środa, 4 grudnia 2013

TURN IT ON TONIGHT 17

 WIELKIE UKŁONY DLA PANNY AGATY! Gdyby nie ona, ten rozdział by nie powstał. Więc rozdział dedykuję Tobie, Pani May :333

Enjoy!

*****************************


Wysiadłam z samolotu i stanęłam na lotnisku. Zatrzęsłam się z zimna - zapomniałam jaka Polska chłodna i deszczowa.
Komunikaty dotyczące lotów były jak miód na moje uszy - piękny, ojczysty język polski, tęskniłam za nim...
Po godzinie w końcu odzyskałam swoje walizki i rozejrzałam sie w poszukiwaniu Dominiki i Pauliny. Są, są, tam stoją! Podbiegłam do nich.
- KAROLIIIIINAAAAA! - dosłownie rzuciły się na mnie, zaczęły ściskać, przytulać i wykrzykiwać coś do mnie.
Ja uśmiechałam się leciutko i pozwalałam im na to, ale sama byłam opanowana.
***
Weszłam do mojego starego mieszkanka. Wciągnęłam do płuc znajomy zapach i uśmiech wykwitł na mojej twarzy. Podeszłam do wieży stereo i włączyłam opcję 'CD'. Zgrzyt i płyta ruszyła... O,
Mötley Crüe!
Zaśmiałam się sama z siebie... Może nie będzie tak źle?
****************************************************
DWA MIESIĄCE PÓŹNIEJ
****************************************************
Studiuję. Dziennikarstwo. Muzyczne. Studiuję. Dziennikarstwo. Muzyczne. Studiuję. Dziennikarstwo. Muzyczne!!!!!!!!!!!!!!
Dostałam się!
Po miesiącu studiów stwierdzam, że to był idealny wybór. Robię to, co kocham :D
Dobrze, że mam laptopa z GG, Skype'm i czatem - gadamy ze Slashem, Mylesem, Cass czy Michelle godzinami!
Z gazet dowiedziałam się zaskakującej rzeczy - Brian wychodzi za Rose!
No i chyba najważniejsze... Jestem zaproszona na ślub... PODWÓJNY!
Slash i Michelle
Myles i Cassie
Jak słodziutko <3 To już za miesiąc, nie mogę się doczekać!
To chyba tyle z nowości, jakie mnie spotkały...

***************NIECO CZASU PÓŹNIEJ****************

O 4 nad ranem zadzwonił telefon. Myles. Znów zapomniał o różnicy czasu! U nich jest przecież dopiero 21! Argh...
- Haaaalo?
- Osz, cholera, znów zapomniałem o tej różnicy... Wybacz, Effy... - odezwał się skruszonym głosem Myles.
- Ależ kochany, nic się nie stało... - ziewnęłam - Coś nie tak?
- Bbbb... Bo wiesz... Przyleciałabyś na... Na wieczór panieński?
- Twój?!
- NIE!!! - wybuchnął śmiechem - Cass!
- Aaaa! Wybacz, o tej porze nie ogarniam...
- Jasne. To przyjedziesz...? - spytał niepewnie
- A kiedy to?
- Tydzień przed ślubem mamy wspólny, a dzień przed ślubem podzielony. MASZ być na obu!
- No już dobra, dobra... Czyli będę u was za...?
- Trzy dni - niemal czułam jak się uśmiecha
- Ty coś knujesz - stwierdziłam
- JA?! Nieee....
- Tak, Myles. Jeśli chcecie mnie zeswatać z Toddem, to i tak wam się nie uda! - wściekła rzuciłam słuchawką, a po chwili usłyszałam kolejny dzwonek
- Czego? - burknęłam do słuchawki
- Przepraszam...
- Myles... Zrozum, to jest moje życie, ok? Doceniam waszą pomoc, ale... Ale nie w tej sprawie.
- Dobrze... Dobrze. Ale... i tak przyjedziesz?
- Jasne. Dla was zawsze.
- Świetnie. To... W takim razie dobranoc!
- Papa - cmoknęłam w słuchawkę i w końcu wróciłam do łóżka.

********

- Naprawdę już będzie dobrze, Effs... - objął mnie mocno
- Todd... Nie zostawiaj mnie, ok?
- Ok... - wyszeptał i zaczął mnie cało.... CO?!

Zerwałam się na równe nogi. CO TO ZA SEN W OGÓLE?! Wytarłam spocone czoło. Który to już raz mi się śni?
Zrobiłam szybki przegląd osób: do Kennedych nie zadzwonię, do Briana w życiu, do... do Niego nie... Do Hudsonów nie zadzwonię, bo mają inne rzeczy do roboty... Do reszty nie mam numeru... Zdałam sobie sprawę z jednej rzeczy - w tej pieprzonej Polsce nie mam nikogo bliskiego. N I K O G O! Nie ma kuźwa. Wracam. Tak. Wracam.

****

Wyszłam z samolotu totalnie otępiała. Podróż minęła mi koszmarnie, wymiotowałam, bolała mnie głowa... Ale jak tylko wyszłam i odetchnęłam moim kochanym powietrzem - wróciłam do żywych. Teraz dylemat. Gdzie ja pójdę? Do Mylesa? Przeprowadzili się z Cass... Nie wiem gdzie... Cholera, niedobrze. Wyjęłam telefon i wybrałam po omacku numer.
- Halo? - usłyszawszy ten głęboki głos aż usiadłam. Cholera, znów mam pecha. - HALO?
- Hej... - odezwałam się nieśmiało
- Kar... olina?
- Effy. Nie Karolina. Effy.
- O. Okej. Coś... się stało?
- Ja... za bardzo nie mam gdzie się podziać. Dopiero przyleciałam...
- Ooo, jasne, zaraz po ciebie przyjadę.
- Dziękuję...


KILKANAŚCIE MINUT PÓŹNIEJ...


Ujrzałam człowieka, który tyle czasu był nieosiągalny... Czekałam na to spotkanie, przyznaję, że czekałam... Boję się trochę, po takim czasie...
- Cześć, Effy - jego uśmiech powalił mnie na kolana
- Hej... Dzięki, że przyjechałeś - nieśmiało wyszczerzyłam się do niego
- Jasne. Nie ma sprawy. To... gdzie mam Cię zawieźć? - zastanowiłam się chwilę. Todd patrzył ze źle skrywaną nadzieją, pewnie chciał, żebym jechała do niego. W sumie... co mi szkodzi? Challenge accept!
- To może... Hm... Mogę się u Ciebie przechować? - posłałam mu czarujący uśmiech
- Jasne! - taaa, ta radość w jego głosie...
Jechaliśmy króciutko. Kiedy tylko przekroczyłam próg domu, wszystkie wspomnienia od razu wróciły ze zdwojoną mocą...
- Gdzie mogę się rozpakować?
- Chodź - poprowadził mnie do sypialni, pewnie dodatkowej - Tutaj - uśmiechnął się lekko i usiadł na brzegu łóżka - Pomóc?
- Nie, nie... Nie trzeba - wyciągnęłam z torby pierwszą partię rzeczy i zaczęłam je układać. Nie zauważyłam, że wypadło mi coś.
- Twoje? - Todd trzymał w ręce fotografię Kate
- Tak - schowałam ją do torby i nagle zatęskniłam za małą.
- Coś się stało? - oczywiście. Odczytał nawet delikatne spuszczenie powiek. Znał mnie na wylot.
- Tęsknię za małą...
- Może chcesz się z nią zobaczyć? Zawiozę Cię!
- Ja... wiem gdzie to jest. Trafię. Ale dziękuję - spojrzałam na niego - Yhm... Chciałabym się przebrać... Mógłbyś...
- Jasne, już sobie idę - odparł i wyszedł z pokoju, zamykając drzwi za sobą. W ciągu 20 minut stałam zadowolona pod domem Briana, licząc na to, że Rose akurat nie będzie. Pukam.
- Br... O... Cześć - drzwi otwarł mi nikt inny jak Rose! Piękna, dziewczęca, z... ZAOKRĄGLONYM BRZUSZKIEM?
- Cześć. Czego chcesz?
- Chciałabym... Zobaczyć się z małą... Mogę? - lekki uśmiech rozjaśnił twarz Rose.
- Pewnie, wchodź! - poprowadziła mnie do salonu
- KAAAAAATE! KATE, SKARBIE! - dziewczynka zbiegła niemal od razu i zatrzymała się zdziwiona w drzwiach.
- Ma... Mama?
- Cześć, kwiatuszku! - uśmiechnęłam się szeroko, a Kate podbiegła i wtuliła się we mnie
- Czemu Cię tak długo nie było?
- A... Ma... Wyjechałam.
- Zostaniesz tu?
- Nie, maleńka, teraz masz Rose no i tatę... - usiadłyśmy na kanapie i dziewczynka zaczęła mi opowiadać o szkole do której niedługo, jako sześciolatka idzie.
Po kilkunastu minutach słychać kroki na schodach i nagle ktoś zaczyna się drzeć:
- CO TA KURWA TU ROBI? - odwróciłam się i zobaczyłam koszmarnie wkurzonego Briana. Wstałam, przestraszona - JAK MIAŁAŚ CZELNOŚĆ W OGÓLE TU PRZYJŚĆ?! PO TYM WSZYSTKIM? PO TYM, JAK SPIERDOLIŁAŚ MI SPRZED OŁTARZA? JAK MNIE OD DZIWKARZY I IDIOTÓW ZWYZYWAŁAŚ? I TY TU JESZCZE PRZYCHODZISZ?! - podchodzi blisko Rose - CZEMU JĄ WPUŚCIŁAŚ? POZWOLIŁEM? CO?! ODPOWIADAJ! - w oczach Rose zabłysły łzy. Postanowiłam coś zrobić
- Brian... Ona jest w ciąży, nie denerwuj się na nią... Nie krzycz, proszę... Ja... - nagle Rose krzyczy:
- BRIAN MA RACJE! MA RACJE! WYCHUJAŁAŚ GO, A TERAZ PRZYCHODZISZ JAK GDYBY NIGDY NIC! SPIEPRZAJ!
- Chciałam się z dzieckiem zobaczyć! Już nawet tego mi nie wolno?! - Brian mówi do Rose i Kate ostrym tonem:
- Idźcie na górę. Już! - obie biegną po schodach i słychać, jak zamykają z trzaskiem drzwi. Brian podszedł do mnie.
- Nienawidzę cię.
- Dlaczego!? - Kara, chyba się nie poryczysz?
- Za tą akcję przed ołtarzem!
- TA DZIWKA JEST Z TOBĄ W CIĄŻY!
- Nie jest dziwką. Jest moją dziewczyną! Kocham ją!
- A co ze mną?
- WYPIERDALAJ, BO CIĘ NIENAWIDZĘ!
- Brian...
- JESTEŚ GŁUCHA? SPIERDALAJ Z MOJEGO ŻYCIA! - powstrzymując łzy, wybiegłam z domu i szybkim krokiem skierowałam się do mieszkania Todda. Starałam się nie płakać, nie chciałam jakiejś troski, czy współczucia. Otwarłam drzwi i natychmiast przy mnie pojawił się Kerns.
- Jak wizyta? - uśmiechy, uśmiechy, uśmiechy. Ja nie wytrzymałam. Wybuchnęłam przejmującym płaczem, wieszając się na ramieniu basisty. Ten przytulił mnie z całej siły, chwycił za rękę i posadził na kanapie, sam siadając obok.
- Co się stało? - łagodny ton jego głosu był jak miód na moje zbolałe serduszko. Opowiedziałam mu całą historię, a chłopak słuchał w milczeniu, kiwając od czasu do czasu głową.
- Karola... - podniosłam głowę i napotkałam jego czułe spojrzenie.
- Todd, co Ty... - nie pozwolił mi dokończyć, wpijając się w moje usta. A ja idiotka, zamiast się odsunąć, oddałam pocałunek, przytulając go. Todd, wyraźnie ośmielony, wstał, chwytając mnie za ręce. Objęłam go w pasie, pozwalając się przycisnąć do ściany. Kerns całował coraz namiętniej, a ja coraz bardziej traciłam dla niego głowę... Jakiś głos wewnętrzny kazał mi przestać... Ale zagłuszyłam go od razu.
Po chwili nasze koszulki leżały gdzieś na podłodze, a my sami znaleźliśmy się na łóżku w sypialni Todda.
Basista zsunął się ustami na moją szyję. Jęknęłam cicho. Usłyszałam, jak mruczy mi do ucha:
- Czekałem i się doczekałem... - nie odpowiedziałam. Po chwili pozbył się z łatwością moich dżinsów i dolnej bielizny. Bez trudu zrobiłam to samo z jego ciuchami. Todd przekręcił mnie na plecy i wszedł mocno. Aaaajć....
Hmmm, okna są zamknięte? Nie jestem pewna czy chcę, aby cała ulica słyszała moje wrzaski... Nieważne.
Poddałam się mu całkowicie, podświadomie tęskniłam za tym uczuciem, tęskniłam za sypianiem z Toddem, ale sama przed sobą się nawet nie przyznawałam...
- Dobrze Ci? - to do mnie? Idiotko, jasne, że tak.
- Ja....k....chole....ra...doo....brze... - wyjęczałam, a Todd uśmiechnął się szeroko...

1 komentarz: