi w oczy, głaszcząc palcami moją szyję. Chciałam mu przekazać, żebyśmy jechali do domu, ale tabliczka została w samochodzie, więc złapałam go za dłoń i pociągnęłam do środka.
Odpalił silnik i w parę minut byliśmy w jego domu.
- "WOW!"
- Eeee tam, taka sobie chatka - zaśmiał się cicho.
- "Jest zajebista i nie kłóć się, bo mnie ręka od pisania boli"
- No już dobrze - cmoknął mnie w skroń - Tu jest łazienka - otworzył mi odpowiednie drzwi - Jak skończysz to przyjdź do salonu, o tam. A jak coś to wo... aaa. No tak... Hmmm - zastanowił się chwilę - Jakby coś było nie tak, to popukaj w drzwi, ok? - kiwnęłam głową, uśmiechając się słodko i weszłam z torbą do łazienki.
Byłam gotowa po pół godzinie i wyszłam w krótkich, luźnych szortach i koszulce. John czekał na mnie w salonie.
- Chodź tu do mnie... - poprosił. Podeszłam do niego, a wtedy pociągnął mnie tak, że leżałam przed nim na kanapie, wtulona mocno. Pocałował mnie w szyję. Chciałam mruknąć, ale cóż... Nie wyszło. Jego dłoń obejmowała mnie na wysokości brzucha, drugą przeczesywał mi włosy. Czułam, jak zamykają mi się oczy. Zaraz tu usnę...
Położyłam rękę na jego dłoni i po chwili poczułam, że zasypiam...
***
Jeśli ktokolwiek to czyta, to BŁAGAM NA KOLANACH o jakikolwiek komentarz. Chcę wiedzieć, czy piszę dla siebie, czy chociaż dla kilku osób.
*--------------* i to to ja lubię! :3
OdpowiedzUsuńps. NIE BŁAGAJ NA KOLANACH, NIE BĘDZIESZ I TAK NIŻSZA ODE MNIE
Wiem, kochanie XDDDD Dziękuję za komentarz
Usuńuwielbiam twojego bloga!!! fajnie że wróciłaś! nie ochodź więcej bo będę płakać!! czekam na nową!
OdpowiedzUsuńMartyna
Już piszę część 7 tego, dziękuję za komentarz :)
Usuńsuper nie mogę się doczekać nowej!
OdpowiedzUsuńMarcja :**
Nowa będzie jeszcze dzisiaj, pozdrawiam i dzięki za komentarz :D
UsuńJulson come back <3 I to się mnie podoba :)
OdpowiedzUsuńOj uwierz, że mnie też :333
Usuń