WENA POWRÓCIŁA!!! ŁI AR DE CZEMPIONS!!! Dobra, nieważne, czytajcie -.-
***
Dni, tygodnie, miesiące upływały nam obu spokojnie. Brian był dla mnie dobry, miły i
opiekuńczy; wszystko układało się tak jak chcieliśmy - ogólna sielanka.
Ale jak to z sielankami bywa, kiedyś musi je coś przerwać...
***
- Mała? - spytał cicho Brian
- Hm?
- Widziałaś moją kartę pokładową?
- Co? Gdzie się wybierasz?
- Do Londynu
- Co się dzieje?
- Kate jest chora - powiedział krótko, starannie układając koszule w
torbie. Miał zmęczoną twarz i wyglądał, jakby nie spał co najmniej od
kilku dni.
- BRIAN! - chwyciła go za ramię - Nic mi nie mówiłeś! Hej!
- Wybacz, Karola, wybacz, ale muszę. Trzymaj się - powiedział i wyszedł
- HEJ! NIE POŻEGNASZ SIĘ? - mężczyzna odwrócił się i przelotnie cmoknął ją w policzek, po czym wyszedł z domu.
Karolina usiadła na kanapie. Jeszcze nikt nigdy nie potraktował jej w ten sposób... Nie olał...Poczuła się nagle tak cholernie samotna... Chłopaki, w sensie Myles, Slash czy Frank byli w trasie... Przyjaciółka w Polsce... A może by tak...
***
- Halo?
- No.. Cześć Todd... Tu Karola... Czy ja bym mogła... Wiesz, przyjechać do ciebie?
- Jasne! A coś się stało?
- No... Opowiem ci, jak przyjadę, dobra?
- Okej, to na razie.
- Na razie, Todd.
*** KAROLINA ***
Niepewnie zapukałam do drzwi swojego byłego chłopaka. Otworzył niemal od razu.
- Witaj, słońce! O! - zdziwił sie nieco, zauważając mój wyraźnie zaokrąglony brzuszek - Widzę, że rośnie! - uśmiechnęłam się
- Tak, jak na drożdżach! W końcu to prawie 6 miesiąc... Eh.
- Co jest?
- Brian mnie olał i poleciał do swojej córki, której się wyrzekł. Ale Kate chora, to Brianek leci jak na zawołanie! - zaczęłam krzyczeć - A powiedział, że ani ona, ani ta zdzira z którą ma Kate go nie obchodzą! I co, kurwa, co?!?!?!
- Nie denerwuj się... - poprowadził mnie na kanapę - Nie powinnaś w tym stanie...
- Idiota! - fuknęłam, zakładając ręce na piersi. Todd uśmiechnął się pobłażliwie
- Nie wierzę... Przestań, martwi się tylko... W końcu... To mimo wszystko jego córka!
- A o swoje dziecko to się nie troszczy!
- Wiesz już jaka płeć?
- Będzie się nazywał Frederick Michael... Freddie po prostu - posłałam Todd'owi smutny uśmiech - Domyślasz sie czemu? - pokiwał głową
- Wiesz... Freddie jest mi bardzo bliski... Jest genialnym artystą... No i... Jejku, to Mercury! Nawet jeśli Brian będzie miał wąty, to ja zdania nie zmienię!
- Podoba mi się. Sam bym tak nazwał syna... Gdybym go miał.
- Todd... Rozumiem aluzję, nie jestem głupia!
- Nie, nie, żadnej aluzjii tu nie ma. Wybacz.
- No okej. Niech ci będzie.
- No! - uśmiechnął się z zadowoleniem i spytał cicho:
- A gdyby jednak... Dziewczynka... To jak?
- Isabelle Julia. Co ty na to?
- Pięknie. Mmmm... Karola? - przysunął się do mnie bliziutko
- Tak? - szepnęłam. Zapadła cisza. Mnie i Todda dzieliło już tylko kilka centymetrów...
- Nie, nic - odsunął się nagle - Masz, zadzwoń do niego.
- Do Briana?
- Tak. On nie zna mojego domowego numeru, więc spoko.
- No... Dobrze. - wykręciłam numer - Halo, Brian?
- Hej, Karolka... - powiedział zmęczonym głosem
- Coś nie tak? Przeszkadzam?
- Nie, nie... Tylko całą noc czuwałem przy Katie... I przy jej mamie...
- Przy mamie?
- Bo widzisz... To nie do końca Kate jest chora. To był tylko pretekst, żeby mnie tu ściągnąć. Susie... Ona umiera.
- COOO?
- Faza końcowa raka płuc... Nic nie wiedziała, a kiedy się dowiedziała, było już za późno...
- Ale... Ale co się stanie z...
- Katie? Nie wiem... - szepnął - Ale chyba... Nawet jeśli przez to mielibyśmy się rozstać... To w końcu moja córka i ja... Wezmę ją ze sobą do LA. Ja się nią zaopiekuję.
- A pomyślałeś, że ja oczekuję dziecka?!?!?! Ale widzę, że Freddie cię nic a nic nie obchodzi!
- Co? Jaki Freddie?
- Masz syna, Brian... I będzie miał na imię Frederick Michael.
- C... CO? ALEŻ TO WYJEBIŚCIE! - wrzasnął do słuchawki - Naprawdę się cieszę! Imiona genialne! Kocham cię, mała, kocham nad życie!
- Że jak? - roześmiałam się
- To co słyszałaś!
- Dobrze, że się cieszysz. Kiedy wracasz?
- Kiedy... - zniżył głos do szeptu - Kiedy będzie już po wszystkim...
- To znaczy? Chcesz powiedzieć, że...
- 20 godzin, Karola... Wybacz, muszę kończyć. - ostry dźwięk przerwanego połączenia kazał mi odłożyć słuchawkę. Katie będzie... córką Briana... czyli tak jakby i... moją!
- I co? - Todd patrzył na mnie z niepokojem
- Susie umiera - opowiedziałam mu o wszystkim. Todd tylko z całej siły mnie przytulił.
- Tak mi przykro, kochanie... - wyszeptał. Wtuliłam głowę w jego szyję i zapłakałam cicho. Wtedy basista delikatnie wpił się w moje wargi.
Trwało to może kilka sekund, ale...
- Todd, co ty...
- Ciiii. Już dobrze. Idź do domu, odpocznij, jasne?
- Dobrze... Dobrze. Dziękuję za wszystko i... Na razie!
- Pa! Wpadnij jeszcze!
- Na pewno! - odkrzyknęłam
***
Nazajutrz dostałam bardzo smutnego sms'a:
"I po wszystkim... Susie przegrała tę walkę. Katie płacze jak jeszcze nigdy... Ja też. Zostaję na pogrzebie. Wracam za 4 dni. Trzymaj się, pamiętaj, że Cię kocham. Twój na zawsze Brian."
Nagle dostałam drugiego sms'a. Byłam pewna, że pisze Brian, ale...
"Cześć. Chciałem Cię przeprosić za ten pocałunek. Mam nadzieję, ze nie jesteś zła. I chciałem też tylko spytać, czy nie zechciałabyś wyskoczyć ze mną na kawę? Todd"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz