czwartek, 17 kwietnia 2014

Queen rules, rules of music - PART 24

 Wybaczcie za przerwę, miałam zastój... I jak ktoś to w ogóle czyta, to czekam na komentarz! :D

*************

- No i jak tam? Dwa dni przed świętami, a wy z wizytą - przywitała się z uśmiechem lekarka - Kładź się, Cassie... To już prawie 5 miesiąc, co?
- No, jeszcze tydzień - uśmiechnęłam się lekko, podwijając koszulkę. Joe stanął się obok i głaskał moją dłoń.
- Dbasz o nią, Joe? - dopytywała się lekarka, która zwracała się już do nas po imieniu.
- Dbam, dbam - odparł - W końcu to moja żona!
- O, naprawdę?! Już!? Nic nie wiem, gratulacje!
- Dziękujemy... No, to jak maluszek?
- Za miesiąc się dowiecie płci... a teraz... hm... - przypatrywała się obrazowi na ekranie - Cass, ja cię nie chcę straszyć, ale... wydaje mi się, że tu jest dwójka...
- ŻE CO? - poczułam, że robi mi się słabo - Bliźniaki?
- Sama zobacz... albo i nie...? Nie widać dokładnie... - odwróciła do mnie ekran - Poczekaj chwilę - przełączała coś przez chwilę na maszynie do USG - O teraz... Nie, nie, jest jedno - roześmiała się. Wtedy usłyszeliśmy głośne 'uffff' i zaczęłyśmy chichotać na całego.
- Co, Joe, już się przestraszyłeś? - zażartowałam
- Żebyś wiedziała... - odparł z ulgą w głosie i cmoknął mnie w policzek.


***


- Steven...? Steven? Steven! STEVEN! - usłyszałem wołanie Emily. Kurwakurwakurwa, jestem w dupie!
Szybko pobudziłem moje ruchy, ruszając bardziej łyżką na której podgrzewałem upragnioną działkę heroiny. Za długo wytrzymałem bez... Od dwóch tygodni sobie biorę, ale mało, serio... Najwyżej dwie ćwiartki dziennie.
- STEVEN, NO!
- Już, już, momencik! - spanikowałem.
- Co ty tam robisz w tej łazience?!
- Ja... eee... mam randkę z kiblem! - wymyśliłem na poczekaniu.
- Od 15 minut? - Em zaczynała się wkurzać.
- Problemy żołądkowe noooo, zrozum... - jęknąłem, przelewając w końcu narkotyk do strzykawki. Zręcznie zapiąłem na ramieniu pasek i raz-dwa wkułem się w żyłę. Ooooooh yes...
Przepłukałem sprzęt, schowałem go za spłuczkę, umyłem ręce i wyszedłem, teatralnie się krzywiąc.
- Żyjesz? - spytała podejrzliwie moja dziewczyna - Chciałabym ci coś powiedzieć...
- Jasne! - byłem zgrzany i było mi w sumie wszystko jedno.
- Bo ja ci chciałam powiedzieć... że... - widać, że się denerwowała.
- No mów, skarbie - uśmiechnąłem się.
- Chodzi o to, że jestem w 2 miesiącu ciąży - wypaliła, a mi opadła kopara.
- Ale... ale... jak to w ciąży... że... że ja? Znaczy... Że ze mną?
- Tak, z tobą, Steven.
- Ale jakim cudem... ja... o kurwa... - byłem w szoku.
- Normalnie, Steven. Jak się uprawia seks bez gumki, co robimy notorycznie... Bo jesteś przekonany, że ja z moją sklerozą ZAWSZE pamiętam o tabletkach... To mamy! Steven... - chwyciła mnie za ręce, patrząc mi w oczy - Steven, czy ty jesteś naćpany? - ups.
- Ja... eee... nie...?
- Jesteś i to porządnie! - zdenerwowała się - Skarbie, nie dość ci odwyków? Obiecałeś mi, że nie będziesz brał...
- Ja... tego... przepraszam, Emily...
- Co mi po twoich przeprosinach, skoro robisz to dalej? Steve, ja się z tobą po prostu rozstanę i niech się dzieckiem opiekuje ktoś ODPOWIEDZIALNY.
- Nie, nie, nie! - przytuliłem ją do siebie - Nie zostawiaj mnie, ja się ogarnę, ja zrobię wszystko, ja...
- Cicho już - położyła mi palec na ustach - Nie ćpaj i wszystko będzie w porządku, Steven. Za dwa dni święta... Więc wiesz jaki mi zrobić prezent. Po prostu odstaw narkotyki, ok?
- Ja... znaczy, ja... chciałem...
- Nie odzywaj się, powiedziałam - przerwała mi, całując mnie w usta - A teraz powiedz... jesteś w ciągu?
- Nie - odparłem zgodnie z prawdą.
- Tyle dobrego... Pamiętaj. Albo odstawiasz, albo koniec z nami.
- Oczywiście.
- No to dobrze - uśmiechnęła się szeroko Emily.


***


- Na pewno wszystko mamy? - niepokoiłam się, po raz enty obchodząc salon dookoła.
- Mamy, kochanie, nie denerwuj się już... to szkodzi dzieciątku... - mruknął Joe, przyciągając mnie do siebie i całując moją szyję. Westchnęłam z rozkoszą, poddając się mu.
- Wiesz ty cooo?
- Hmmm?
- Cholernie mi się podobasz tak ubrany... - wyszeptałam mu do ucha.


- A ty mnie baaardzo podniecasz w tych obcisłych rurkach... - zamruczał, przesuwając dłonie na moje pośladki. Odwróciłam sie przodem do niego, całując go w usta.
- No już, już, zaraz wszyscy przyjdą, nie zdążymy... - odsunęłam mu dłonie - W nocy się tobą zajmę, a teraz zapal lampki na choince - jeszcze raz się pocałowaliśmy, po czym Perry poszedł zapalać lampki, a ja sprawdziłam jak tam moje potrawy. Wtedy rozległ się dzwonek do drzwi.
- Cześć! - uśmiechnęłam się, witając Toma i Annie oraz Joeya i Tatianę.
- Hejo... Jej, widziałaś, że śnieg spadł? Strasznie zmarzliśmy...
- Śnieg? - wyjrzałam zaskoczona przez okno... faktycznie! - O ja cie... Wieki go nie widziałam! Herbaty?
- Możesz zrobić... - odparł Joey wieszając kurtkę Tatiany i swój płaszcz na wieszaku - Ktoś już jest?
- Nie, jeszcze nie... JOE! TOM, JOEY, TAT I ANN JUŻ SĄ! - krzyknęłam.
- Jak tam twoje maleństwo? - Tatiana pogłaskała mój brzuszek.
- Na razie w porządku, rośnie - poprawiłam sweterek - I zaczynam przypominać hipopotama - zaśmiałam się, idąc do kuchni i włączając czajnik z wodą. Następny dzwonek do drzwi.
- Usiądźcie, ja otworzę - oznajmiłam, idąc na korytarz.
- O... hej - przywitałam się chłodnym tonem ze Stevenem - Emily, kochanie! - przytuliłyśmy się mocno.
- Cass, przepraszam - powiedział Tyler, patrząc na mnie - Pogódźmy się...
- Bo co?
- Emily jest w ciąży tak poza tym... Na lipiec ma termin... A ja nie chcę się kłócić... Chcę cię jako chrzestną... Cass, proszę...
- Oj, Steven, Steven... - przytuliłam się do brata - Niech ci będzie.
- Czyli z nami... ok?
- Tak - posłałam mu uśmiech - I gratuluję, przyszły tato. Gratulacje, Emily - cmoknęłam ją w policzki - Siadajcie do stołu, ja poczekam na Brada i Sonny... O, już są... Hej, kochani - otwarłam im drzwi - Zimno?
- Zimno - odparła cicho dziewczyna Brada, zrzucając płaszczyk.
- Dobra, skoro już jesteśmy w komplecie... - mówiąc to, weszłam do salonu i momentem się rozczuliłam widząc wszystkich razem - To chyba możemy zaczynać, nie? - wzięłam opłatek do ręki i podeszłam o Stevena.
- Oj, brat... Zdrowia, żeby ci gardełko grało, żebyś nie ćpał, był dobrym ojcem i wszystkiego dobrego.
- A ty, Cass, żebyś urodziła zdrowego synka, tak, życzę ci synka, też zdrowia, duuużo seksów z Joe i spełnienia marzeń - pocałowaliśmy się w policzki i połamaliśmy opłatkiem.
- Skarbie - poczułam pukanie w ramię.
- Joe! - uśmiechnęłam się, a Perry przytulił mnie mocno i zaczął mi szeptać do ucha:
- Nie wiem, czego ci jeszcze trzeba...
- Mam wszystko, bo mam ciebie... - odszepnęłam z czułością.
- Więc naszemu dzieciątku zdrowia, żeby było gitarzystą jak tata i żeby było takie śliczne jak mamusia - uśmiechnął się - No a tobie po prostu spełnienia marzeń, kochanie.
- A ja tobie życzę dalszej tak wspaniałej kariery... Żebyś wrócił do Asmith, ale też nagrał zajebisty album z JPP... no i... zdrowia, o! Żebyś nigdy nie brał... Żebyś mnie nie zdradzał... I dużo kasy i fanek - zaśmiałam się i pocałowałam go mocno - Kocham cię.
- Ja cię i tak bardziej - połamaliśmy się opłatkiem i podeszliśmy do innych osób.

Zauważyłam, że Joe i Steve skutecznie się omijali... W końcu tylko oni dwaj zostali. Wszyscy pozostali patrzyli na nich w napięciu.
- Joe...
- Steven...
- Ja...
- Nie, bo ja...
- Chciałem...
- Ja chciałem...
- Ja pierwszy...
- Nie, nie, ja zacznę...
- Ok, Joe, mów.
- To ty, Steve.
- Nie, nie, nie będę przerywał, zacznij.
- Ale ty możesz, ja poczekam...
- Ok, to... Przepraszam, Perry - spuścił wzrok Tyler.
- Ja też, Steven... To... Głupie było w sumie...
- Wiem, ja... Tak... Wybaczysz mi?
- A ty mi?
- Tak... Przecież jesteśmy Toxic Twins!
- Z Aerosmith - dodał Joe z uśmiechem i oboje rzucili się sobie w ramiona. Uśmiechnęłam się szeroko i kazałam wszystkim siadać do stołu.
- A ja... my... się chcemy pochwalić... - zaczął Steven - Bo my tego... ja... Znaczy Emily... jest w ciąży...
- 2 miesiąc... - dodała Em z uśmiechem. Wszyscy rzucili się ściskać ich i winszować, a ja z rozmarzoną miną położyłam dłoń na moim zaokrąglonym brzuchu i westchnęłam cichutko. To już 5 miesiąc i trzeba się zastanawiać nad płcią... Nad imieniem.


***


- Jeszcze raz powtarzam, że nie musiałeś...
- Ale podobają ci się?
- Nieziemsko... pięknie pachną, naprawdę cudownie - odłożyłam elegancki flakonik na półeczkę - A ty się wreszcie nie będziesz spóźniał!
- Hahahaha, jasne, jasne - zaśmiał się Joe, zdejmując z nadgarstka zegarek - Dziękuję ci po raz enty, kochanie... Chodź tu do mnie - pociągnął mnie na siebie i pocałował namiętnie.
- Ja też dziękuję... mmm... - podniosłam głowę tak, żeby mógł całować mnie po szyi, tak, jak lubię - Uwielbiam jak to robisz...
- Wieeem... - odmruknął, kontynuując.
- Trzeba wybrać imię dla... dzieckaaaa.... - jęknęłam cicho, kiedy wsunął dłonie w tylne kieszenie moich dżinsów.
- Jeśli będzie córka, to proponuję Janis... Albo Tatiana.
- A ja proponuję Steven, Michael albo James dla synka... Ale Steven najbardziej. Co ty na to?
- Steven przechodzi, 3 razy tak! A Janis?
- Też, piękne imię, no i jaka patronka, o! - uśmiechnęłam się - Joeee?
- Tak?
- Pocałuj mnie jeszcze...
- Robi się! - wpił mi się w usta, kładąc dłonie na moich pośladkach i mrucząc cicho - Podniecasz mnie, wiesz...?
- Wiem... Ty mnie też... - rozpięłam mu koszulę, zrzucając ją poza łóżko - Jesteś cholernie seksowny, mrrrr....
- Ty bardziej, mrał - wsunął mi ręce pod koszulkę i zdjął mi ją zręcznie.
- Ej... - odsunęłam lekko jego dłonie - Idźmy dziś spać, jestem zmęczona... Wiem, że ci obiecałam... ale w ciąży szybciej się męczę... zrozum...
- Nie ma sprawy, dobranoc - pogłaskał mnie po włosach w tym samym momencie, w którym zasnęłam.


*** 3 MIESIĄCE PÓŹNIEJ, MARZEC, 1981 ***


- Dzień dobry, Emily, jak tam? - moja ginekolog (tak, tak, ta sama, co od Cassie) przywitała mnie i Stevena z uśmiechem - Cześć, Steven!
- Dobry - puścił jej oczko Tyler, a ja położyłam się na fotelu i powiedziałam:
- Czuję się jak hipopotam, kurwa - na co lekarka zaśmiała się głośno i podwinęła mi koszulkę, smarując mój brzuch jakimś żelem.
- 5 miesiąc... Jak się czujesz, oprócz hipopotama?
- Ale zabawne... - zachichotałam mimowolnie - W porządku, myślę, że jest ok.
- W takim razie zobaczmy... - ginekolog długo jeździła po moim brzuchu, w końcu spojrzała na nas i powiedziała - Wiecie co...
- Tak? - usłyszałam zaniepokojony głos Stevena.
- Emily, Steven... Będziecie mieli bliźniaki - oznajmiła lekarka - Dwie śliczne dziewczynki!
- Ło kurwa... 3 baby w domu... - Tyler podrapał się po głowie.
- Nie cieszysz się? - posmutniałam.
- Ale co ty, zwariowałaś, mała?! BARDZO SIĘ CIESZĘ! - pocałował mnie mocno w usta, po czym wyszczerzył się szeroko - Będę miał dwie córeczki, jej, jej, jej!
- Chcesz zobaczyć, Steve? - spytała ginekolog.
- Jasne!
- Tutaj, zobacz - pokazała mu ekran - Widzisz? Jest... jedna, o... I druga!
- Oja... Ale to... to... - wzruszył się wokalista - Wiesz co, Emily? Kocham cię kurwa!


***


- Jak się czuje moja księżniczka? - Joe zastał mnie przy śniadaniu - Co tak wcześnie na nogach, hm?
- Jakoś nie umiałam spać... Steve kopie jak cholera... - pomieszałam łyżką w jogurcie i odstawiłam go na bok. Joe nachylił się i pocałował mnie w policzek i w usta.
- Idę na próbę zaraz... Dasz sobie radę, prawda?
- Jasne, no ej... Idę z Emily, Annie i Tatianą na zakupy zresztą... Sonny nie wyciągnęłam... Chyba jest zajęta ślinieniem się do waszego teledysku - zaśmiałam się cicho.
- Możliwe. Jakby coś się działo, to wiesz... Jestem pod telefonem.
- Dobrze - posłałam mu uśmiech - Zjesz coś? Zrobić ci?
- Nie! Coś ty, sam sobie zrobię! Ty musisz...
- Odpoczywać - przerwałam mu, krzywiąc się - Wiem, wiem, ale to nudne! Nie pozwalasz mi nic robić, no weź... A właśnie!
- Hm?
- Mam termin na 10 maja, ale Christiane, wiesz, moja ginekolog, powiedziała, że Steven jest tak ułożony, że raczej na pewno się pospieszy i mamy na koniec kwietnia być gotowi, jedziecie gdzieś?
- Kurwa jasna cholera, trasa po Stanach! - złapał się za głowę i zaczął nerwowo chodzić po kuchni.
- Joe... - wstałam i chwyciłam go mocno za nadgarstki, przyciągając go do siebie - Nie panikuj... Macie aerolot, zdążysz wrócić jeśli się zacznie... Skurcze najpierw są co kilka godzin, mogą trwać do doby, zanim się zacznie zwiększać częstotliwość... Zadzwonię po ciebie.
- A jeśli będę grał koncert?
- To twojemu managerowi. Albo zaczekam te dwie godziny.
- Ewwwh... - położył głowę na moim ramieniu - Kocham cię, maleńka.
- Ja ciebie bardziej, wiesz o tym - odparłam, kiedy zadzwonił telefon. Perry odebrał:
- Tak? ... Co będziesz miał? DWÓJKĘ?! O kurwa... Ta?! To gratulacje! Pewnie, przekażę! Jasne! Tak, tak... Na kiedy? O... Jasne. Dobra, nara. No... No pa.
- Kto to był?
- Steven i Emily. Nie uwierzysz!
- Wal!
- Będą mieli bliźniaki! Dwie dziewczynki!
- O ja cie... Ale super! - aż podskoczyłam - Muszę jej pogratulować! - przeczesałam Joemu włosy dłonią i zamruczałam, wtulając się w jego ramiona.
- A co to za kotek? - uśmiechnął się czule, głaszcząc mnie po głowie.
- Mrał - odparłam, całując go w szyję - Kotek idzie się ubrać i spada na zakupy... O której wrócisz?
- Nie wiem, zależy jak skończymy... Nagrywamy drugi krążek z 'Joe Perry Project'! - pochwalił się.
- A do Aerosmith wrócisz?
- Na razie nie chcę. Gadaliśmy o tym ze Stevenem, on rozumie.
- Ale trasę z nimi zagrasz?
- Zagram, zagram. Po to teraz idę na próbę do Aero, a potem do JPP. Eh... Wrócę do południu, nie czekaj z obiadem.
- W porządku... To do zobaczenia - wpiłam mu się w usta.
- Kocham cię i uważaj na siebie!
- Będę. Ty również - odparłam i pobiegłam na górę.


Przebrałam się w luźną tunikę i legginsy, założyłam wygodne sandały, zrobiłam makijaż i wyszłam z domu. Joego już nie było, więc zamknęłam dom na klucz. Dziewczyny siedziały już w bordowym kabriolecie Tatiany, która siedziała rozparta za kierownicą.
- Cześć! - zawołałam, wskakując na tył między Annie i Emily - Em, kochanie, gratuluję ci bliźniaczek! - cmoknęłam ją w policzki.
- Dzięki, dzięki... Pogratuluj też Tatianie!
- A czego?
- Zobacz! - Tat wyciągnęła dłoń, pokazując pierścionek zaręczynowy - Joey oświadczył mi się dziś rano!
- Boże, jak cudownie! To teraz wszystkie jesteśmy zaręczone, znaczy ja po ślubie, ale wy!
- Nie - burknęła Emily.
- Jak to n... A tak... Ty się nie chwaliłaś ani nic... Nie oświadczył ci się?
- Nie, jak widać, nie... - posmutniała.
- Eeee, na pewno to zrobi! - klepnęła ją w ramię Ann - Nie myśl teraz o tym, bo idziemy na shoooooooopping!
- Ej miałam taki pomysł, ale... - zaczęłam, zakładając na nos okulary słoneczne.
- Wal, mała - zachęciła Tatiana, dodając gazu.
- Bo... chciałam sobie wydziarać... na łopatce... Taki fajny tatuaż z imieniem i nazwiskiem Joego... Dobre?
- Zajebiste, on będzie zachwycony! - zawołała Ann.
- Mówisz?
- No ej, to jest Joe! - Tat odgarnęła włosy.
- Jejku, za dwa tygodnie 8 miesiąc i po seksie... - posmutniałam lekko.
- Czemu? - zdziwiły się.
- Brzuch zawadza... Poza tym, trzeba uważać, bo Steve jest tak ułożony, że raczej na pewno się pospieszy tu do nas...
- Zawsze może... Wiesz... W końcu Perry jest gitarzystą, nie? - mrugnęła do mnie Emily - Skoro wycina takie solówki na koncertach to i z tobą sobie poradzi!
- Trzeba zadowalać żonę w ciąży! - zaśmiała się Annie.
- Pewnie, zresztą nie tylko rączki mu Bozia dała! - chichotała za kierownicą Tatiana - Aaaaaawh, sama bym się z nim przelizała, Jeeeeeeeeezu!
- No pewnie, już ci pozwolę! Jeśli chodzi o usta, to tu może lepiej niech Emily się wypowie! W końcu to jej facet ma gębę jak Wielki Kanion - zauważyłam i cała nasza czwórka ryknęła śmiechem.
- Używa ich do czegoś oprócz wycia i narzekania? - spytała Ann.
- Żebyście wiedziały, oooo tak - rozmarzyła się Em.
- Dobra, dobra, dochodzisz? - dogryzła jej Tatiana, zatrzymując się na parkingu - To co? Jaki plan?
- Ja idę się wydziarać - oznajmiłam.
- Ja i Ann idziemy szukać gorsetów... - dodała Tat.
- To ja idę z wami i poszukam na wieczór czegoś seksi... - zastanowiła się Emily - Widzimy się za dwie godziny tutaj i pójdziemy razem na sukienki, ok?
- Ok! - zgodziłyśmy się i rozeszłyśmy. Ja poszłam do Price Tatoo, najlepszego salonu tatuażu w mieście. Trochę się bałam, ale...


***


- No jesteś, mała! 10 minut spóźnienia!
- Sorry, łopatka mi się suszyła... - odparłam, odwracając się tyłem i pokazując dziarę:


Dziewczyny zaczęły się zachwycać i oglądać ją.
- Boli? - spytała Tatiana.
- Już nie, przedtem bolało... Ok, słuchajcie, chcę jakiś komplet na wieczór... Albo nie - skrzywiłam się.
- Czemu nie? - zdziwiła się Emily.
- Bo nie wyglądam seksownie z brzuchem - westchnęłam.
- Co ty gadasz! Idziemy i kupujemy najseksowniejszą bieliznę jaką znajdziemy! - pociągnęły mnie w stronę sklepu, a godzinę później...


- Ja tego nie założę, weź, on mnie wyśmieje... - żaliłam się, patrząc na komplet.


- Założysz, a jemu stanie do sufitu - zapewniła Tatiana - Weź, weź, weź, jesteś śliczna i wszyscy się w tobie podkochują!
- CO?!
- Steven powiedział, że gdyby nie to, że jesteś jego siostrą, to już by się wziął za ciebie! - dodała Emily.
- Całe Aero ma tego Playboya z tobą i Joe - Ann chwyciła mnie pod ramię - Naprawdę nie masz się czym martwić.
- Powiem mu, że już nie możemy... I tyle. Weźcie, serio myślicie, że podnieci go hipopotam z takim brzuchem?
- Już nie przesadzaj, masz ładny brzuszek, wcale nie duży... A ja?! Mam bliźnięta, wiesz jak ja będę wyglądała? - załamała się Emily.
- Kupuj, a nie gadaj! - zaciągnęła mnie do kasy Tatiana. Uległam i zapłaciłam szybko, po czym ruszyłyśmy na sukienki i inne duperele.


***


Kiedy wróciłam, Joego jeszcze nie było. Zadzwoniłam więc:
- Halo? - przeszedł mnie dreszcz na dźwięk jego głębokiego głosu .
- Joe?
- O, hej, kochanie!
- O której przyjdziesz?
- Wybacz, ale będę po 20... Nagrywamy dzisiaj, zapomniałem o tym...
- To nawet lepiej. Nie pij dzisiaj.
- Nie miałem takiego zamiaru.
- I bądź przed 22.
- Będę.
- To...
- Buziaki, papa!
- No pa, skarbie - odłożyłam słuchawkę z cwanym uśmieszkiem. Oj, czekaj, Pereira, czekaj...


***


Za dziesięć 22 usłyszałam trzask drzwi wejściowych i wołanie Joe:
- Jestem!
- Przyjdź na górę! - odkrzyknęłam, kładąc się bokiem na łóżku, tak, aby nie był widoczny mój tatuaż - to pokażę mu później.
Po chwili Perry otworzył drzwi i wszedł do sypialni...
- O Chryste Panie... - jęknął, opierając się o ścianę.
- Niespodzianka, skarbie - uśmiechnęłam się, pokazując mu ręką, że ma podejść - Podoba ci się?
- No jeszcze się kurwa pytaj... - odparł, oddychając szybko. Usiadł obok mnie, a wtedy zręcznie popchnęłam go na plecy i usiadłam mu na biodrach.
- Podniecam cię chociaż trochę? - spytałam, choć doskonale zdawałam sobie sprawę z jego nieco ciaśniejszych w okolicach rozporka spodni.
- N...o...ej...raczej! - wyjąkał.
- To przejmij inicjatywę, bo ja... - położyłam dłoń na brzuszku - Nie za bardzo mam pole do działania. Ale w sumie... - złapałam za sznurki przy jego dżinsach, rozwiązując je szybko. Joe zręcznie chwycił mnie w talii i przekręcił na plecy, nachylając się nade mną. Rozpięłam mu rozporek i zaczekałam, aż zrzuci spodnie poza łóżko.
- Komuś tu stanął... - obrzuciłam go wzrokiem.
- Dziwisz się? - przywarł do moich ust, wsuwając mi język między wargi. Zamruczałam, po omacku rozpinając mu koszulę i odrzucając ją. Czułam ciepło bijące od jego ciała, ten przyjemny zapach, przesuwałam dłońmi po jego torsie napawając się dotykiem lekko wilgotnej skóry...
Próbował rozpiąć paseczki od pończoch palcami, ale niezbyt mu się to udawało, tak bardzo trzęsły mu się dłonie.
- Zębami, kotku... - szepnęłam mu do ucha. Tak też zrobił - chwycił każdą z klamerek i odczepił oba paski.
Przesunął rękami po mojej talii, a ja wygięłam się w łuk pomagając mu zdjąć ze mnie gorset. Palcami przejechał od mojej szyi, aż do linii dolnej bielizny, wywołując u mnie rozkoszny dreszcz.
Zaczął całować moją szyję, a po chwili zjechał na dekolt. Miał cholernie gorące wargi, każdy jego pocałunek dosłownie palił żywym ogniem...
- Jo...e... - jego imię było w tym momencie deklaracją, wystarczało za wszelkie słowa mogące opisać to, co teraz oboje przeżywaliśmy...
- Czyżby było ci dobrze? - zamruczał. Mój jęk wystarczył mu całkowicie.
Jego dłonie błądziły teraz gdzieś przy moich udach. Oddychałam szybko, drżąc na całym ciele. Syciłam się tym delikatnym dotykiem, pragnęłam go coraz bardziej, coraz mocniej...
Wbił mi paznokcie w skórę, na co moje gardło zareagowało głośnym krzykiem... Bolało... Tak cholernie, podniecająco bolało...
Joe cofnął ręce, pewny, że ten ruch nie był prawidłowy...
- Rób...mi...tak... - jęknęłam mu prosto do ucha, poddając się totalnie - Jestem...twoja... - te dwa ostatnie słowa stanowiły pieczęć nad każdym następnym jego ruchem. Wiedział, że mnie ma. I potrafił to wykorzystać...

Każde kolejne wbicie paznokci pogłaśniało symfonię wydobywającą się z mojego gardła. Przerwał ją niemal natychmiast brutalnym pocałunkiem. Nie zaprotestowałam...
To podniecało... Paliło żywym ogniem... Ta świadomość bycia tylko i wyłącznie jego... Świadomość tego, że oddałam się mu cała...

Przyjemny ból został zastąpiony delikatnym, czułym dotykiem jego szczupłych palców. Jęknęłam, mimo tego, że nadal mnie całował...
Przesunął palcami mocniej, a ja udowadniałam swoją znajomość alfabetu, zaczynając od pierwszej jego litery:
- Aaaaa.... - należy się celujący, prawda? Robił to coraz mocniej, nie zważając na wysiłki mojego gardła.

Zsunął ze mnie resztę bielizny, drżąc mocno. Pragnął mnie totalnie, tak, że bardziej już się nie dało... Słyszałam jego przyspieszony oddech tuż przy moim uchu...
Chwyciłam za materiał jego obcisłych bokserek i zdjęłam je szybko. Joe nie wytrzymał i wszedł we mnie cholernie mocno, wyginając się lekko w tył.
Ciszę w sypialni przerwał mój głośny krzyk i przeciągły jęk Joego.
- Uwaaa....żaj...na Ste....ve....nka... - wykrzyczałam, obejmując mojego gitarzystę w pasie.

Perry przyspieszał coraz bardziej, zgodnie z naszymi jękami, które pieściły nasze uszy tak, jak my siebie nawzajem. Teraz już oboje nie potrafiliśmy się powstrzymać od krzyków rozkoszy... To było zamknięte koło. Im robiliśmy to mocniej, tym głośniejsze były nasze jęki, a im głośniej jęczeliśmy, tym bardziej wzmacnialiśmy nasze ruchy...

Doszłam pierwsza, on zaraz za mną. Opadliśmy oboje na plecy, dysząc ciężko. Joe przyciągnął mnie do siebie i pocałował namiętnie.
- Kocham to z tobą robić... - wymruczał mi do ucha.
- Ja teeeeż... a wiesz... mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę! - podniosłam się i odwróciłam tyłem, wcześniej zapalając małą lampkę - I jak ci się podoba?
- O ja pierdole... to jest... zajebiste! - poczułam jego miękkie wargi całujące leciutko skórę, gdzie znajdowała się dziara - Kocham cię, maleńka...
- Ja cię bardziej, już mówiłam! - objęłam go za szyję.
- Dziękuję za to... - przesunął po tatuażu opuszkiem palca - Jest śliczny... I wiele dla mnie znaczy.
- Dla mnie również. TY dla mnie wiele znaczysz, Joey - uśmiechnęłam się słodko, a gitarzysta przytulił mnie do swojego torsu.

6 komentarzy:

  1. *.* chcemy następny rozdział! XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam serdecznie!
    Chciałabym z całego serca zaprosić do zajrzenia na nowo powstałego bloga o przygodach pewnej młodej, szalonej hippiski żyjącej na przestrzeni cudownych lat 60' i 70'. ;)
    Jeżeli sieję spam właśnie na tym blogu to zapewne regularnie go czytuję, a może nawet pozostawiam anonimowe komentarze.
    Bardzo przepraszam za zbędny komentarz, ale bardzo mi zależy na opinii jak największej liczby blogerów, czytelników. ;)

    http://lonely-nights-hippies.blogspot.com/
    ☮ ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Zostałaś nominowana do Libster Award. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej kochana mylesowo nominowałam Cię do liebster awards!

    XOXOXOX

    &obiecuję, że nadrobię...serio!

    OdpowiedzUsuń
  5. Gratulacje! Twój blog został nominowany do Liebster Award.
    Więcej: http://one-rainy-dream.blogspot.com/2014/05/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń